''Na błysk i iskrę bożą przyjdzie poczekać''. Jak debiutowali selekcjonerzy?

Po zwycięstwie w debiucie z Węgrami 1:0 Janusz Wójcik odgrażał się, że Polska będzie grała na poziomie pierwszej dwudziestki rankingu FIFA, po debiucie Bońka dziennikarze pisali, że ''Na błysk i iskrę bożą, zgubioną w latach 90., przyjedzie poczekać'', a pod pierwszym meczu kadry Fornalika można było przeczytać o dramatycznym ubóstwie kadrowym. Jak zadebiutuje Adam Nawałka? Mecz Polska - Słowacja w piątek od 20.45 na Sport.pl.
Polska jedenastka z meczu z Węgrami Polska jedenastka z meczu z Węgrami Żródło: Janusz Wójcik "Jego Biało-Czerwoni"

Janusz Wójcik, Polska - Węgry 1:0 (1997), ''Było jak na igrzyskach w Barcelonie''

Janusz Wójcik obejmował kadrę po Antonim Piechniczku. Próbował ją oprzeć na piłkarzach reprezentacji olimpijskiej, z którymi na igrzyskach w Barcelonie zdobył srebrny medal. Gdy zostawał selekcjonerem, ci zawodnicy wchodzili właśnie w najlepszy piłkarsko wiek. Wójcik zaczął niewinnie, od skromnego 1:0 z Węgrami, po pięknym strzale Krzysztofa Ratajczyka z rzutu wolnego.

Co mówili po tym meczu piłkarze?

''Różnica między tą reprezentacją a drużyną trenera Piechniczka jest taka jak między Niemcami a Azerbejdżanem. Choć nie strzeliłem żadnej bramki, jestem z siebie zadowolony. Nie gram w klubie, jestem po okresie przygotowawczym, grałem więc bez luzu psychicznego. Ale najważniejsze, że wygraliśmy. Walczyliśmy ze wszystkich sił, tak bardzo byliśmy zmobilizowani. Teraz muszę znaleźć klub, w którym mógłbym grać co tydzień. Czy to będzie Legia? Bardzo bym chciał, ale to zależy od prezesów, nie ode mnie - powiedział WOJCIECH KOWALCZYK.

''Gra naszej reprezentacji wreszcie była przyjemna dla oka. Ostatnie mecze nie wyglądały tak ładnie. W Warszawie potrafiliśmy dobrze rozegrać piłkę od tyłu. Stworzyliśmy dużo sytuacji pod bramką przeciwnika'' - mówił TOMASZ WAŁDOCH.

''Specjalnie się nie napracowałem w bramce. To było jak odpoczynek, co nie zdarza mi się często w Antwerpii. Z jednej strony to dobrze, z drugiej żałuję, że nie miałem okazji pokazać, na co mnie stać. Do drużyny wróciła atmosfera z Barcelony. Bałem się o to, ale kiedy zobaczyłem trenera Wójcika, ten sam styl, ten sam uśmiech, wiedziałem, że wszystko będzie jak dawniej'' - cieszył się ALEKSANDER KŁAK.

Jerzy Engel, Hiszpania - Polska 3:0 (2000) ''Na początku byliśmy równorzędnym rywalem''

Jerzy Engel przejął kadrę po Wójciku. Jego celem był awans do mundialu w Korei i Japonii. Zanim udało się ten cel osiągnąć, Polacy w kilku pierwszych meczach nie byli w stanie zdobyć nawet bramki. W debiucie nowego selekcjonera przegrali 0:3 z Hiszpanią, a najbardziej oberwało się Jackowi Krzynówkowi, którego złe podanie skończyło się pierwsza bramką dla rywali.

W relacji z meczu można przeczytać: ''Komentujący mecz w Wizji TV Jan Tomaszewski stwierdził, że Polacy mają takie szanse z Hiszpanami jak on w walce z Mike'em Tysonem. - Wagę mamy podobną, ale moje ciosy są słabe - dodał. Przed meczem powtarzano, że polscy piłkarze mają zimową przerwę, grają bez kilku piłkarzy, zespół się dopiero tworzy, a rywal to jeden z najlepszych teamów świata. Jerzy Engel obiecał jednak, że Polacy nie będą murowali bramki. Filozofią trenera jest gra na "tak", czyli konstruowanie, a nie tylko przeszkadzanie.

