Przy obu golach bez szans. W kolejnym meczu pokazuje, że Ivan Djurdjević miał rację stawiając na niego w najważniejszych meczach. Kilka razy efektownymi interwencjami zatrzymywał napastników Genku. Był we czwartek kapitanem Lecha i sprawdził się w tej roli.
Wskoczył do składu w ostatniej chwili, bo trzeba było zastąpić Wołodymyra Kostewycza. Początek miał bardzo słaby. Był nieskoncentrowany, popełniał proste błędy techniczne. Wahał się czy atakować rywali. W dalszej części meczu był dużo spokojniejszy. Stwarzał zagrożenie przy stałych fragmentach gry.
Grał niecałe pół godziny. Trafił na fragment meczu, w którym cały zespół był bardzo nerwowy. Spóźniony faulował Malinowskiego tuż przed polem karnym. Szczęśliwie dla Lecha, Ukrainiec nie wykorzystał rzutu wolnego.
Po wejściu na boisko zastąpił Rogne. Zagrał na prawej obronie. Nie popełnił tak poważnego błędu jak w pierwszym meczu. Brakowało mu celności przy dośrodkowaniach i „siły przebicia” w ataku.
Pod koniec pierwszej połowy był tak pochłonięty walką o piłkę, że ruszył do pressingu aż pod pole karne rywala. Jego brak w defensywie rywale szybko wykorzystali – stworzyli groźną sytuację. W pozostałych akcjach był już spokojniejszy. Asekurował Orłowskiego i kilka razy przerywał akcje rywala.
Zaczął mecz jako wahadłowy i nieźle sobie poradził. Po jego dośrodkowaniach Lech stwarzał jedyne w pierwszej połowie okazje dogodne do zdobycia gola. Po przejściu na lewą obronę rzadziej angażował się w akcje ofensywne. W obronie bez większych błędów.
Był najlepszym piłkarzem „Kolejorza”. Odważnie wchodził w drybling, mijał Maehle i stwarzał okazje kolegom. Imponował szybkością, zadziornością i dobrym przygotowaniem fizycznym. Takimi meczami pracuje na transfer do lepszego zespołu.
Strzelił gola kontaktowego. Przez resztę meczu oddawał się obowiązkom w defensywie. Był dynamiczny i agresywny. Gdy odebrał piłkę, oddawał ją Tibie lub Gajosowi.
Próbował odważnych podań. Brał na siebie rozegranie piłki. Do zdobycia bramki zabrakło mu kilkunastu centymetrów. Strzelając sprzed pola karnego trafił w boczną siatkę. Nie unikał walki w środku pola.
Był ustawiony wyżej niż zazwyczaj. Za swoimi plecami miał Cywkę i Tibę, którzy bardziej od niego pracowali w destrukcji. Nie bał się podejmować ryzyka, ale czasami skutkowało to brakiem precyzji.
Ależ on się nabiegał. Pierwszy ruszał do szalonego pressingu zakładanego na obrońcach Genku. Pokazywał to, z czego kibice zdążyli go już poznać. Jest dobrze wyszkolony technicznie, szybki. Brakowało z jego strony konkretów.
Gdy angażował się w rozegranie bywał niedokładny. Niecelnie podawał, a przy przyjęciach piłka mu odskakiwała. Przez cały mecz pochłonięty był fizyczną walką z obrońcami. Mało w tym było futbolu – więcej przepychania i walki łokciami.
Darko Jevtić i Paweł Tomczyk pojawili się na boisku w końcówce meczu. Obaj nie mieli okazji się wykazać.