Pocą się, opuszczają ręce, wysiłek mocno rzeźbi ich twarz. Ich warunki treningowe to ponoć spacerniak o wymiarach 2 x 10 m. Chyba że ktoś ma ochotę popracować nad siłą. Janek (do końca wyroku kilkanaście miesięcy) najął się jako ogrodnik, wstaje codziennie o 4.30, stara się ładować jak najwięcej ziemi do taczki, by ciągnąc ją - nie pchając - wzmocnić nogi. Jurek z najdłuższym do odsiadki wyrokiem, pracuje jako hydraulik. Marcin liczy, że wyjdzie za kilka tygodni. Codziennie jako kucharz zmaga się z piekielnie ciężką garkuchnią na kółkach.
Trudno opisać radość ludzi, którzy choć na chwilę mogli przebiec się poza więziennymi murami. Fakt, byli pilnowani przez kilkunastu funkcjonariuszy, drogi, którymi biegliśmy, były zamknięte, ale dla nich - jak opowiadali - to namiastka wolności. Nawet jeśli krajobraz wokół to krzaki, linia kolejowa i trzy wolnostojące bloki. Wizyta ludzi z zewnątrz też była dla nich czymś niezwykłym, podobnie jak podium, nagrody za najlepszy czas, koszulki "Polska biega", czy wreszcie "pobiegowy" grill z kiełbasą i musztardą do woli.
Żegnając się, składamy wszystkim pozdrowienia i życzenia. W odpowiedzi słyszymy: "Rok nie wyrok, dwa lata jak za brata, trzy lata po peronce [więziennym korytarzu] się przelata"...
- To tak w ramach treningu przed "Polska biega" - komentują pozostali.
Pełną relację z biegu możesz przeczytać na blogu Przemka Iwańczyka, który znajduje się TUTAJ .