Komentując nasz artykuł Jorn demaskuje potworny spisek:
Nie wiem, gdzie Jorn widział tych, którzy od kilku lat wmawiają rowerzystom takie rzeczy, ale wydaje mi się, że znacznie groźniejsi są jednak ci, którzy kierowcom samochodów wmówili, że ruch uliczny to "starcie". Aha - a prawo do wjeżdżania pod samochody nazywa się poprawnie "pierwszeństwem przejazdu".
Z wypowiedzi naszych ekspertów wynika, że najbezpieczniej na drogach byłoby, gdyby to oni otrzymali bezwzględne pierwszeństwo przejazdu. Podobnie zdaje się uważać Jola 5033 (która zresztą również wierzy w wojnę):
Proszę zwrócić uwagę na to cenne spostrzeżenie! Rowerzyści wyskakują nie wiadomo skąd, dlatego powinni stawać na (swoim!) zielonym, żeby ewentualnie przepuścić samochód, który wiadomo skąd się pojawia (przynajmniej Jola 5033 to wie).
Jola 5033 na marginesie swojej wypowiedzi zauważa, że kierowcy mają problemy ze wzrokiem (nie widzą zbliżających się do skrzyżowania pojazdów, które mają pierwszeństwo). Tę kwestię poruszają też inni nasi eksperci. Oto arturx2 pisze:
Jeśli po polskich drogach jeżdżą kierowcy, dla których inni uczestnicy ruchu są niewidoczni nawet przy świetle dziennym, to liczbę ofiar wypadków należy uznać za wyjątkowo niską.
Eksperci mają też pomysły na inne elementy wyposażenia rowerzystów. O ile kamizelka odblaskowa ma sprawić, że ślepcy zaczną widzieć, o tyle kask - jak rozumiem - sprawi, że martwi ożyją. Goshka13 pisze:
No normalnie straszne chamstwo z tym brakiem kasku. Przejeżdżasz takiego z prędkością 80 km/h i potem nie można zwłok zidentyfikować (Na temat tego, co się dzieje z rowerzystą w kasku, gdy najedzie na niego samochód jadący z prędkością 50 km/h można przeczytać tutaj ).
Myślenie naszych specjalistów o bezpieczeństwie rowerzystów idzie dwutorowo. Z jednej strony chcą ich zakuć w zbroje, z drugiej - pozbawić ich ochrony prawnej. Repres1 pisze:
Podejrzewam, że biorąc pod uwagę stan bezpieczeństwa na naszych drogach, należałoby zezwolić na kontrolowany odstrzał cyklistów i pieszych - wówczas na pewno idąc po ulicy, mieliby oczy dookoła głowy.
Rowerzyści dla własnego bezpieczeństwa powinni być nie tylko pozbawieni praw, ale również obarczeni odpowiedzialnością za błędy kierowców. Asap narzeka:
Asapowi nie wystarcza odpowiedzialność, którą rowerzyści ponoszą za swoje przewinienia. Powinni również być odpowiedzialni za bezpieczeństwo kierowców. Oczywiście bezpieczniej będzie, jeśli za śmierć rowerzysty ginącego pod kołami samochodu, który nie ustąpił pierwszeństwa, odpowiadać będzie sam rowerzysta. Jeśli będzie miał na głowie kask to może nawet uda się go jeszcze utrzymać w komie do procesu.
Przekonanie, że przepisy powinny faworyzować kierowców i pozbawiać przywilejów słabszych uczestników ruchu, gdyż w przeciwnym razie rowerzyści będą ginąć, są dość popularne wśród naszych ekspertów. Oto marko_marko1 subtelnie wyjaśnia:
Marko_marko1 zadaje dwa pytania. Udzielenie na nie odpowiedzi jest łatwiejsze niż zrozumienie skomplikowanej narracji tego eksperta. Po pierwsze - łatwiej jest zatrzymać rower. Ale samochód też nie powinien mieć z tym problemów. Oczywiście, o ile zbliża się do pasów lub przejazdu rowerowego z odpowiednią prędkością. Po drugie - w obydwu opisanych przypadkach większą szkodę powoduje samochód. Co oczywiście oznacza, że rowerzysta powinien dostać mandat (o ile przeżyje).
Rowerzysta stwarza niebezpieczeństwo dla kierowców nie tylko korzystając z pierwszeństwa przejazdu. Eksperci zwracają uwagę również na inne zagrożenia. Srb.srooba pisze:
Podniesione ciśnienie to jeszcze pół biedy. Konsekwencje prowokacji ze strony cyklistów mogą być jeszcze większe:
Srb.srooba kwestie bezpieczeństwa na drodze widzi prosto: on chce się dostać gdzieś jak najszybciej, w związku z tym inni użytkownicy dróg powinni zniknąć (bo znajdują się ma tej drodze jedynie ze względów rekreacyjno-prowokacyjnych. To zdanie podzielają inni eksperci. Mrajka66 z pewną nostalgią zauważa:
Jak wiadomo rowery (a wraz z nimi rowerzyści) wypierani są z użytku przez to, że pojawiają się znikąd, rozpędzeni wpadają na swoje zielone światło a do tego jeżdżą bez kasku po ulicy, na której spieszący się dokądś kierowca z podniesionym ciśnieniem rozjeżdża ich za pomocą niebezpiecznego manewru, do którego go sprowokowali. W tej sytuacji należy za Piotrem powtórzyć dramatyczne pytanie-apel:
I mieć nadzieję, że już wkrótce zacznie czynić to równie intensywnie, jak w stosunku do kierowców, którzy mijają pojazdy stojące przed przejściem dla pieszych, nie zatrzymują się przed warunkowym skrętem w prawo, przekraczają ciągłą linię przed skrzyżowaniem, przejeżdżają na czerwonym, przekraczają dozwoloną prędkość, nie zachowują bezpiecznego dystansu przy wyprzedzaniu, używają sygnałów dźwiękowych w terenie zabudowanym w sytuacji braku zagrożenia itd.
Konrad Olgierd Muter