Pierwsza piątka tygodnia NBA według Z Czuba

Minął pierwszy tydzień z okładem (pardon opóźnienie, jak zwykle accidento bizarro) nowego sezonu NBA, który stał pod znakiem niesamowitych wyczynów statystycznych, także in minus. Oto kolejny odcinek naszego cyklu o lidze, w której duże ilości naraz nawiązań do ''Futuramy'', zdarzają się.

Rajon Rondo (Boston Celtics)

GETTY IMAGES/Ronald Martinez

Wow. 17, 9, 24, 17, 15. To ilość asyst notowanych przez Rajona Rondo w pierwszych meczach nowego sezonu. Wow. Co nie Zoidberg?

82 asysty w pięciu pierwszych meczach sezonu to rekord NBA, lepszy o jedną sztukę od dotychczasowego należącego do Magica Johnsona (1988) i Johna Stocktona (1989). Ale rekordów można Rondo naliczyć więcej, bo 67 kończących podań w 4 meczach na otwarcie to także najlepszy wynik w historii, jego kosmiczne triple double z meczu przeciw Knicks (10/10/24) była dopiero drugim takim osiągnięciem (dotychczas tylko Isiah Thomas w 1985 zaliczył triple double z przynajmniej 24 asystami), a 17 asyst przeciwko Heat to trzeci wynik w historii meczów otwarcia (John Stockton miał 19 w 1989, Tim Hardaway 18 w 1990, a Oscar Robertson 17 w 1971). Nieźle. Gdzie tam nieźle - wow, powiadam Wam. Doskonale pamiętam jak w zeszłym roku o tej porze wyliczałem Rondo jego niecelne rzuty osobiste i zastanawiałem się czy uda mu się pobić rekord najgorszego procentu wolnych wśród guardów - wygląda na to, że teraz będę uskuteczniał Rekord Asyst Watch: póki co rekordzistą pod względem łącznej i średniej ilości asyst w sezonie jest John Stockton, który we wspomnianych kategoriach zanotował, odpowiednio, 1164 (90/91) oraz 14,5. Rondo póki co ma średnią 16,4 asysty na mecz. Wow. Ale żeby nie było - w kolumnę skuteczności rzutów osobistych też mu będę patrzył (na razie 57,1%, niechlubny wyczyn Geralda Wilkinsa z 1986 to 55,7... just sayin'...).

John Wall (Washington Wizards)

Po pierwszych meczach jasne jest, że jeśli w całą sprawę nie wtrącą się kontuzje, o tytuł najlepszego debiutanta roku walczyć będą John Wall oraz Blake Griffin. Griffin swoją grą nad obręczami sprawił, że teraz nawet kosze w hali Staples Center są złe na los, że ''grają'' dla Clippersów. Póki co jednak to John Wall dokonał czegoś, czego przed nim nie dokonał żaden inny zawodnik - zdobył w jednym meczu (debiucie przed własną publicznością przeciwko Sixers) 29 punktów, 13 asyst i 9 przechwytów. W tamtym spotkaniu dokonał jeszcze jednej rzeczy, która wcześniej nie udała się ani Oscarowi Robertsonowi, ani Jordanowi, ani Magicowi, ani LeBronowi, ani Howardowi Eisleyowi - miał takie wejście:

Jeden przechwyt więcej i trzeba by to wszystko nazwać ''quadruple double''.

Carlos Boozer (Chicago Bulls)

Carlos BoozerCarlos Boozer GETTY IMAGES/Doug Benc

Ofiara najgłupszej kontuzji tego sezonu wystąpił ostatnio w reklamie razem z Jonem Barrym oraz Danilo Gallinarim. Nie wiem czy spot kręcony był przed czy po niefortunnym spotkaniu z torbą podczas próby otworzenia drzwi, ale na pewno Boozer powinien mieć się na baczności za każdym razem kiedy jego życiowe plany mają jakiś związek z drzwiami.

Z drugiej strony ciężko winić Boozera za jego lekkomyślność. Jeśli lubi kanapki z ostrym sosem, to lubi kanapki z ostrym sosem. Mężczyzna powinien być kategoryczny w kwestii jedzenia. Co nie Zoidberg?

Dwight Howard (Orlando Magic)

W długiej historii indolencji na linii rzutów wolnych Dwighta Howarda, pojawił się nowy rozdział. Na fragmencie meczu z Washington Wizards widać, jak Howard zostaje zdjęty z boiska pod dwóch cegłach osobistych i zaczyna robić pompki przy ławce rezerwowych.

Spekuluje się, że była to wcześniej umówiona kara za kiepską formę na linii. Jeśli Howard będzie się trzymał tej umowy do końca kariery to prawdopodobnie u jej kresu będzie wyglądał jak wynik imprezy, na której Pudzian i Hulk upili się w czołgu paliwem rakietowym i postanowili pójść na całość. Czytaj: dość przerażająco. Co nie Zoidberg?

Pompki pompkami, obowiązkowe dziś nawiązanie do Futuramy, obowiązkowym dziś nawiązaniem do Futuramy, ale tak naprawdę wspominam o Howardzie i rzutach wolnych tylko dlatego, żeby móc nawiązać do Chrisa Dudleya, chyba najgorszego wykonawcę wolnych w historii, który zrobił ostatnio coś niesamowitego.