I Polacy próbowali. W pierwszej połowie sześciu piłkarzy z polskiej ligi i pięciu z klubów zagranicznych starało się przeciwstawiać gwiazdorom Primera Division. Goście nie wybijali piłek na oślep, nie bronili się całym zespołem. W szóstej minucie Ryszard Czerwiec świetnie podał do Pawła Kryszałowicza i napastnik Amiki Wronki strzelił w boczną siatkę. Chwilę później Czerwiec stracił piłkę w środku pola, ale techniczne uderzenie Raula znakomicie obronił najlepszy na boisku Majdan.

Po przerwie widać już było ogromną różnicę dzielącą piłkarzy obu zespołów. Najpierw w 55. minucie błąd popełnił Zając, który nie zablokował rywala. Ismail Urzaiz z bliska pokonał Majdana. Trzy minuty później po strzale i fantastycznej paradzie Majdana Urzaiz znów ulokował piłkę w siatce. W 60. minucie Zająca zmienił inny debiutant Arkadiusz Kaliszan. Nie minęła minuta i obrońca Polonii brutalnie sfaulował Urzaiza, za co dostał - jedyną w meczu - żółtą kartkę. Oprócz Kaliszana w reprezentacji debiutowali Marcin Baszczyński, Krzysztof Bizacki i Paweł Kaczorowski. Nie zmienili jednak losów spotkania.''


JERZY ENGEL PO MECZU:

Żal dwóch pierwszych bramek, które padły po ewidentnych, indywidualnych błędach moich zawodników. Szczególnie pierwszego gola nie mogę sobie darować, bo rozpoczęliśmy bardzo dobrze. Byliśmy równorzędnym rywalem dla Hiszpanów, którzy mają już gotowy zespół na czerwcowe ME. Później uwidoczniła się różnica pod względem szybkości, zwrotności, gry piłką.

Bardzo dobrze zagrał Majdan, świetnie spisał się Iwan, Kaczorowski miał udane 25 minut po wejściu na boisku, Kaliszan uspokoił prawą stronę. W pierwszej połowie dobrze grał Gilewicz, ale szkoda, że nie miał wsparcia od Kryszałowicza. Za mało było strzałów, akcji pod bramką Moliny, ale byliśmy zbyt wolni i nie miał kto tych okazji stwarzać.

Zbigniew Boniek, Polska - Belgia 1:1 (2002) ''Na błysk i iskrę bożą, zgubioną w latach 90., przyjedzie poczekać''

Po porażce w Korei zwolniono Engela, ale nie bardzo było go kim zastąpić. Wyzwanie podjął Zbigniew Boniek. Zaczął od remisu z Belgią, skończył jeszcze tego samego roku m.in. dzięki kompromitującej porażce z Łotwą w el. Euro 2004. Sam mecz z Belgią nie zachwycił.

20 minut nadziei, bramka Macieja Żurawskiego, a potem nuda i gra bez żadnego pomysłu - tak w skrócie wyglądał debiut Zbigniewa Bońka w roli trenera reprezentacji - pisała Gazeta Wyborcza.

"Dziwne jest też to, że w miarę doświadczeni piłkarze jak Rząsa, Bogusz, Kos czy Murawski, zamiast za wszelką cenę wykorzystać okazję pokazania się trenerowi, byli spięci, pasywni i te swoje minuty reprezentacyjnej szansy przegapili. A przecież następnej mogą już nie dostać. W drugiej połowie ta asekuracyjna tendencja, strach, żeby czegoś nie zepsuć, dominowały już nad pozytywnym myśleniem.

Na pewno trudno na razie mówić, żeby nowy trener dokonał przełomu w sposobie myślenia polskich piłkarzy. Wciąż są oni sparaliżowani i irytują niewiarą we własne siły. Jeśli swoimi zagraniami nie potrafią zaskoczyć kibiców czy dziennikarzy, tym bardziej nie zaskoczą przeciwnika, który z grubsza zawsze wie, co zamierzają. Na pojawienie się błysku, iskry bożej zgubionej w naszym futbolu w latach 90. przyjdzie jeszcze poczekać" - komentowała "Gazeta".

