Już pierwszego dnia siedmioboju zanosiło się na fantastyczny wynik, bo Carolina we wszystkich czterech konkurencjach biła rekord życiowy. Drugiego dnia omal nie doszło jednak do katastrofy. W skoku w dal dwie pierwsze próby spaliła. Trzecia, ostatnia mogła zadecydować, że mimo życiowej formy Szwedka odpadnie z zawodów. Ona czuła tę presję, pamiętała, jak Eunice dwa lata temu na mistrzostwach świata w Edmonton, kiedy ucieleśniała siedmiobojową perfekcję, będąc poza konkurencją dla innych, spaliła trzy pchnięcia kulą. Tak więc Carolina modliła się gorąco, żegnała. Potem, klaskając, poprosiła o pomoc publiczność i ruszyła. Skok był świetny, mimo że wzięła solidny zapas, bo cofnęła rozbieg o dobre 15 cm - 6,68 m. To był najlepszy wynik dnia, choć daleki od jej życiówki (6,86 m). Carolina położyła się na tartanie i całowała go z miłością.
20-letnia Kluft to typowa Szwedka, przynajmniej z wyglądu - wysoka, mocno zbudowana, a jednak szczupła, blondynka. Do szwedzkiego stereotypu nie pasuje tylko jej żywiołowość, np. podczas Pucharu Europy w Tallinie weszła na podium krokiem żywcem skopiowanym z "Ministerstwa Głupich Kroków" Monty Pythona. Miłość do sportu odziedziczyła - jej ojciec był piłkarzem szwedzkiej ekstraklasy, matka - skoczkinią w dal. Być może po nich jest w Carolinie instynkt walki i niepoddawania się niesprzyjającym okolicznościom. Na zeszłorocznych mistrzostwach krajów nordyckich pobiła życiówkę, mimo upadku w pierwszej konkurencji na 100 m ppł., kiedy osiągnęła metę w czasie 17,02 s. - Ja muszę mieć ze sportu zabawę. Inaczej znalazłabym coś innego fajnego do roboty - mówi Szwedka, patentowana gwiazda.