Jak już wielokrotnie powtarzaliśmy, od jazdy rowerem przyjemniejsza jest tylko jazda rowerem w dobrym towarzystwie. Prawdę tę dość dobrze można przetestować podczas kilkudniowej wycieczki. Jazda w grupie ma wiele zalet i - przy odpowiednich zabezpieczeniach - niemal pozbawiona jest wad. Jedną z podstawowych zalet jest oczywiście bezpieczeństwo. Jadąc w grupie możemy choćby przypilnować sobie wzajemnie rowerów podczas zwiedzania. W przypadku jakiejkolwiek sytuacji awaryjnej zawsze jest koło nas ktoś, kto może pomóc. Wreszcie - kilkuosobowa grupa jest na pewno lepiej widoczna na trasie niż pojedynczy rowerzysta (pamiętajcie, że zgodnie z polskim prawem rowerzyści mogą jechać koło siebie, jeśli nie utrudniają ruchu i nie stwarzają niebezpieczeństwa na drodze).
Grupa daje również możliwości podzielenia się kompetencjami. Każdy robi to, co lubi i umie najlepiej. Jeden gotuje, druga zmienia dziurawe dętki, a trzeci i czwarta rozmawiają z gospodarzami o ewentualnym noclegu. A następnego dnia zmiana, bo tylko pedałowanie się nie nudzi.
Oczywiście tutaj dochodzimy do tego, co warunkuje przyjemne rowerowe wakacje w kilka osób. Wyjeżdżając nie musimy się doskonale znać, ale musimy (nawet jeśli się znamy) jasno ustalić pewne reguły. Na przykład kto jest za co odpowiedzialny? Czego na pewno ktoś robić nie będzie? Jakich dystansów i średnich prędkości się spodziewamy? Jak często chcemy się zatrzymywać? Czy interesuje nas raczej wyczyn, czy zwiedzanie? O której wstajemy rano? Czy rozliczamy się wspólnie, czy dzielimy wydatki? Moje doświadczenie każe mi wierzyć, że można pojechać na udaną wycieczkę rowerową z osobą, z którą nie dzieli nas spojrzenie na OFE, katastrofę smoleńską a nawet kwestię niezbędności kasków rowerowych, o ile osoba ta nie zwija swojej karimaty zbyt wolno i nie zjada notorycznie jednej kromki chleba więcej od innych.
Dość praktyczne jest też przyjęcie, że grupa w każdej chwili może się rozpaść bez szkody dla kogokolwiek. Pewnych sytuacji nie da się przewidzieć, konflikty zdarzają się między najlepszymi. Rower to jednak nie jacht dalekomorski i nie musicie być na siebie skazani na wieczność. Jeśli nie pomaga rozstawanie się rano i spotykanie dopiero na noclegu, rozjedźcie się w swoje strony, zanim poprzecinacie sobie opony i połamiecie szprychy. Żeby się jednak sensownie rozdzielić trzeba być na to przygotowanym - osoba odłączająca się nie powinna zostać bez narzędzi, mapy, ewentualnie namiotu (jeśli jesteście w miejscu, w którym nie ma co liczyć na nocleg pod dachem).
Trudno jest odpowiedzieć na pytanie, jakiej wielkości powinna być optymalne grupa wycieczkowa. 2-3 osoby to czasem trochę za mało, by korzystać z efektu skali. z kolei powyżej pięciu mogą zacząć drastycznie rozjeżdżać się upodobania, tempa, oczekiwania i poczucia humoru. Co z kolei przy grupie powyżej 8-9 osób przestaje przeszkadzać, gdyż i tak zazwyczaj dzieli się ona na mniejsze podgrupy. Swoje ewentualne upodobania oraz umiejętność wspólnej jazdy i poziom przyjemności, jaki z niej będziecie czerpać, dobrze możecie sprawdzić właśnie podczas takiej małej, 3-4 dniowej wycieczki. Lepiej testować grupę na trasie do Sieradza niż przejeżdżając przez Karakorum.
Nie chciałbym, aby ten tekst zabrzmiał jak straszak. Grupowa wycieczka rowerowa, wbrew temu, co można by z moich słów wnioskować nie powinna być raczej drogą przez mękę. Ale też - jeśli nie będziemy współpracować z grupą i nie zgodzimy się na wspólne zasady - łatwo może się nią stać. Nawet, gdy podróżujemy ze sprawdzonymi przyjaciółmi. Zmęczenie, stres, złapana trzykrotnie guma i frustracja, że setny kilometr nie został osiągnięty bardzo łatwo mogą błahy problem przerobić w dynamit. I wówczas jeszcze raz może nam się objawić magia roweru - kiedy jesteśmy zdenerwowani, wypedałujmy z siebie złość!
Pozostaje jeszcze kwestia tego, w jaki sposób skompletować grupę na wycieczkę (jeśli rzeczywiście miałaby ona rozpocząć się już jutro). Metody typu "wydarzenie na fejsiku" raczej już nie zadziałają (a nawet jeśli zadziałają, to z 300 osób, które potwierdzą swój udział, na starcie pojawią się trzy, z czego jedna to twój kolega z przedszkola którego imienia nie pamiętasz, bo na fejsie występuje jak MaxMan, a druga - twoja ciotka). Można oczywiście próbować namawiać znajomych, dzwonić do nich, naciskać, ale chyba najlepsza jest metoda dobrego przykładu. Załóżcie na rower sakwy, przytroczcie do nich śpiwór, do kieszeni schowajcie mapę. Nie znam wielu osób, w których widok tak wyekwipowanych rowerzystki czy rowerzysty, nie wywołałby tęsknoty za drogą. Teraz jeszcze tylko pozostaje przekonać znajomych, że do wycieczki rowerowej nie trzeba przygotowywać się miesiącami. Wystarczy sprawny rower i dobre towarzystwo!
kom