• Link został skopiowany

Dziesięć najsłabszych meczów polskiej kadry ostatniego ćwierćwiecza

Po takim meczu jak w sobotę można tylko usiąść i zastanawiać się, czy już kiedyś polska piłka równie wnikliwie badała stan futbolowego dna. Nie wiemy czy to pocieszające czy nie, ale owszem - grywaliśmy już równie kiepsko. Oto subiektywny wypis dziesięciu najsłabszych meczów ostatnich 25 lat.

12.04.1987, el. ME 1988, Polska - Cypr 0:0

Polska reprezentacja prowadzona przez Wojciecha Łazarka zmagania o niemieckie Euro 1988 rozpoczęła lepiej niż przyzwoicie. Najpierw pokonała w Poznaniu Greków 2:1 a następnie wywiozła bardzo cenny, bezbramkowy remis z Holandii. W niedzielne południe 12 kwietnia 1987 roku w Gdańsku podopieczni popularnego Baryły mieli w ramach zwykłej formalności rozgromić Cypryjczyków - jedną z najsłabszych drużyn kontynentu. Na boisko Lechii Polacy wyszli na wskroś ofensywnym składem. Smolarka, Furtoka (zmieniony w przerwie na Jacka Bayera) i Okońskiego (zakończył tym spotkaniem swą przygodę z kadrą; inną przykrością był fakt, że podczas meczu... ukradziono mu samochód) wspomagali w ataku Urban i Dziekanowski (niemiłosiernie wygwizdywany przed meczem jako symbol znienawidzonej Legii). Efekt był iście porażający. Mecz zakończył się remisem 0:0. To największa trauma kibicowskiego dzieciństwa jednego z nas: - Do dziś pamiętam jak wbiegamy z bratem do domu spóźnieni, włączając telewizor dopiero po 20 minucie gry i źli na instytucję niedzielnych rodzinnych spacerów, sądząc, że zdążyliśmy już przegapić co najmniej tuzin goli dla biało-czerwonych. A tam jak gdyby nigdy nic - 0:0. I tak już zostało. Znamienny był tytuł na łamach jednej z gazet w dzień po meczu: "Najlepiej grała... orkiestra" (marynarki wojennej, która umilała swymi występami kibicom przerwę w grze).

13.10.1993, el. MŚ 1994, Polska - Norwegia 0:3

Do dziś rośnie człowiekowi ciśnienie, mdleją ręce i pojawiają się odruchy wymiotne na wspomnienie tego meczu. Inwazja Wikingów na Poznań dnia Pańskiego 13 października 1993 roku jest momentem osiągnięcia najprzepastniejszego dna w polskim futbolu i najczarniejszego odcienia czarnej rozpaczy kibiców biało-czerwonych. Każdy fan kadry musiał czuć się sponiewierany i poniżony jak nigdy wcześniej i chyba jednak, na szczęście, nigdy później. Andrzej Strejlau z godnością pożegnał się z reprezentacją po niezłym, choć pechowo przegranym występie w Oslo (0:1) zostawiając jej jeszcze iskierkę nadziei na awans. Jego dotychczasowy asystent Lesław Ćmikiewicz obejmując kadrę (na szczęście tylko na 3 mecze) chyba z niekłamanej sympatii dla Pana Andrzeja postarał się zrobić wszystko co tylko było w jego mocy, byśmy za Strejlauem bardzo szybko zatęsknili. Gra Polaków w tym spotkaniu była po prostu haniebnie żałosna. Do dziś śni się po nocach, jak co kilka minut, któryś z Norwegów sunie na spotkanie oko w oko z Jarosławem Bako. To że przegraliśmy to spotkanie tylko 0:3 było i tak czynem miłosierdzia ze strony podopiecznych Egila Olsena. Po poznańskiej łaźni z kadrą pożegnali się już na zawsze Bako i Czachowski. Trener Ćmikiewicz złożył rezygnację, ale po namowach kierownictwa PZPN zgodził się prowadzić narodowy zespół (z fatalnym skutkiem zresztą) do końca eliminacji MŚ 1994.

4.09.1994, el. ME 1996, Izrael - Polska 2:1

Dwa słowa: Ronen Harazi. Gość strzelając nam dwa gole wprawił wszystkich w takie osłupienie, że z tego zdziwienia red. Dariusz Szpakowski wyraził swoje obrzydzenie i obiecał rezygnację z relacjonowania występów kadry. Ktoś złośliwy na naszym miejscu dodałby: wielu żałuje, że nie dotrzymał słowa. Polacy pod wodzą Henryka Apostela eliminacje do angielskiego turnieju zaczęli gorzej niż źle. Gdy patrzymy na jedenastkę z - przy całym szacunku - Krzysztofem Maciejewskim, porażce dziwimy się już trochę mniej. Gdy patrzymy na skrót i zachowanie obrony - jeszcze mniej. Nawet zabawne jest to, że sześć (z Ukrainą) i dziesięć (z... Irlandią Północną) lat później, dokładnie 4 września nasza kadra zagrała bardzo dobre, zwycięskie mecze .

11.10.1995, el. ME 1996, Słowacja - Polska 4:1

O tym meczu krążą legendy. Do Bratysławy jechaliśmy jeszcze z teoretycznymi szansami na awans. Gdyby Rumuni pokonali Francję a my Słowaków, a potem... Te gdybania dzisiaj nie mają specjalnie sensu. Jak podawała większość tytułów prasowych, polscy piłkarze zaczęli zapijać niezakwalifikowanie się do ME jeszcze przed potyczką z południowymi sąsiadami. Kto, co, ile i z kim, do dziś jednak nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że polska kadra dała wtedy jeden z najbardziej żenujących popisów w swych dziejach. Koszmarna gra, dwie idiotyczne czerwone kartki i dymisja Apostela.

