Nieco ponad osiem lat temu rozegrano w Polsce pierwszy mecz (Warsaw Eagles i Fireballs Wielkopolska grały jeszcze bez ochraniaczy i kasków), w październiku 2006 roku odbył się pierwszy mecz ligowy. W sobotę 2 lutego w Łodzi zagrała reprezentacja Polski przez prawie duże "R".
Prawie, bo futbol halowy, który rozgrywany jest na boisku mniejszym o połowę i w pomniejszonych o trzech zawodników ośmioosobowych składach, ma się do tradycyjnego futbolu tak, jak futsal do piłki nożnej. Ale gra jest szybka, przerwy w grze krótsze, a akcje - także efektowne.
Polacy wystawiali już reprezentacje juniorów czy grali nieoficjalne mecze, w których występowała namiastka drużyny narodowej, ale dopiero spotkanie ze Szwecją zgodnie uznano za prawdziwy początek biało-czerwonej reprezentacji futbolowej.
Trudne początki i pójście za ciosem
Po pierwszych akcjach wydawało się, że Szwedzi, którzy na trzech ostatnich mistrzostwach Europy byli w najlepszej czwórce, mogą Polaków rozgromić. Biało-czerwoni zaczęli od posiadania piłki, ale nie zbliżyli się do pola punktowego rywali, a szwedzka formacja ataku szybko rozpędziła polskich obrońców i goście objęli prowadzenie 7:0 po przyłożeniu z kopnięciem na podwyższenie.
Kilka minut później Szwedzi wykonali kolejne łatwe przyłożenie, ale próbę podwyższenia zablokował potężny liniowy Babatunde Aiyegbusi. Mający 206 cm wzrostu gracz Giants Wrocław zatrzymał kopniętą piłkę. I to był punkt zwrotny pierwszej połowy. Polacy przegrywali 0:13, ale zaczęli grać odważniej, składniej, lepiej.
Pierwsze historyczne punkty biało-czerwoni zdobyli po błędzie Szwedów, którzy zepsuli wznowienie, czyli podanie do rozgrywającego. Szymon Adamczyk powalił łapiącego piłkę Szweda w jego polu punktowym, wykonując zagranie safety za dwa punkty.
Polacy poszli za ciosem. Quarterback, Kanadyjczyk z polskim paszportem Bart Zemanek, który w pierwszej kwarcie podawał nieprecyzyjnie i za plecy skrzydłowych, nagle zaczął rzucać z dużo lepszą skutecznością. W drugiej kwarcie jego 25-jardowe podanie złapał skrzydłowy Zbigniew Szrejber, który wykonał pierwsze przyłożenie dla Polski. Podwyższenie się nie udało, ale biało-czerwoni przegrywali już tylko 8:13.
Mecz się wyrównał. Kilka ładnych akcji miał Grzegorz Janiak, Paweł Świątek zaliczył piękny przechwyt, Szrejber złapał 40-jardowe podanie Zemanka... Ale Polacy grali nierówno. Z drugiej strony - walczyli. Jeszcze w pierwszej kwarcie defensywny liniowy Jakub Małecki zgubił na moment kask po starciu ze Szwedem i, zdenerwowany, wywołał małą przepychankę.
Szansa na prowadzenie
W końcówce pierwszej połowy Polacy mieli szansę na wyjście na prowadzenie. Po błędzie Szwedów zbliżyli się na odległość jardu do ich pola punktowego, ale zepsuli trzy próby ataku. W ostatniej akcji Szwedzi znakomicie powalili Zemanka.
W trzeciej kwarcie przez 10 minut trwała walka o każdy jard, Polacy bronili się długo, ale w końcu, w 40. minucie, Szwedzi wykonali przyłożenie. Po podwyższeniu za jeden punkt wyszli na prowadzenie 20:8.
Ofensywna formacja nie odrobiła tej straty - Sebastian Krzysztofek, running back, rekordzista PLFA pod względem zdobytych punktów, w reprezentacji zagrał jako skrzydłowy i nie czuł się w tej roli najlepiej. Nie łapał piłek, choć z drugiej strony podający mu Zemanek ciągle grał nierówno. Trzecią kwartę polski quarterback miał nieudaną.
W połowie czwartej Polacy mieli serię ofensywną, która - jeśli zakończyłaby się przyłożeniem - mogłaby dać nadzieję na przegonienie Szwedów. Ale znów skrzydłowi - Krzysztofek czy Marcin Bluma - nie łapali piłek niezbyt precyzyjnie rzucanych przez Zemanka. Szwedzi wykorzystali natomiast słabszy moment polskiej obrony i wykonali kolejne przyłożenie z podwyższeniem.
Szansę na przyłożenie po długim, dobrym podaniu Zemanka miał Grzegorz Mazur, któremu w ostatniej chwili, już w polu punktowym, piłkę z rąk wybił Szwed. Ale potem rezerwowy quarterback Krzysztof Wydrowski wykonał bardzo ładną akcję po akcji biegowej i zaliczył przyłożenie. Polacy chcieli wykonać podwyższenie za dwa punkty, ale podanie w pole punktowe do Mazura było niecelne.