Na te zawody czekać trzeba było długo. Od momentu zaplanowania Cold Waves by Porsche, przygotowania listy uczestników i logistyki, trzeba było poczekać na fale, czyli wiatr i dobrą pogodę. Idealne warunki do surfowania nad polskim morzem nie zdarzają się zimą za często. Dlatego zawodnicy długie tygodnie czekali na znak.
Oczekiwanie trwało dokładnie od 1 lutego. Najpierw był wstępny sygnał o sprzyjających warunkach. Gdy już wyznaczono datę rywalizacji, uczestnicy dostali 48 godzin, aby przyjechać do Władysławowa. Surferzy nadciągali z Francji, Hiszpanii, Szkocji, czy Irlandii. Rok temu pojawił się nawet uczestnik z... Australii. Nie przeszkadzało mu, że dłużej leciał, niż rywalizował. No cóż - życie surfera pełne jest przygód.
W tym roku jeden z uczestników dotarł na miejsce około czwartej nad ranem, cztery godziny przed briefingiem poprzedzającym rywalizację, a pięć przed startem eliminacji. Na nogi szybko postawił go Bałtyk. Ze swym orzeźwiającym powietrzem, kilku stopniami na plusie, kilkustopniową wodą, promieniami słońca, które nagle przykryły chmury, zrzucając przy okazji śniegowe płatki.
Ale skoro impreza nazywa się Cold Waves, to musi być zimno i to też dla wielu jest wyzwaniem, czy magnesem. W tym roku nad polskie morze przybyło 26 uczestników i 16 uczestniczek. Odziani przeważnie w pięciomilimetrowe pianki, specjalne buty, rękawiczki i kaptury na głowach, ruszyli w czwórkach do pierwszej części zawodów. Do kolejnej rundy przechodziły dwie najlepiej punktujące osoby.
W wyzwaniu, jakim było Cold Waves, brał udział m.in 13-letni Tomek Budziński, mistrz Polski w klasie Open, obecnie mieszkający na Fuerteventurze.
- Zastaliśmy na zawody zaproszeni i to było dla nas wyróżnienie - mówi nam tata Tomka, pan Roman, który jest znanym trenerem w Sopockim Klubie Żeglarskim. To on był pierwszym trenerem Przemysława Miarczyńskiego, medalisty olimpijskiego. Mamą Tomka jest Anna Gałecka, uprawiająca żeglarstwo, specjalizująca się w windsurfingu i olimpijka z Sydney. Przy takiej konfiguracji Tomek sporty wodne ma w genach i razem z siostrą Jagodą odnoszą w nich sukcesy. Deska w zimowej scenerii to jednak dla Tomka nowość.
- Podjęliśmy taką decyzję, że jeżeli zawody przypadłyby w lutym, to byśmy zrezygnowali. W kwietniu chcieliśmy spróbować. Kiedy teraz był alert i data zawodów, na ostatnią chwilę udało się załatwić bilet. Syn się szykował do szkoły, a poleciał na zawody. Z Fuerteventury do Krakowa, stamtąd do Władysławowa. Pierwszy raz będzie w takim zimnie. Nigdy nie pływał w butach i rękawiczkach i przyzwyczajony jest do cieplejszego klimatu. Powiedziałem, że jak poczuje dyskomfort, to ma wyjść z wody - opisuje pan Roman. Było ciężko, ale Tomek został do końca swej tury.
Młodych, których do surfingu wciągnęli rodzice, było zresztą więcej. Jedną z młodszych uczestniczek była też Emma Ridolfini. Jej mama jest Polką, tata Włochem. Emma trenuje we Włoszech, w Ostii czy Sardynii.
- Mój tata uprawiał windsurfing. Ja całe życie, siedziałem nad morzem. No i tak się ta przygoda z deską u mnie zaczęła - mówi nam Emma. Z racji tego, gdzie mieszka, to zwykle trenuje w cieple, ale nad Bałtykiem czuje się dobrze.
- Lubię te zawody, mają niesamowity klimat. Byłam na wakacjach nad Bałtykiem, jak byłam mniejsza. Fajnie, bo było tu trochę chłodniej. W Warszawie mam babcie. Lubię przyjeżdżać do Polski, bo uwielbiam polskie jedzenie i klimat - uśmiechała się.
Zawodnicy na zimno generalnie nie narzekali. Przekazywali, że w wodzie go nie czuli. Po wyjściu na plażę grzali się w zainstalowanej balii. Więcej problemów sprawiały im bałtyckie fale.
- Warunki były ciężkie, mocny prąd, fala typowo bałtycka. Trzeba mieć doświadczenie i kondycję. Zimna nie poczułem, choć przy pierwszych dwóch duck dive’ach, (wejścia pod falę) to aż mi zmroziło głowę, ale potem już się o zimnie nie myślałem - przekazywał na gorąco Antonii Wyrzykowski.
Do dalszych faz rywalizacji przechodzili głównie zawodnicy z zagranicy. Rywalizację u pań wygrała Brytyjka Alys Barton, która na najwyższym stopniu podium stanęła również rok temu. Druga była Camilla Kemp, uczestniczka ostatnich igrzyskach olimpijskich. Trzecie miejsce zajęła Ariane Ochoa. U panów najlepszy był reprezentujący Francję, a urodzony na Gwadelupie Enzo Cavallini. Na kolejnych miejscach uplasowali się Gearoid Mcdaid, Guilherme Fonseca.
- Ostatnio byłem w Szwajcarii, poleciałem do Francji, stamtąd udałem się na treningi do Portugalii i to tam dostałem informację, że jest alert i konkretna data zawodów w Polsce. Nie miałem ze sobą nawet wszystkich moich rzeczy, ale przyleciałem tu od razu i udało się wygrać - mówił nam tuż po triumfie.
Cavallini w Polsce pojawił się pierwszy raz. Przyleciał tu dosłownie na 48 godzin. Bałtyk go nie zmroził. - Na północnych morzach jeszcze nie pływałem, ale jest tu fajnie. Ludzie są sympatyczni, znakomite zawody - uśmiechał się bogatszy o 5 tys. euro. Tyle wynosiła nagroda za pierwsze miejsce. Kolejni zawodnicy, którzy stawali na podium, dostawali o dwa tysiące mniej. Zawody Cold Waves rozgrywane są na Bałtyku od trzech lat.
Komentarze (0)
Surferzy z całej Europy zjechali nad Bałtyk. "Zmroziło mi głowę"
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!