Wielkie emocje od pierwszej do ostatniej minuty, całe cysterny piłkarskiej jakości po obu stronach i gol w doliczonym czasie! A do tego jeszcze Polak w roli głównej! Czy nie tak właśnie kibic piłkarski wyobraża sobie mecz dwóch piłkarskich gigantów? To były prawdziwe "Gwiezdne Wojny" na Camp Nou, trzymające w napięciu do ostatniego gwizdka. Rozstrzygnięte poprzez szczyptę piłkarskiej magii jednego z najlepszych zawodników świata, który w dodatku jest naszym rodakiem, oraz bohatera, na którego absolutnie nikt nie stawiał.
Starcie FC Barcelony z Realem Madryt, mimo ogromnej stawki, było absolutnie wybornym widowiskiem piłkarskim dwóch fantastycznych zespołów.
Ale od początku. W niedzielny wieczór Robert Lewandowski miał swoją pierwszą okazję do gry w El Clasico na Camp Nou. Było to jednak El Clasico ostatniej szansy dla rywala FC Barcelony, czyli Realu Madryt. To "Królewscy" musieli wygrać na Camp Nou, aby przedłużyć jeszcze swoje szanse na dogonienie Barcy w ligowej tabeli i obronić mistrzostwo Hiszpanii. Drużyna Xaviego, który także jako trener rozgrywał swoje pierwsze El Clasico na Camp Nou, mogła z kolei już dziś praktycznie zakończyć wyścig o mistrzowski tytuł.
I zaczęło się od prawdziwych grzmotów. Już w 25. sekundzie pierwszy strzał i to celny oddał z dystansu Karim Benzema, ale Marc-Andre Ter Stegen nie mógł dać się w tej sytuacji zaskoczyć. Barcelona odpowiedziała zdecydowanie mocniej. W 3. minucie na próbę Benzemy odpowiedział swoim potężnym uderzeniem z dystansu Robert Lewandowski i Thibaut Courtois musiał się wykazać, aby odbić piłkę w bok.
Po chwili Belg raz jeszcze pokazał swoje wielkie umiejętności broniąc dobry strzał głową Raphinhi. I gdy wydawało się, że to FC Barcelona za chwilę otworzy wynik meczu, zrobił to Real. Choć trzeba przyznać, że "Królewscy" mieli przy tym całą furę szczęścia. Na lewym skrzydle pojawił się Vinicius Junior i dośrodkowywał spod linii końcowej tak, że trafił w głowę Ronalda Araujo i piłka z ostrego kąta poszybowała idealnie przy słupku bramki Ter Stegena, wpadając do siatki.
Real miał swój wynik i mógł swobodnie się wycofać. Barcelona atakowała dość prymitywnie, w dużej mierze ograniczając się do dośrodkowań z bocznych rejonów boiska, z którymi obrońcy Realu radzili sobie jednak naprawdę dobrze.
W 24. minucie dopiero centra Raphinhi znalazła drogę na głowę Andreasa Christensena, ale ten w dobrej sytuacji uderzył ją obok bramki "Królewskich". Wielki problem z dojściem do tych dośrodkowań miał Robert Lewandowski, przy którym za każdym razem było dwóch, a nawet trzech obrońców Realu, w tym bardzo dobrze dysponowany Eder Militao.
Barcelona jednak nadal naciskała. Raz jeszcze po stałym fragmencie gry strzelał Christensen, tym razem celnie i piętą, ale Courtois ponownie nie dał się zaskoczyć. Podobnie jak przy potężnym uderzeniu z dystansu Raphinhi, po którym Belg przeniósł piłkę nad poprzeczką.
I gdy wszystko wskazywało na to, że Real zejdzie na przerwę z prowadzeniem, Barcelona rzutem na taśmę w 45. minucie doprowadziła do wyrównania. Po składnej akcji Barcy Frenkie de Jong wycofał piłkę w polu karnym do Raphinhi, którego strzał został jednak zablokowany. Na szczęście dla gospodarzy, futbolówka trafiła jeszcze pod nogi Sergiego Roberto, który precyzyjnym uderzeniem z centrum pola karnego uszczęśliwił 95 tysięcy kibiców FC Barcelony obecnych na Camp Nou.
Real Madryt musiał szukać zwycięstwa w tym meczu. W drugiej połowie grał przez to ofensywniej, bardziej bezpośrednio. Szybko po akcji Viniciusa Juniora w polu karnym szanse miał Federico Valverde, ale uderzył bardzo nieczysto i niecelnie. Bardzo aktywny Brazylijczyk szukał kilkakrotnie w swoich szarżach Karima Benzemy, ale obrońcy Barcelony dobrze czytali jego zamiary.
Największe problemy Barca miała pod własnym polem karnym po stratach Sergio Busquetsa. To właśnie po takich zagraniach kapitana Barcy okazje do strzałów z około 16 metrów Luki Modricia i Rodrygo. Chorwat został zablokowany przez Julesa Kounde, ale uderzenie Brazylijczyka mogło zaskoczyć Marca-Andre Ter Stegena, gdyby nie było niecelne.
Barcelona nie była po zmianie stron tak groźna jak w pierwszej połowie. Jeśli chodzi o zagrożenie pod bramką Realu, to wyróżniał się Robert Lewandowski. Choć Polak miał problemy w rozegraniu piłki, tak to jego uderzenia były najgroźniejsze dla przeciwnika. W 59. minucie Lewandowski uderzył z 20 metrów centymetry obok bramki rywala, a kilka minut później oddał niecelne uderzenie nożycami po dośrodkowaniu Sergio Busquetsa.
W 74. minucie swoją szansę na zmianę wyniku miał też chyba najlepszy na boisku w Barcelonie Raphinha. Brazylijczyk rozegrał akcję dwójkową z Sergim Roberto, po czym jego strzał z 16 metrów świetnie odbił Courtois. Po chwili z około 10 metrów obok bramki uderzył lewą nogą Lewandowski, jednak polski napastnik w tej sytuacji był też na minimalnym spalonym.
Po pięciu zmianach Carlo Ancelottiego Real wyglądał lepiej od Barcelony. Strzały zza pola karnego Aureliena Tchouameniego i Karima Benzemy pewnie bronił Ter Stegen, ale i on był bezradny, gdy w 81. minucie po podaniu Daniego Carvajala z bliska do siatki uderzył Marco Asensio. Wielka radość "Królewskich" trwała jednak około dwie minuty, bo analiza VAR wykazała, że Hiszpan był na minimalnym spalonym.
Real dalej naciskał, próbowali ponownie Asensio, Tchouameni i Benzema, ale defensywa Barcelony nie pozwalała już na stworzenie dobrej sytuacji pod własną bramką.
Co więcej, w doliczonym czasie gry to Barcelona zadała decydujący cios. Zarówno w tym meczu, jak i prawdopodobnie w całej walce o mistrzostwo Hiszpanii! I to po jakim zagraniu Roberta Lewandowskiego! Polak wspaniałą piętką posłał piłkę między nogami Edera Militao do Alejandro Balde, ten z lewej strony dograł ją przed bramkę, gdzie precyzyjnym strzałem popisał się rezerwowy Franck Kessie. Piękna akcja Barcelony zapoczątkowana w niewiarygodny sposób przez Lewandowskiego.
FC Barcelona po niesamowicie emocjonującym spotkaniu pokonała na Camp Nou Real Madryt 2:1 i zwiększyła przewagę nad "Królewskimi" do aż 12 punktów. I choć do końca sezonu jeszcze 12 kolejek, to tego mistrzostwa Hiszpanii Barca już dać sobie wydrzeć po prostu nie może.