JACEK BĄK:

Chciałbym, żeby z tej mąki był chleb. Ale, czy będzie? Mam nadzieję. Jest czas, żeby poprawić błędy.

ZBIGNIEW BONIEK:
Nie wieszałem poprzeczki na wysokości, której piłkarze nie mogliby przeskoczyć. W hierarchii europejskiej jesteśmy zespołem średnim, który jak się dobrze zorganizuje, może sprawić niespodziankę. I na to nas stać.

Reprezentacja to wypadkowa całego futbolu, tego, co polskie kluby osiągają w pucharach czy grają w Lidze Mistrzów, jaką pozycję nasi piłkarze mają w zagranicznych klubach. Gdybyśmy odgrywali czołową rolę, nasza wartość byłaby wyższa. Ale jest, jak jest. Kibice jednak chcą oglądać reprezentację, wierzą w nią i to było widać w Szczecinie. Ludzie chcą widzieć zawodników grających ambitnie. Tego w Szczecinie nie brakowało.

Paweł Janas, Chorwacja - Polska 0:0 (2003) ''Nie było młócki, coś się kleiło''

Janas musiał dokończyć eliminacje Euro 2004. Awansować się nie udało, ale gra i wyniki kadry były na tyle obiecujące, że Janas pozostał na stanowisku. Awansował na mundial w Niemczech. A zaczął od skromnego remisu z Chorwacją.

''Przed meczem Piotr Świerczewski i Arkadiusz Radomski zgodnie przekonywali, że brak rozgrywającego w reprezentacji to problem sztuczny, a w najlepszym razie mało istotny, bowiem nowoczesny futbol takiej funkcji na boisku nie potrzebuje. Pierwszy uwierzył w to chyba aż za bardzo - jak zwykle nie unikał walki, nie żałował sił, ale jego starania wyglądały lepiej, kiedy nie miał piłki. Gdy wreszcie ją odzyskał, zwykle okazywało się, że zapału ma znacznie więcej niż pomysłów. Celnie podawał głównie do tyłu, nie szukał niebanalnych rozwiązań, rzadko decydował się na indywidualne akcje, które zresztą raczej przegrywał.

Debiut Janasa dał nadzieję, że nie musi być tak źle jak w nieszczęsnym meczu z Łotwą. Nie ma jednak też powodu, by wierzyć, że będzie znacznie lepiej. Chorwaccy kibice wyśmiewali Dovaniego Roso, który czasem udawał Brazylijczyka, próbując zagrań piętą. Nieliczni zziębnięci Polacy nie mieli nawet czego wyśmiewać. Zagrać niekonwencjonalnie? Takie pomysły Świerczewskiemu i spółce nie przychodzą nawet do głowy'' - pisała ''Gazeta Wyborcza'' po meczu.

PAWEŁ JANAS PO MECZU:

Cieszy mnie i gra, i wynik. Nie mogę narzekać. Jestem zadowolony, że w naszej drużynie nie było młócki, bezmyślnej wybijanki, ale czasami coś się kleiło.

Leo Beenhakker, Dania - Polska 2:0 (2006) ''Ani siły, ani szybkości''

Z Leo Beenhakkerem wiązano ogromne nadzieje. Holender miał uwolnić kadrę od ''polskiej myśli szkoleniowej'' i wnieść nową jakość. Udało się w eliminacjach do Euro 2008, choć pierwszy mecz wcale tego nie zapowiadał.

Barcelona

Fragmenty relacji z tego meczu:

''Beenhakker chce, by jego drużyna długo utrzymywała się przy piłce. Ciekawe, jak to osiągnie z piłkarzami, którzy mają elementarne kłopoty z jej przyjęciem i celnym kopnięciem na więcej niż trzy metry. Na dodatek żąda pressingu - do przeciwnika z piłką ma dopadać zawsze dwóch polskich graczy. Tylko jak, skoro nie mają oni ani siły, ani szybkości - zazwyczaj podpierają się nosem już po kwadransie.

