Październikowo-listopadowy dorobek Korony prezentuje się mizernie. W pięciu ostatnich meczach kielczanie zdołali ugrać jedynie cztery punkty. Na finiszu rundy jesiennej urosła diametralnie liczba wpadek pod trenerską wodzą Marcina Sasala. Wszystko zaczęło się od wysokiej porażki 1:4 przed własną publicznością z Legią, potem przyszło dość szczęśliwe zwycięstwo 1:0 w Gdańsku z Lechią (bramka zdobyta po spalonym) oraz kolejno przegrana 1:2 z Arką, remis 1:1 w Kielcach z Jagiellonią i porażka w Zabrzu. Kielczanie odpali też z Pucharu Polski.
Słaby występ z Górnikiem nie był niczym zaskakującym. W piątkowy wieczór kielczanie zagrali tak, jak do tego przyzwyczaili w ostatnich tygodniach: bezradnie w ofensywie, rażąc brakiem pomysłu na rozgrywanie akcji, z niezliczoną liczbą niewymuszonych błędów, prostymi pomyłkami w obronie. Piłkarze Sasala kolejny raz zaczęli się starać dopiero po przerwie. - Niewiele nam wychodziło w pierwszej połowie - przyznał krytycznie Sasal.
Bardziej od braku stylu, szybującej w dół formy dziwi jednak pomysł, jaki na mecz z Górnikiem dla swoich piłkarzy przygotował sam szkoleniowiec. - Mieliśmy zagrać do przodu, a wyszliśmy asekuracyjnie - przyznał. Tymczasem wystawił do gry aż sześciu obrońców, w środku pola zrezygnował z piłkarza mogącego kreować grę, skrzydła pozbawił skrzydłowych (całkowicie bez formy jest Paweł Sobolewski), a atak nominalnego napastnika.
Na dwie kolejki przed końcem jesieni wydaje się, że kielczanom bardzo trudno będzie zrealizować plan zakładający zdobycie jesienią 30 punktów. Przed Koroną konfrontacja u siebie z Lechem i wyjazdowe spotkanie z Zagłębiem, z którym w ekstraklasie jeszcze nigdy nie wygrali. Jedynym powodem do optymizmu może być powrót do gry po ponadmiesięcznej przerwie Andrzeja Niedzielana.