Trasy rowerowe dla rodzin, amatorów i zawodowców: Wokół Wiśnicza i Bochni

W tej okolicy przejechanie trasy dłuższej niż 70 kilometrów to doświadczenie prawie alpejskie - suma podjazdów sięga ponad trzy kilometry! A najwyższa przejezdna dla rowerów przełęcz Bocchetta di Forcola w Alpach ma niespełna 2768 m n.p.m. i startuje się z poziomu kilometra.

Trasa ekstremalna - Wyzwanie dla największych twardzieli

Ruszamy spod zamku w Wiśniczu. Ale zamiast jechać na Limanową, jedziemy drogą prowadzącą spod zamku, obok restauracji Hetmańskiej, lekko w dół za znakami szlaku rowerowego w kolorze czerwonym. Będziemy się go trzymać przez najbliższe kilometry. Zacznie się znaczny spadek terenu, co będzie niechybnym znakiem, że za moment zacznie się podjazd. Dokładnie po trzech kilometrach.

Gdy miniemy tablicę z nazwą wsi Olchawa, proszę uważać - za sto metrów odbijemy w prawo. Kierunek wskażą znaki. Skręcamy i trzymamy się drogi, która wkrótce straci asfalt. Omijamy szerokim łukiem Pogwizdów. Las, łąki, pola. Niezwykle zróżnicowana rzeźba terenu i trening dla dużej grupy mięśni, bo na tym odcinku jest naprawdę ciężko.

Zaraz za ósmym kilometrem szlak odbija w prawo, ale my kierujemy się asfaltową drogą na wschód, przez Żelazowiec do Czyżyczki. Gdy wąską asfaltówką dojedziemy na grzbiet, otworzy się przed nami piękna panorama pogórza wielickiego. Skręcamy koło sklepu w lewo, jedziemy w dół w stronę Sobolowa. Wkrótce wylądujemy na dnie doliny Stradomki. Niestety, pojedziemy w górę potoku, co nie da nam ani chwili oddechu.

W Wieruszycach, zaraz za mostkiem na potoku, skręcamy w lewo na wschód. Ten odcinek jest bardzo malowniczy, ale czeka nas spory podjazd. Zbliżamy się do jednego z najwyższych punktów tej wycieczki i połowy trasy. W Trzcianie wjedziemy znów na szlak rowerowy, który doprowadzi nas do drogi łączącej Bochnię z Limanową. Drogą wojewódzką pojedziemy kilka kilometrów w stronę Limanowej - prawie do samej Żegociny. O tym, że dojeżdżamy do kolejnego punktu zmiany kierunku, świadczyć będzie interesujący rezerwat geologiczny po lewej stronie i imponująca panorama Żegociny przed nami.

We wsi, gdy tylko dostrzeżemy kompleks dużych budynków szkolnych i most nad potokiem, skręcamy w lewo. Droga doprowadzi nas do Bytomska i Rajbrotu. Znajdziemy się w kolejnej dolinie. Tym razem jedziemy w kierunku, w którym płynie woda, czyli na północ. Powinno być przez moment łatwiej.

Od tego miejsca mamy siedem kilometrów łatwej drogi do Lipnicy Murowanej. To chyba najmniejsza miejscowość w Polsce z obiektem wpisanym na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO - modrzewiowym kościółkiem św. Leonarda. Trzeba zwiedzić. Warto też zajrzeć na ryneczek i do dworu Ledóchowskich we wschodniej części miasteczka. Potem wracamy na zachód i kierujemy się obok szkoły na drogę prowadzącą do Wiśnicza. Drogowskazy są czytelne.

Po około dwóch kilometrach zobaczymy rozjazd - możemy tu wybrać prostą ośmiokilometrową trasę do zamku lub kilkanaście kilometrów jednej z najpiękniejszych tras na polskim pogórzu. Proponuję jednak skręcić w tą trudniejszą drogę, w lewo. Będziemy teraz się wspinać przez pięć kilometrów. Miniemy Lipnicę Górną, a podjazd zakończy się dopiero w Połomie Dużym. Trzeba tutaj uważać, żeby skręcić we właściwą wąską asfaltówkę na rozjeździe. Warto zapytać miejscowych, jak dojechać do Kamienia Grzyba - formacji skalnej przypominającej właśnie grzyb. To będzie właściwa droga. Znajdziemy ją na 55,4 kilometrze.

Wąska asfaltówka jest jakby stworzona do jazdy na rowerze. Jako że ostatnie pół godziny podjeżdżaliśmy, a znajdujemy się na grzbiecie, to ten odcinek przejedziemy niemal bez wysiłku.