Na tym nie koniec, bo trzeba także zmian mentalnych. Holender musi znaleźć sposób na kompleksy piłkarzy, którzy grają w słabej lidze polskiej bądź gdy wyjadą za granicę do drugorzędnych klubów, do bólu wycierają siedzeniem ławki rezerwowych.

Pojęcia nie mam, jak Beenhakker osiągnie to, co zaplanował, ale czekam z zapartym tchem.(...)

Barcelona

Kolejne prostopadłe podania były zbyt lekkie, a grą gości rządziły: chaos, niedokładność i zwykłe niedbalstwo, które wynikały ze strachu i złego przygotowania do sezonu, ale prawdopodobnie także kiepskiego wyszkolenia zawodników. (...)

Prawa strona Polaków była zupełnie niegroźna. Przekonaliśmy się, dlaczego Smolarek stracił miejsce w Borussii Dortmund. Ciężko mu się przestawić z ataku do gry w drugiej linii. Zapomniał, że musi walczyć i pomagać w obronie, rzadko wracał pod swoje pole karne. A kiedy już odebrał piłkę wślizgiem na połowie rywali, źle podał do Frankowskiego. Te niechlujne zagrania były najbardziej denerwujące''

Stefan Majewski, Czechy - Polska 2:0 (2009) ''Takiej kadry nie chcą oglądać kibice' ''Pawelec przyjechał, by zrobić zdjęcie z Dudkiem''

Beenhakker odchodził w dość spektakularnych okolicznościach i ktoś musiał wziąć na siebie ciężar dokończenia eliminacji mundialu 2010. Zdecydował się Stefan Majewski. W pierwszym meczu z Czechami przegrał 0:2.

Na Sport.pl pisaliśmy o tym meczu: Beenhakkera już nie ma. Teraz nawet tymczasowy selekcjoner (z dużymi szansami na zachowanie posady) nie wie, na co stać jego piłkarzy. Mecz z Czechami pokazał, że rewolucja kadrowa i taktyczna, jakiej dokonał, była nieskuteczna. Majewski i jego mentor Antoni Piechniczek bronią koncepcji gry, ale trener wprowadzi jednak kilka zmian. Prawdopodobnie zastąpi najsłabszego w sobotę Piotra Polczaka na Jarosława Bieniuka. Obrońca Widzewa może zostać pierwszym drugoligowcem w meczu reprezentacji o punkty od 22 lat! Wielkiego wyboru trener nie ma, z Bieniukiem konkuruje Mariusz Pawelec ze Śląska Wrocław, którego żona wysłała na zgrupowanie kadry, by przynajmniej zrobił sobie zdjęcie z Dudkiem. Takiej reprezentacji nie chcą oglądać kibice. Ale oni wrócą, jeśli nie na sparingi, to na pewno na Euro 2012. Oby zobaczyli wtedy drużynę, której warto kibicować.

Barcelona

Barcelona

Franciszek Smuda, Rumunia - Polska 1:0 (2009) "Więcej starych grzechów niż nowej jakości''

Franciszek Smuda dostał szansę prowadzenia kadry na Euro 2102 w Polsce i na Ukrainie. Miał prawie trzy lata na przygotowania, a zaczął od bezbarwnego meczu z Rumunią.

Fragment relacji Sport.pl:

''Co z tego, że to był najlepszy mecz polskiej reprezentacji od wrześniowego zwycięstwa z Grecją, skoro ''najlepszy'' nie oznacza, że dobry albo zwycięski? Po katastrofalnych występach przeciwko Irlandii Płn. (1:1),Słowenii (0:3), Czechom (0:2) i Słowacji (0:1) poprzeczka nie wisiała wysoko. Leżała na ziemi.Zagrać słabiej było niemożliwe, ale w drużynie Smudy starych grzechów było więcej niż nowej jakości. Polska gola nie strzeliła, bo zabrakło umiejętności, skuteczności i, dopiero na końcu, szczęścia. Sytuacji podbramkowych Polacy stworzyli więcej niż rywale, ale ani Ireneusz Jeleń, ani dobrze grający przed przerwą Robert Lewandowski wykorzystać ich nie umieli.''

