Rockets we wtorek pokonali Utah Jazz 112:102. Rywalom oddali tylko jeden mecz w serii, ale awans do finału Konferencji Zachodniej nie był dla nich wcale taką łatwą sprawą. Jazz to jeden z najlepiej broniących zespołów w lidze, który ma do tego zbilansowany atak i młodą gwiazdę - Donovana Mitchella - której grę jeszcze nie wszyscy w NBA rozgryźli.
W środowym meczu Mitchell rzucił 22 ze swoich 24 punktów w trzeciej kwarcie, gdy Jazz rzucili się do odrabiania strat. W końcówce swojej drużynie nie mógł pomóc doznał kontuzji lewej nogi.
Jazz bez Mitchella stracili ząb w ataku, a przez cały mecz mieli problem z zatrzymaniem Chrisa Paula. 33-letni rozgrywający od lat uchodzi za jednego z najlepszych graczy na swojej pozycji. To jego 13 sezon w NBA, ale do tej pory sukcesów w play-off nie odnosił. Szczytem jego osiągnięć była gra w drugiej rundzie. I nic więcej. We wtorek na swoich barkach zaciągnął Rockets do drugiego finału Konferencji Zachodniej w ostatnich czterech latach. A swojego pierwszego w karierze.
Paul rzucił 41 punktów, trafiając aż osiem z 10 rzutów za trzy punkty. Do tego dołożył 10 asyst i osiem zbiórek. I nie miał ani jednej straty! Gdy był na parkiecie, Rockets wygrali ten fragment meczu różnicą 20 punktów. Dzięki świetnej grze Paula, ekipa z Houston za bardzo nie odczuła tego, że nie w pełni dysponowany był James Harden (18 punktów, 7/22 z gry).
-Nie zamierzam nic świętować. Kto gra tylko o awans do finału konferencji? Rozumiecie, o czym mówię? Potrzebujemy jeszcze ośmiu zwycięstw. Nie wiem, jak powinienem się czuć, ale mamy jeszcze sporo roboty do wykonania - odparł Paul, zapytany o to, czy cieszy się, że pierwszy raz w karierze zaszedł w play-off tak daleko.
-On był niesamowity. Po prostu przejął ten mecz. To był wielki występ. Miał takie spojrzenie, z którego aż bił prosty komunikat: zejdźcie mi z drogi, załatwię to - opowiadał po meczu Harden.
Rockets za rywala w finale Konferencji Zachodniej będą mieć Golden State Warriors, którzy we wtorek wygrali z New Orleans Pelicans 113:104, a w serii zwyciężyli 4-1. Było to ich 15. z rzędu zwycięstwo przed własną publicznością w play-off, czym wyrównali rekord Chicago Bulls z lat 1990-1991.
28 punktów dla Warriors rzucił Stephen Curry, 24 miał Kevin Durant, 23 Klay Thompson, a 19 Draymond Green. Pelicans prowadził duet Anthony Davis (34 punkty) - Jrue Holiday (27 punktów), ale to rywale mieli większą siłę ognia i mecz dość łatwo rozstrzygnęli na swoją korzyść.
W nocy z środy na czwartek (godz. 2 polskiego czasu) piąty mecz II rundy play-off zagrają Boston Celtics z Philadelphia 76ers. Po czterech meczach jest 3-1 dla Celtics, którzy będą gospodarzem środowego spotkania. Na zwycięzcę tej rywalizacji czekają już Cleveland Cavaliers z LeBronem Jamesem, którzy 4-0 pokonali najwyżej rozstawionych na Wschodzie Toronto Raptors.