Jeśli chcemy zobaczyć skalny grzyb, to trzeba znaleźć wycinkę w bukowym lesie - skałę znajdziecie na 57 kilometrze przy ścieżce prowadzącej na wzgórze po lewej stronie.

Gdy dotrzemy do drogi na Wiśnicz, nie skręcamy w stronę miasteczka, ale jedziemy w przeciwną stronę ładną serpentynką do góry, do najbliższego rozjazdu. Tam, koło przystanku, skręcamy w lewo. Droga doprowadzi nas do zamku obok więzienia, czyli dawnego Klasztoru Karmelitów Bosych. Stąd już niedaleko do zamku w Wiśniczu.

Pokonaliśmy naprawdę wyczerpującą trasę, którą z powodu przewyższeń możemy z czystym sercem pomnożyć razy dwa. Po płaskim pokonalibyśmy prawie 130 kilometrów. W rzeczywistości za nami 67 kilometrów.

Dystans: 67 km i prawie 3000 metrów przewyższeń

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Trasa średnia: Pojedźcie i zobaczcie, a pokochacie i zrozumiecie

Trasa o średniej trudności nie będzie szczególnie długa, ale gdy popatrzeć na jej profil, przypominać będzie kardiogram - skok w górę i skok w dół. To będzie prawdziwy wysysacz potu i tłuszczu z boczków. Ale w pięknych okolicznościach przyrody, czyli w samym sercu Wiśniclo-Lipnickiego Parku Krajobrazowego.

Ruszamy spod zamku w Wiśniczu. Rozkoszujemy się jazdą między stylowymi kamieniczkami, pocztą, ratuszem, kościołem z bramami z piaskowca. Jedziemy drogą na Limanową, z tym że w Połomi Dużej, obok gaśniczej pompy na postumencie przy skrzyżowaniu skręcamy nie w stronę Lipnicy Murowanej, lecz w stronę Żegociny, pokonując kolejne wzgórza i zjazdy do dolin. Kilkanaście kilometrów na południe zaczyna się Beskid Wyspowy i nasz szlak z pewnością nie jest przeznaczony dla miłośników prostych odcinków.

Na jedenastym kilometrze pokonamy mostek na Potoku Saneckim, a zaraz za nim skręcimy ostro w lewo w stronę kościoła w Łąkcie i cmentarza. Jedziemy asfaltową, wąską drogą w stronę Rajbrotu. Dwa kilometry podjazdu, potem dwa kilometry zjazdu. Za lasem możemy skręcić w lewo, w boczną drogę, by dojechać do cmentarza wojskowego nr 303 z czasów I wojny światowej. Toczyły się tu naprawdę ciężkie walki. Leży tu ponad pół tysiąca żołnierzy wszystkich biorących w bitwie nacji. Wygrali wówczas Austriacy.

Zjeżdżamy do kolejnej doliny - Uszwicy. Teraz kilka kilometrów odpoczynku od stromych podjazdów. Jedziemy w dół potoku do samej Lipnicy Murowanej, gdzie koniecznie odwiedzamy kościółek św. Leonarda (bilet rodzinny za 10 zł, a pojedynczy 4 zł), ryneczek z drewnianymi - choć to Lipnica Murowana - budynkami z podcieniami oraz zbudowany na modłę włoską dwór Ledóchowskich na końcu wsi.

Lipnica nie zawsze była wsią, miasteczko zakładał Władysław Łokietek. Niestety, prawa miejskie Lipnica straciła w okresie międzywojennym. Pozostały nazwy miejscowe: Nowe Miasto czy Przedmieście. I przez to ostatnie, gdzie mieści się duża szkoła, kierować się będziemy do Wiśnicza, na północ.

Lipnica leży w głębokiej dolinie, więc podjazd do Granic okupimy potem, ale nagrodą będą niezapomniane widoki. Kiedy po prawej zobaczymy wiatę przystankową i drogę odchodzącą ostro w prawo, zmieniamy kierunek jazdy. Dojedziemy do zamku w Wiśniczu obok więzienia dla recydywistów. Ale zanim do tego dojdzie, będziemy meandrować między wzgórzami przysiółka Łomna. Jedziemy jak droga prowadzi. Wkrótce dostrzeżemy wieże wartownicze i mur więzienia. Widok byłby zdecydowanie ciekawszy, gdyby zaborca nie skasował klasztoru Karmelitów bosych i urządził tam więzienia dla tatrzańskich zbójców, a hitlerowcy nie wyburzyli poklasztornego kościoła. Niestety, nie ma możliwości zwiedzania obiektu. Można obejrzeć go sobie z zewnątrz.