I jeszcze fragment felietonu Rafała Steca:

''Przed półwieczem awangardysta John Cage skomponował ''4 minuty 33 sekundy''. Nie tylko koneserom zapewne wbił się ów utwór w uszy, zapamiętać go łatwo - nie ma w nim ani jednego dźwięku. Zaczyna się, potem jest cisza, kończy się. Kiedy oglądam nasz futbol - niedawny ligowy hit Wisły z Legią też miał statystyki dążące do zera - odnoszę coraz silniejsze wrażenie, że my, Polacy, zbliżamy się do wytworzenia meczu, w którym piłki nożnej w tradycyjnym jej rozumieniu nie będzie już wcale. Że pozostanie nam tylko zatytułować go ''90 minut'', wyeksportować w świat, przejść do historii. Jak ''4 minuty 33 sekundy'' da się zagrać na dowolnym instrumencie, tak ''90 minut'' da się przecież zagrać dowolnymi piłkarzami.Nawet Kokoszką i Dudką popełniającymi w Warszawie zatrzęsienie błędów.''

Waldemar Fornalik, Estonia - Polska 1:0 (2012) ''Dramatycznie ubóstwo kadrowe''

Fornalik debiutował nieco ponad rok temu. To był koszmarny mecz, przegrany z Estonią 0:1.

Fragment relacji Sport.pl:

Z powodu dramatycznego ubóstwa kadrowego selekcjoner zadeklarował, że w powołaniach będzie ignorował tylko piłkarzy, którzy nie mają klubów. Jego poprzednicy zazwyczaj zaczynali pracę od ambitniejszego hasła: "Rezerwowi nie mają co liczyć na grę w kadrze", ale rzeczywistość weryfikowała ich plany. Fornalik nie mógł powołać na mecz z Estonią Artura Boruca, Dariusza Dudki, Jelenia, Sebastiana Boenischa, Pawła Brożka. Sławomir Peszko dopiero kilka dni temu podpisał kontrakt z Wolverhampton, spadkowiczem z Premier League.

Gra w pierwszej połowie była gorsza niż występ na Euro. Najlepszy był bramkarz Wojciech Szczęsny, który przynajmniej dwa razy uratował drużynę od utraty bramki. Po przerwie, kiedy trener zmienił ustawienie i Polacy przejęli kontrolę nad spotkaniem, bramkarz Arsenalu nie musiał interweniować aż do ostatniej minuty.

Polacy dopiero po przerwie znaleźli sposób, jak przedostać się pod estońską bramkę. Wtedy był już na boisku Adrian Mierzejewski, który zdecydowanie uspokoił grę w środku, pokazywał się do gry, potrafił przetrzymać piłkę w środku. Uaktywnili się też boczni obrońcy - zdecydowanie bardziej Piszczek, ale Wawrzyniak też sporo czasu spędził na połowie rywali.

Grą przestał rządzić chaos i niecelne podania tak kłujące w oczy przed przerwą. Skończyła się nerwowość sprzed przerwy, w której cała czwórka obrońców popełniała indywidualne błędy. Każdy z nich mógł skończyć się golem. Popłoch siały przede wszystkim dalekie podania za plecy obrońców. W drugiej połowie Polacy umiejętnie nie pozwalali Estończykom na rozgrywanie takich akcji, wzajemnie się asekurowali, ustawiali bliżej Szczęsnego.

Aż przyszła 90. minuta i Gol niepotrzebnie sfaulował. Dzięki temu Estonia po raz pierwszy w historii pokonała Polskę - w dziesiątej konfrontacji.''

WALDEMAR FORNALIK PO MECZU:

''Musimy dokładnie przeanalizować, wskazać i wyeliminować błędy z Tallina. Liczę też na to, że na początku września kadrowicze będą w lepszej formie. Teraz po niektórych było widać, że nie rozpoczęli sezonu ligowego. Będziemy uważnie przyglądać się zawodnikom z polskiej ligi i tym, którzy nie mają klubu. Może ktoś go znajdzie, olśni nas i dostanie powołanie?''

Więcej o:
Copyright © Agora SA