12.10.2002, el. ME 2004, Polska - Łotwa 0:1

KUBA ATYS Agencja Wyborcza.pl

Już poprzedzająca to spotkanie potyczka z San Marino powinna dać nam do myślenia. W Serravalle wytchnienie w bezsensownej szarpaninie dało dopiero trafienie Kaczorowskiego (czy ktoś jeszcze pamięta tego pana?). Jednak Łotwa to nie San Marino i tutaj nawet szczytowa forma byłego zawodnika Lecha, Legii i Wisły nic nie wskórała. Polacy dali festiwal nieskuteczności bijąc głową w łotewski mur. Wystarczyła jedna porządna kontra, precyzyjne uderzenie Laizansa w stronę tej ręki Dudka, której on woli nie używać i zrobiło się w Warszawie grobowo. Nie pomógł nawet fakt, że przez ostatnie pół godziny meczu na boisku mieliśmy aż czterech napastników. Biało-czerwoni przypominali biedronkę przewróconą na plecy i bezradnie machającą nogami.

11.06.2003, el. ME 2004, Szwecja - Polska 3:0

W Solnej zawsze chętnie bijący nas Szwedzi kolejny raz ośmieszyli krążące czasem wokół naszej kadry stwierdzenie o ''świetnym przygotowaniu fizycznym Polaków''. Przy skandynawskich atletach nasi gracze wyglądali jak dziewczynki z warkoczykami, zresztą siłę naszej ofensywy tworzyli w tym spotkaniu Tomasz Zdrowy Jak Byk, Silny Jak Tur Dawidowski i Artur Fajter Wichniarek. Jakby tego było mało, Jurek Dudek zapomniał pobronić . Lań od Szwedów ostatnimi laty było dużo, przy tym nie mogliśmy nawet sięgnąć rączkami pupy, by zamortyzować klapsy.

18.08.2004, mecz towarzyski, Polska - Dania 1:5

Fot.Piotr Skornicki / Agencja Wyborcza.pl

Mimo że to mecz towarzyski, to nie sposób o nim nie wspomnieć. Senne sierpniowe popołudnie, słońce, zapach murawy, roześmiani ludzie. A mogło być takie przyjemnie... Niestety Duńczycy postanowili wszystko popsuć (nie pierwszy i nie ostatni raz zresztą). Zamiast mieć na uwadze wakacyjne okoliczności, oni postanowili zagrać na serio. Tak jak nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji, tak też Polacy nie spodziewali się, że ktoś może tyle biegać w przyjacielskiej potyczce. Skończyło się na batach 1:5 i pamiętnych ''ole!'' w wykonaniu kibiców, gdy nasz blok defensywny wymieniał między sobą podania. Po tym meczu po Janasie ujeżdżali nawet czytelnicy ''Konia i psa''. Jedynym pozytywem było odblokowanie się Żurawskiego w meczach kadry.

9.06.2006, MŚ 2006, Polska - Ekwador 0:2

Dla nas to najsłabszy mecz trzech ostatnich polskich udziałów w wielkich imprezach - choć konkurencja oczywiście była spora. Z Koreą pierwsze 20 minut było jednak takie, że aż przecieraliśmy oczy ze zdziwienia. Z Portugalią - tu liczymy się z oburzeniem czytelników - zagraliśmy całkiem przyzwoicie, a przede wszystkim odważnie (Żurawski, Kryszałowicz, Olisadebe). Gdyby jeszcze w jednym momencie gwizdek sędziego milczał... Minione Euro było słabiutkie, ale będziemy się upierać, że nie aż tak, jak janasowy mecz z przeciętnym i ogranym 3:0 kilka miesięcy wcześniej Ekwadorem. Rzut oka na oficjalny skrót FIFA . Z polskich sytuacji, poza bardzo późnymi strzałami w słupek i poprzeczkę, mamy strzał Krzynówka, który co najwyżej mógł zrobić krzywdę komuś na trybunach oraz wybitą przez obrońców kiepską wrzutkę. I jeszcze te auty Ekwadorczyków siejące popłoch w naszej obronie. Litości.

2.09.2006, el. ME 2008, Polska - Finlandia 1:3

Feralna 75. minuta meczu Polska - Finlandia (0:3). Arkadiusz Głowacki ściera się z Alekseiem Eremenką...
Feralna 75. minuta meczu Polska - Finlandia (0:3). Arkadiusz Głowacki ściera się z Alekseiem Eremenką... fot.Damian Kramski / Agencja Wyborcza.pl

Pożegnanie z kadrą Szymkowiaka, Dudka i Frankowskiego. Dwaj ostatni nie udowodnili, że Janas nie biorąc ich na mundial się pomylił. A Szymkowiak... tak, kojarzymy takiego reportera Canal+, całkiem młody chłop jeszcze, mógłby jeszcze piłkę pokopać. Co by nie powiedzieć o Janasie - w eliminacjach do Weltmeisterschaft takich średniaków na mniejszym czy większym spokoju, ale odprawiał z kwitkiem. Leo może i miał pecha, że trafił na średniaków ze Skandynawii, krainy mrozów i polskich wstydliwych porażek. Z drugiej strony - wybitnie temu pechowi pomógł wystawiając Obrońcę Na Bakier Ze Szczęściem, czyli Archie Headera , czyli Arka Głowackiego, który mecz skończył wcześniej - z czerwoną kartką.

28.03.2009, el. MŚ 2010, Irlandia Północna - Polska 3:2

... jakby to powiedzieć...

Pogrążeni w smutku bracia Nosalowie