Po dotarciu do obozu I Moro i Urubko wzięli złożony tam wcześniej sprzęt i kontynuowali wspinaczkę.
- Przeszliśmy lodowiec w dolinie pomiędzy Ganalo Peak i Nanga Parbat, przetarliśmy szlak w labiryncie seraków i szczelin, aż wreszcie znaleźliśmy się po lewej stronie moreny. Jutro kontynuujemy wspinaczkę. Chcielibyśmy dojść na wysokość 6000 metrów - przekazał w czwartek Simone Moro.
Dzień później, z powodu pogarszającej się pogody, zespół wrócił z powrotem do bazy.
- Właśnie wróciliśmy do bazy. Dziś w nocy skierujemy się w stronę miejsca, które mogłoby być obozem II podczas letniej wyprawy, ale zdecydowaliśmy, że dotrzemy tam bezpośrednio z bazy. Stwierdziliśmy z Denisem, że nie będziemy szli drogą Kinshofera. Pójdziemy szlakiem, którym w 2000 roku próbował dojść na szczyt Messner wraz z Hansem Peterem Ensendle - przekazał Moro.
- Droga Kinshofera zabrałaby zbyt wiele czasu, ponieważ wszędzie musielibyśmy zakładać poręczówki, a tego nie chcemy. Dlatego wczoraj poszliśmy do obozu I, skąd wzięliśmy sprzęt i ruszyliśmy dalej. Zmierzaliśmy doliną pomiędzy Nanga a Ganalo, trzymając się lewej strony moreny - informował himalaista.
- Dziś rano chcieliśmy dotrzeć na wysokość 6000 merów, ale popsuła się pogoda i zaczął padać śnieg. Zdecydowaliśmy, że schodzimy na dół, bo w tym miejscu byliśmy narażeni na spadające lodowe seraki, a gdyby leżał tam jeszcze świeży śnieg, to naprawdę byłoby niebezpiecznie - podkreślał Moro.
Więcej o wyprawie możesz przeczytać TUTAJ.