Złote Ferrari dla tego, który okazał się czarnym koniem
Czyli dla Sebastiana Vettela. Decydujące starcie miało toczyć się między Fernando Alonso i Markiem Webberem, albo wręcz między Fernando Alonso i Fernando Alonso. Tymczasem Vettel, podobnie jak Kimi Raikkonen trzy lata temu pogodził dwóch głównych faworytów. Młody Niemiec przez cały sezon był królem kwalifikacji - aż dziesięciokrotnie zdobywał pole position, jednak w wyścigach szło mu już gorzej. Rozkręcał się jednak z każdym wyścigiem i zaliczył naprawdę piorunujący finisz wygrywając trzy z czterech ostatnich wyścigów. Jeśli to nie jest forma godna mistrza świata, to nie wiem, co nią jest.
Złoty Oliver St. John-Mięczak dla tego, który przejechał się sam
Czyli dla Marka Webbera. Wiem natomiast co nią nie jest. Nie jest nią przegranie na własne życzenie na dobrą sprawę jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu. Webber słabo pojechał kwalifikacje i w zasadzie natychmiast po starcie mógł zapomnieć o tytule. Jednocześnie jadąc na piątym miejscu za Alonso miał w rękach mistrzostwo, tyle, że nie dla siebie. Żeby zostać mistrzem - musiał dokonać niemal niemożliwego i z piątego miejsca awansować na pierwsze, bo nawet drugie miejsce za Vettelem nie dałoby mu tytułu. Wystarczyło jednak, żeby wyprzedził Hiszpana, a podarowałby tytuł swojemu faworyzowanemu przez zespół koledze. Cóż, nie wyprzedził. A potem przyszedł czas białego zimna i białego światła i czas przedwczesnych zjazdów do alei serwisowej i Webber mógł sobie swoją pomoc dla kolegi wsadzić tam, gdzie artysta miał wesołe konstytucje. Dokładnie tam.
Złoty Gang Olsena dla tego, któremu plan nie wypalił
Czyli dla Fernando Alonso. Wszystko przez to, że Alonso skoncentrował się na niewłaściwym red bullu. Ktoś czegoś nie policzył, bo już po starcie wiadomo było, że Webber swoją szansę stracił, tymczasem Alonso cały czas pilnował Australijczyka. Najpierw Ferrari próbowało Webbera wyeliminować rzucając mu pod nogi kłodę w postaci Felipe Massy. Ale Massa nie zdążył i ze swojego postoju wrócił na tor za Webberem. Wtedy Alonso postanowił załatwić sprawę własnoręcznie - zjechał po twardsze opony zaledwie dwa okrążenia po Webberze. Przewagę nad Australijczykiem utrzymał, ale utknął za Witalijem Pietrowem, który obowiązkowy pit stop miał już za sobą. I tak już zostało - Alonso, mimo wielu prób, nie potrafił wyprzedzić Rosjanina. Nie miał też szans na dogonienie zjeżdżających blisko dziesięć okrążeń po nim Vettela i Hamiltona, czy zjeżdżającego jeszcze później Buttona. Do tego dał się wyprzedzić jadącemu niemal cały wyścig na twardych oponach i zjeżdżającemu dopiero w końcówce Kubicy. Oto przepis na przegranie mistrzostwa świata. Podawać z dużą ilością musztardy, na którą będzie można zwalić winę za skrzywioną minę.
Złoci Johnny Hooker z Henrym Gondorffem dla tego, który wykiwał potężniejszych od siebie
Czyli dla Witalija Pietrowa. Startujący na miękkich oponach Rosjanin wykonał jeden kluczowy manewr - kiedy po kraksie Michaela Schumachera i Vitantonio Liuzziego na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa - natychmiast zjechał do alei serwisowej. Nowy komplet twardszych opon pozwolił mu spokojnie jechać aż do samej mety i awansować o ponad dziesięć pozycji. Do tego jak się okazało Pietrow swoją jazdą zadecydował o tytule mistrza świata. Nie dał się wyprzedzić coraz bardziej sfrustrowanemu Alonso pokazując jak powinno wyglądać formułowe catenaccio. Gniewne gesty, jakimi po wyścigu recenzował jego poczynania Alonso były najlepszą recenzją i najsłodszą pochwałą, jakiej mógł oczekiwać Pietrow.
Złoty Roger ''Verbal'' Kint dla tego, który miał plan
Czyli dla Roberta Kubicy. Po dość bezbarwnych wyścigach, po słabych kwalifikacjach Kubica wreszcie pokazał na co go stać. Po pierwsze - znakomicie dobrał strategię - w odróżnieniu od wielu kierowców jadących przed nim wystartował na twardszych oponach i jechał na nich najdłużej, jak się dało. Do tego dwukrotnie popisywał się świetnymi manewrami - najpierw na samym początku wyścigu, kiedy wyprzedził Sutila, a drugi raz, kiedy na 26. okrążeniu nie dał szans Kobayashiemu. Dzięki temu, kiedy Polak zjeżdżał po miękkie opony, był drugi. Ostatecznie w stosunku do miejsca na starcie awansował aż o sześć miejsc - zajął piąte miejsce dokładając swoją cegiełkę do zepsutego weekendu Fernando Alonso. Teraz pytanie - co dalej. Zarówno do Kubicy, jak i do właścicieli, inżynierów i całej ekipy Renault. Ale to już zupełnie inna historia, którą zaczniemy sobie opowiadać dopiero w marcu. No, może jakoś od stycznia.
Złoty Usain Bolt dla tego, który pokazał, jak finiszować
Czyli dla sezonu 2010. Walka do samego końca, czterech potencjalnych mistrzów świata z trzech różnych teamów przed ostatnim wyścigiem sezonu, w dodatku nieprzewidywalne i niesamowite zakończenie. Po sezonie 2009, w którym brawny rywalizowały z brawnami - naprawdę miła odmiana. Nie wiem, co teraz mu się stać, żeby jeszcze zwiększyć emocje w przyszłym sezonie. Ale to już problem, którym nie musimy sobie zaprzątać głowy aż do marca.
Piotr Mikołajczyk
Komentarze (0)
Komu Grand Prixy po Grand Prix Abu Zabi
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy - napisz pierwszy z nich!