''Lato do Beenhakkera: Mordo ty moja!'' - tak podsumował polsko-holenderski ''szczyt'' dzisiejszy ''Fakt''.
- Holender ma u mnie czystą kartę i od niego zależy, jak ją zapisze. W tym momencie ma moje pełne poparcie - zapewnił prezes, a po chwili obaj panowie rzucili się sobie w objęcia.
- cytuje Latę gazeta opisując, mimo wszystko zaskakujące, wzajemne serdeczności.
- Skoro dwa lata wytrzymałem pod rządami byłego sędziego, to dam sobie radę z byłym piłkarzem.
- śmiał się Leo, chyba trochę zaskoczony, że kreowany na jego wielkiego adwersarza Lato nie wykorzystał już pierwszej okazji do ataku.
O tym jak wielka musiała być ulga Beenhakkera świadczy nagły przypływ miłości do świata, wyrażony nie tylko serdecznymi uściskami z prezesem, ale także obietnicami całusów i upominków dla Pawła Brożka. W wywiadzie dla ''Przeglądu Sportowego'' czytamy:
''PS'': Dlaczego w Bratysławie nie podał pan ręki Brożkowi, kiedy ten schodził z boiska?
Leo Beenhakker: Tak, to bardzo ważne pytanie. Zapomnijmy o Afganistanie i Iraku, bo Beenhakker nie podał Brożkowi ręki. Bo trener był w tym momencie skoncentrowany na tym, co się dzieje na boisku. Zróbmy z tego wielkie story! Panowie, to tak głupie [...] Następnym razem pocałuję go przed kamerą. Obiecuję.
''PS'': Ale nawet sam piłkarz przyznał, że to dziwna sytuacja.
LB: A cóż w tym takiego dziwnego!? Powtarzam: następnym razem go pocałuję i kupię mu jeszcze prezent.
Trzymamy za słowo. Może to właśnie ten pocałunek przemieni wreszcie Brożka w upragnionego napastnika z bajki?