Spod więzienia został nam tylko kilometr do zamku. Jeśli nie obejrzeliście go przed wyjazdem, to ten błąd należy naprawić po przejechaniu niemal 34 kilometrów tej wycieczki i pokonaniu półtora kilometra różnicy wysokości.

Dystans: 34 km i 1500 metrów przewyższeń

----------------------------------------------------------------------------------------------

Trasa rodzinna - Ból mięśni i wyjątkowo piękne krajobrazy

Wiśnicz powinien mieć status porównywalny do Kazimierza Dolnego nad Wisłą. To urocze miasteczko, o wspaniałej historii. Nasze wycieczki po pogórzu będziemy zaczynać i kończyć pod wiśnickim zamkiem.

Warto zajrzeć za mury albo w formie przystawki przed jazdą lub na deser. Zamek spłonął dwa wieki temu, ale od kilkudziesięciu lat jest odbudowywany i to w sposób imponujący. Zwiedzanie pobudza wyobraźnię, a widoki z tarasu sali balowej mogą zaprzeć dech w piersiach.

Sto metrów na południe od zamku znajdziemy dom Jana Matejki. Na naszą rodzinną wycieczkę ruszamy przez rynek - po prostu zjeżdżając w dół, a później jadąc w stronę ratusza. Warto pokręcić się po okolicy dłużej, bo mnóstwo tu zadbanych budynków, placów, zaułków. I udało się nie zaśmiecić ich nachalnymi reklamami.

Dalej ruszamy drogą na Limanową, czyli ul. Kazimierza Wielkiego. Wkrótce dostrzeżemy to, co sprawi, że długo zapamiętamy tę trasę - co chwilę zjeżdżamy w dół, by wkrótce podjechać i znów stracić wysokości, i kolejny raz jej nabrać. Będzie to wymagało intensywnej pracy przerzutek, ale ból mięśni łagodzić nam będą wyjątkowo piękne krajobrazy.

Droga, którą jedziemy, jest drogą wojewódzką, ale zwykle w weekendy nie jest zbytnio ruchliwa. To istotne, gdyż jest dość wąska, a nachylenia są takie, że zamiast chodników są... schody.

Dwa kilometry za Wiśniczem miniemy kilka gospodarstw agroturystycznych i pensjonatów. Droga od tego miejsca będzie prowadziła nas do góry, aż dotrzemy do rozjazdu z drogowskazami w Połomiu Dużym (skrzyżowanie z pompą strażacką na postumencie) - jeden będzie wskazywał nam Lipnicę Murowaną, pięć kilometrów w lewo. I tam skręcamy. Jeszcze dwieście metrów do góry i zacznie się zjazd aż do samej wsi. Przez cały czas towarzyszyć nam będą świetne widoki.

Do Lipnicy znanej z najwyższych w kraju palm wielkanocnych wjeżdżamy od południa. Wieś wypiękniała w ostatnich latach. Brukowanymi uliczkami docieramy do wpisanego na listę światowego dziedzictwa UNESCO XV-wiecznego modrzewiowego kościółka św. Leonarda. Za ołtarzem znajdziemy światowida, a na polichromiach archanioła Gabriela z ognistym mieczem.

Lipnicki ryneczek otoczony jest pierzejami drewnianych domów z podcieniami, a kilkaset metrów na wschód znajdziemy dworek, gdzie mieszkały błogosławiona i święta siostry Ledóchowskie.

Wracamy na zachód i jedziemy kilkaset metrów drogą, którą wjechaliśmy do Lipnicy. Na rozjeździe kierujemy się za kierunkowskazem (Nowy Wiśnicz 8) w prawo. Droga będzie szybko się wspinała. I nie będzie na tym odcinku żadnym wstydem, jeśli będzie trzeba rower nieco podprowadzić. Podjazd ma kilka kilometrów i jest bardzo stromy. Ale gdy osiągniemy kulminację, czeka nas zjazd drogą meandrującą w bukowym lesie i między polami. I to jest esencja jazdy w tej okolicy. Wszędzie ładnie i wiatr we włosach.

Kiedy dotrzemy na sam dół doliny, po lewej stronie dostrzeżemy pływalnię na świeżym powietrzu, a na wzgórzu będą widoczne cebulaste dachy zamkowych baszt. Jeszcze tylko jeden podjazd i jesteśmy u celu.

Za nami prawie 22 km - niby niewiele, ale za to dokładnie kilometr różnicy wysokości podjazdów.

Dystans: 22 km i 1000 metrów przewyższeń

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.