• Link został skopiowany

US Open. Zawieszone marzenie sędziego z Iranu

- Nie chodzi o pieniądze czy o politykę. Chodzi o tenisa - mówi Adel Borghei, sędzia z Iranu, który mimo oficjalnego zaproszenia przez organizatorów nie uzyskał pozwolenia na pracę podczas US Open.

Od czwartku 32-letni sędzia tenisowy z Iranu jest na ustach całego świata. Jego historię opisał "New York Times", a za nim inne media. Czy amerykańska administracja ugnie się pod presją opinii publicznej i dopuści Irańczyka do pracy podczas turnieju?

Odmowa w świetle prawa

Borghei oficjalne zaproszenie na swój pierwszy US Open otrzymał już w maju. Wcześniej w czasie swojej kariery pracował między innymi w czasie Wimbledonu i na Australian Open. Zaplanował podróż, wyrobił sobie wizę i poleciał do Ameryki Północnej na cykl turniejów poprzedzających ostatni w tym roku turniej wielkoszlemowy.

E-maila od Richa Kaufmana, dyrektora amerykańskiej federacji tenisowej (USTA) do spraw sędziowskich, otrzymał podczas turnieju w Montrealu. Powołując się na obowiązujące w USA prawo, Kaufman informował go, że organizatorzy nie mogą zatrudnić obywatela Iranu. Wiąże się to z wprowadzonymi od 1 lipca sankcjami, mającymi wywrzeć presję w sprawie współpracy Iranu z ONZ odnośnie broni jądrowej.

"Politycy wkraczają nawet w sport"

Borghei jest licencjonowanym arbitrem od 13 lat. Pracował na turniejach w 30 państwach na całym świecie i jest zdeterminowany, by bronić swoich racji. - To nie powinno mieć nic wspólnego z polityką. Nie chcę mówić na te tematy, ale oni mieszają politykę i sport - uważa.

Jego sprawą zajmuje się Farhad Alavi, ekspert w tematyce sankcji międzynarodowych w firmie Akrivis Law Group z Waszyngtonu. - Politycy wkraczają we wszystko, nawet w tak uniwersalne dziedziny jak sport. Czasami zapomina się, że takie regulacje mają wpływ na życie ludzi - stwierdził, zapowiadając złożenie odwołania, które w trybie przyspieszonym mogłoby zostać rozpatrzone jeszcze przed zakończeniem rozpoczynającego się w poniedziałek turnieju.

Zamiast wracać do domu, Borghei zatrzymał się więc u znajomego na Florydzie. Decyzja USTA kosztowała go ponad 2000 dolarów, ale sprawę traktuje przede wszystkim honorowo. - Gdyby szło tylko o pieniądze, nie byłoby mnie tu. Chcę być na tym turnieju, spełnić swoje marzenie. Nie chodzi o pieniądze czy o politykę. Chodzi o tenisa - przekonuje.

Napisz do autora: tadeusz.kadziela (at) agora.pl

Więcej o: