Najwięcej uwagi poświęca się oczywiście konfliktowi Sławomira Nitrasa z Radosławem Piesiewiczem - prezesem PKOl. To Piesiewicz stał się de facto twarzą patologii w polskim sporcie. To nie dziwi - w końcu przed igrzyskami promował swoją osobę obok najlepszych polskich olimpijczyków, więc przy słabym wyniku to na nim skupiła się uwaga opinii publicznej.
Same igrzyska olimpijskie obnażyły patologie nie tylko w PKOl, ale również w innych związkach sportowych. Niektóre przypadki nagłaśniali sami sportowcy. A kibice się zastanawiali, jak to możliwe, że walczący o brąz w zapasach Arkadiusz Kułynycz nie mógł wziąć na igrzyska swojego sparingpartnera, ale działacze mogli zabrać ze sobą osoby towarzyszące. Sławomir Nitras poczuł krew. Polityk zapowiedział kontrole, a o ich wynikach mówił publicznie. W ten sposób wyszło na jaw, że na igrzyska pojechało aż 13 prezesów związków sportowych, które nie uzyskały żadnej kwalifikacji!
Nitras postanowił coś zmienić. Jeden z pomysłów? Odcięcie związków od państwowej kroplówki. Na Twitterze poinformował, że pieniądze trafią bezpośrednio do klubów zajmujących się szkoleniem.
"Po IO czas na korekty w finansowaniu szkolenia. Monopol związków sportowych zawiódł. Będziemy także bezpośrednio wspierać kluby. 600 najlepszych klubów w Polsce we współzawodnictwie dzieci i młodzieży otrzyma bezpośrednie dofinansowanie" - napisał.
Ten pomysł nie spotkał się z tak ciepłym przyjęciem, jak mógł tego oczekiwać polityk. Dziennikarz "Przeglądu Sportowego Onet" Marek Wawrzynowski nie żałuje krytyki w swoim artykule o tym pomyśle ministra.
"Ktoś, kto, choć w niewielkim stopniu interesuje się sportem młodzieżowym oraz rozwojem młodych zawodników, zrozumie, że jest to pomysł wymyślony na szybko w oparciu o emocje, a nie o badania naukowe, które jasno mówią, że minister się myli i sprowadzi na nasz sport katastrofę, zrzuci go na dno Europy. Staniemy się krajem Trzeciego Świata. W imię kilku tysięcy lajków w mediach społecznościowych" - atakuje dziennikarz.
Wawrzynowski zwraca uwagę na to, że plan Nitrasa, żeby pieniądze przekazywać klubom na podstawie rankingu młodzieżowego tworzonego przez Instytut Sportu, spowoduje, że kluby będą szkolić pod dobre wyniki na poziomie juniorskim - co nie oznacza, że ci sportowcy odniosą sukces na poziomie seniorskim. "Są nawet badania na AWF, które sprawdzały transfer medali polskich sportowców w kategoriach młodzieżowych do U-19 na medale na igrzyskach olimpijskich. Przełożenie było minimalne" - podkreśla dziennikarz.
Przekazywanie pieniędzy klubom, które będą osiągać sukcesy na poziomie juniorskim, sprawi, że młodzi ludzie bardzo wcześnie zostaną przypisani do konkretnego sportu. A to źle. "Ci, którzy uprawiali wiele sportów, a specjalizację zaczynali późno, osiągali sukcesy w późniejszym wieku, w sporcie seniorskim. A więc tym, o który nam chodzi. Program ministra niesie ogromne zagrożenie, że działacze klubowi będą chcieli osiągać jak najszybciej wyniki, żeby na oparach dojechać 17., 19. roku życia, jeszcze zahaczyć się o jakiś medal. A nie wychować mistrza" - zauważa Wawrzynowski.
I wymienia przykłady polskich mistrzyń, które w sporcie juniorskim sukcesów nie odnosiły jak Justyna Święty-Ersetic czy Anita Włodarczyk. "Przecież ona w kategoriach młodzieżowych w ogóle się nie liczyła. 11. miejsce w halowych mistrzostwach Polski do lat 18? No sorry, ale to żaden wynik. Piąte miejsce do lat 20? Też nie to... a jednak. Wszystko to, co wtedy robiła, było jedynie preludium do cudownej kariery" - pisze o młociarce. Zaznacza też, że program zaszkodzi młodszym zawodnikom z tego samego rocznika. Ktoś urodzony w grudniu danego roku będzie porównywany do osoby urodzonej w styczniu - na etapie juniora zawsze będzie "do tyłu", choć w wieku seniorskim może okazać się znacznie lepszym sportowcem.
"Miało być inaczej. Niekompetentnych działaczy z nadania partyjnego PiS mieli zastąpić fachowcy. Tymczasem my jako środowisko sportowe wylosowaliśmy ministra, który działając w politycznym amoku, dąży do upadku sportu. Nawet nie zarzucam tu działania z premedytacją. Po prostu brak wiedzy" - podsumowuje dziennikarz, który zauważył, że choć w trakcie konferencji prasowej minister zachęcał do debaty nt. polskiego sportu, to... zablokował Wawrzynowskiego w mediach społecznościowych, gdy ten skrytykował plan Nitrasa.
A krytyków tego pomysłu jest więcej. Przemysław Langier z Goal.pl również nie pozostawił suchej nitki na tym pomyśle.
"O matko. Nie. Dopuście do siebie głosy, że zabijecie w ten sposób to, o co chodzi w juniorskim sporcie. To jest tak zły pomysł, że aż nie wiedziałbym, od czego zacząć jego punktowanie. Przekładając na piłkę, określiłbym ten pomysł jako piękną afirmację hasła „młody, nie kiwaj, bo przegramy! Gdzieś mam, czy w seniorach da Ci to profit, jak ja potrzebuję hajsu teraz do mojej szkółki". Wycofajcie się, póki jest czas. Ludzka rzecz błądzić" - napisał w komentarzu pod posłem ministra.
Tekst z uwagami Wawrzynowskiego został dostrzeżony również przez innych dziennikarzy oraz ekspertów. "Bardzo sensowne spostrzeżenia. Zagrożeń jest masa, kryterium podziału nie znamy, debaty nie było. Z drugiej strony chcą coś zrobić, a środowisko... jakby na urlopach, granie na wyciszenie, bo przecież jest dobrze. Jest?" - pyta Jakub Lisowski z "Głosu Szczecińskiego".
"Bardzo dobry tekst. Polski sport jest źle zarządzany to wiadomo od dawna. Moim zdaniem w Polsce brakuje kultury sportu amatorskiego" - ocenił Jan de Zeeuw.
"Znakomity komentarz Marka, poparty naukowymi dowodami. Ostatni pomysł ministra Nitrasa jest po prostu zły" - stwierdził krótko Sebastian Parfjanowicz z "Przeglądu Sportowego Onet".
"Brawo Marek. Pokazałeś nie tylko brak wiedzy ministra (co jeszcze się da jakoś wytłumaczyć), ale przede wszystkim obnażyłeś doradców, którzy powinni znać tak elementarne dane. Panie premierze Donaldzie Tusku - jeszcze jest czas zatrzymać tę lawinę" - zaapelował Marek Bobakowski z WP Sportowe Fakty.
"Nie jestem tak radykalny, jak Marek w ocenie Sławomira Nitrasa, ale w kwestii oceny merytorycznej nowego programu Ministerstwa Sportu i Turystyki zgadzam się z nim w 100 procentach. Nie tędy droga. Może w świecie idealnym, by to zadziałało, ale tu nie ma takiego świata. Są działacze i trenerzy nastawieni na tu i teraz. Zamiast szkolić i wychowywać do sportu dorosłego, będą kosztem zdrowia i przyszłych karier stawiać na wyniki w sporcie młodzieżowym. Bo za to będą punkty i pieniądze. Co więc zrobić? Po pierwsze oddać decyzje fachowcom, a nie politykom. Planować na dekady, a nie kadencje" - podkreślił Adam Romer z tenisklub.pl.
Czy minister Sławomir Nitras odniesie się jakoś do zarzutów dziennikarzy sportowych? Czas pokaże. Zaproponowany przez niego program według licznych opinii w najlepszym wypadku potrzebuje merytorycznych poprawek - te nie zapewnią jednak natychmiastowego zysku politycznego, który gwarantuje hasło "zabieramy związkom, żeby dać klubom".