Dudley, który kandyduje obecnie do fotela gubernatora stanu Oregon, w ramach akcji mającej pokazać jego oddanie dla swoich zwolenników obiecał spudłować 400 osobistych pod rząd. I udało mu się. Fragment relacji :

Z każdym pudłem, publiczność była coraz głośniejsza. Kiedy Dudley nie trafił po raz 350, ludzie oszaleli. Wiele pudeł było spektakularnych. Kilka razy piłka odbijała się od obręczy 3 lub 4 razy zanim wypadła. Czasem uderzała w tablicę, potem w obręcz a potem znów w tablicę.

Dobrze wiedzieć, że Chris jest ciągle w formie.

Shawn Marion (Dallas Mavericks)

Skrzydłowy Dallas na swoim profilu facebookowym ogłosił konkurs , w którym nagrodą jest randka z nim (jeśli jesteś kobietą - faceci dostaną jakieś badziewie z autografem). Trzeba tylko wysłać trzydziestosekundowy filmik przekonujący, że to właśnie ty powinnaś lub "-nieneś" zostać wybrana. Pełna dowolność poza tym, że raczej nie powinien być to ten filmik:

A zatem drogie panie - jeśli szukacie mężczyzny, który niekoniecznie będzie miał dla Was dużo czasu, ale za to da wam 20 punktów i 10 zbiórek, zwłaszcza jeśli macie wąsy to Shawn jest cały wasz. Tylko trzeba być fetyszystą i lubić nietypowe techniki rzutu:

Podejrzewam, że żona Billa Cartwrighta kupuje w tym momencie kamerę. A ponieważ nie mam pojęcia jak wpleść w ten ustęp jakieś nawiązanie do Futuramy, zostawiam Was z tym oto filmikiem, który jako tako wpisuje się w idę Pierwszej Piątki Tygodnia:

Retro gracz tygodnia: Jon Koncak

W tym poddziale ''Pierwszej piątki tygodnia'' będziemy przy pomocy wehikułu czasu napędzanego energią kinetyczną wytworzoną poprzez tik Mahmouda Abdul-Raufa, przenosić się do NBA z lat 90. ubiegłego stulecia i przypominać pokrótce sylwetki jej bohaterów. Ale nie tych głównych, o których pamięć trwać będzie wiecznie, tylko tych z drugiego planu, o których pamięć definiuje tamten złoty czas dla koszykówki zaoceanicznej i jej kibiców w naszym kraju. W końcu w internecie nostalgia sprzedaje się równie dobrze co seks.

Carlos BoozerGETTY IMAGES/Getty Images

Jon Koncak mógłby być pamiętany tylko jako klasyczne białe podkoszowe drewno z niereformowalną fryzurą, gdyby nie to, że w 1985 i 1989 roku generalny menadżer Hawks padł ofiarą ciężkiego przypadku brainfarta. Po raz pierwszy, kiedy wybrał Koncaka z wysokim, piątym numerem draftu, a po raz drugi gdy podsunął mu do podpisania monstrualny jak na tamte czasy sześcioletni kontrakt wart 13 milionów (to więcej niż zarabiali Jordan, Bird i Magic). Dlatego też Koncak jest pamiętany także jako jeden z większych draftowych niewypałów oraz jeden z najgorszych kontraktów w historii. Ba - ta ostatnia fama sprawiła, że w niepamięć odeszło jego nazwisko, gdyż do dziś najczęściej mówi się na niego Jon Contract. Nawet producenci koszulek mają problem z zapamiętaniem prawdziwego nazwiska dzisiejszego retro gracza...

Trochę tego Koncaka szkoda bo on tylko robił to co umiał, czyli przydawał się w obronie i starał nie przeszkadzać w ataku nie mierząc nigdy w nic więcej poza rolą rezerwowego centra, reputacja jednak ciągnęła się za nim przez całą karierę, na którą składało się 10 lat w Atlancie i jeden (95/96) sezon w Orlando. W 1996 roku został oddany do Golden State, ale nie rozegrał tam żadnego meczu i przeszedł na emeryturę.

Statystycznie jego boiskowe wyczyny nie wykraczały nigdy (oprócz debiutanckiego sezonu kiedy notował 8,3 punkty na mecz) ponad średnie 5,7 punkta, 6,8 zbiórki oraz 1,5 bloku na mecz. Znów - mało jak na numer 5 draftu zarabiający więcej niż Jordan, ale wystarczająco aby bez wstydu nosić odznakę sprawności centra NBA. Zwłaszcza, że Koncak do dziś należy do skautów i dorobił się nawet najbardziej prestiżowego tytułu, czyli Eagle Scout .

Koncak, którego numer dwa lata temu został zastrzeżony przez uniwerek Southern Methodist dziś jest przede wszystkim szczęśliwym tatą dwóch córek a w mniejszym stopniu biznesmenem, który ostrożnie inwestuje zarobione w NBA pieniądze, przede wszystkim w nieruchomości. Nie ma stałej pracy, ale są tacy, którzy uważają, że byłby świetnym kelnerem...

kostrzu

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.