Sukces Nepalczyków na K2 może tylko pogłębić zmiany w himalaizmie. "Są ludzie, których to przeraża"

Dominik Wardzichowski
Zdobycie K2 przez Nepalczyków może sprawić, że najwyższe góry świata będą jeszcze bardziej dostępne. - Są ludzie, których to przeraża, bo himalaizm jest w pewnym sensie odzierany z wyjątkowości, romantyzmu - mówi o wyprawach komercyjnych Dominik Szczepański, autor biografii Adama Bieleckiego "Spod zamarzniętych powiek", czy historii Tomasza Mackiewicza "Czapkins". - Chyba nikt już tego nie powstrzyma - dodaje.
Zobacz wideo Jest film tuż spod szczytu K2! Historyczne wejście

Dominik Wardzichowski: Reinhold Messner, pierwszy zdobywca wszystkich ośmiotysięczników, przyznał w rozmowie z Radosławem Leniarskim z "Gazety Wyborczej", że "zdobycie K2 oznacza koniec zimowego himalaizmu". Zgadzasz się?

Dominik Szczepański: To bardzo upraszczające stwierdzenie. Chodziło mu chyba o to, że zakończyło się zdobywanie ośmiotysięczników zimą. Pojawia się więc pytanie: komu będzie się chciało jeździć zimą w góry? Odpowiedź daje już tegoroczna zima, bo przecież wspinacze zorganizowali wyprawy nie tylko na K2. Simone Moro, Alex Txikon i dwóch Nepalczyków atakują Manaslu, które zostało już zdobyte zimą przez Polaków w 1984 r. Na Broad Peaku tej zimy również miał ktoś się wspinać, niestety podczas aklimatyzacji na sąsiednim szczycie zginął Alex Goldfarb. Denis Urubko też odgraża się, że chce zdobyć zimą Broad Peak. Chętnych nie brakuje.

Polacy też będą chcieli wspinać się zimą?

Myślę, że tak. Być może program Polskiego Himalaizmu Zimowego będzie chciał zająć się teraz niższymi górami: sześcio-siedmiotysięcznikami. I to nie tylko tymi niezdobytymi. To mogą być po prostu nowe drogi, za które zdobywa się Złote Czekany (prestiżowa nagroda przyznawana za wybitne osiągnięcia w alpinizmie - red.). Celów jest jeszcze sporo.

Które kuszą najbardziej?

Wszystkie nowe drogi na ośmiotysięczniki. Ostatnia taka droga została poprowadzona przez Polaka w 1996 roku, kiedy Andrzej Marciniak zdobył Annapurnę. Więc tak naprawdę od 25 lat nie było polskiej, nowej drogi na ośmiotysięczniku. A na większości najwyższych gór znajdzie się z pewnością miejsce na ich wytyczenie. Oczywiście wiąże się to z wielkim ryzykiem i jest zarezerwowane tylko dla najlepszych, najodważniejszych.

A dla tych mniej odważnych?

Wyczyn Nepalczyków ich zachęci. Myślę, że przekona ich sprawność, z jaką udało się im zaporęczować K2. Wszystkim koordynował Chhang Dawa (właściciel potężnej agencji Seven Summit Treks). On od lat organizuje wyprawy komercyjne, a dzięki niemu najwyższe góry stały się jeszcze bardziej dostępne. Na razie wchodzi się komercyjnie tylko na kilka szczytów powyżej ośmiu tysięcy metrów, ale wyobrażam sobie, że dzięki reklamie, którą Nepalczycy zdobyli na K2, ich liczba będzie rosła. Wszystko zaczęło się od Everestu, ale teraz Szerpowie, Nepalczycy, a również Pakistańczycy zaczęli wprowadzać klientów na inne szczyty: K2, Makalu, Dhaulagiri, więc ta oferta cały czas się poszerza i jest dużym wyzwaniem dla ludzi, którzy nie wspinają się zawodowo.

Komercyjne wyprawy budzą jeszcze kontrowersje?

Wszystko zaczęło się już w latach 80-tych. W latach 90. wyprawy komercyjne były już dobrze znane, a ostatnie dwie dekady to rozkwit tego biznesu. Na początku kontrowersje były wielkie, ale teraz coraz więcej ludzi jeździ w góry wysokie. Nie są sportowcami, często nie mają wielkich umiejętności, ale mają pieniądze lub sponsorów. Himalaizm będzie szedł w tym kierunku i chyba nikt już tego nie powstrzyma.

To dobrze, czy źle?

Są ludzie, których to przeraża, bo himalaizm jest w pewnym sensie odzierany z wyjątkowości, romantyzmu. Ale przecież uczestnicy wypraw komercyjnych zdobywają szczyty normalnymi drogami. To nie jest tak, że ludzie znikąd zaczynają nagle wspinać się bardzo trudnymi drogami, prowadzą nowe warianty, przeszkadzając przy okazji gwiazdom. Wspinacze sportowi mają mnóstwo miejsca dla siebie. Góry są tak ogromne, jest ich tak dużo, że każdy znajdzie tam dla siebie miejsce.

A czy teraz, kiedy wszystkie ośmiotysięczniki są już zdobyte zimą, wspinaczom będzie trudniej zdobyć pieniądze na wyprawy?

Jest coś takiego jak magia ośmiotysięczników. Dlatego K2, ale też inne niezdobyte wcześniej zimą szczyty powyżej ośmiu tysięcy metrów mocno przyciągały sponsorów. Teraz, kiedy wszystkie są już zdobyte, trzeba będzie trochę zmienić opowieść i na nowo rozpalić wyobraźnię sponsorów. I jestem przekonany, że da się to zrobić. Czymś takim dla Polaków może być chociażby poprowadzenie nowej drogi na ośmiotysięcznik w stylu alpejskim (z ograniczonym sprzętem, w małym zespole i w krótkim czasie - red.). Jeszcze kilka lat temu mało kto w Polsce wiedział, czym w ogóle jest styl alpejski, a teraz ludzie, którzy pewnie od wielu lat nie byli nawet w Tatrach, prowadzą powszechną dyskusję nie tylko na ten temat, ale też na temat stosowania dodatkowego tlenu w górach wysokich. Wiedza o himalaizmie jest coraz większa i właśnie w tym upatruję szansę na zbudowanie historii, która rozpali wyobraźnie nie tylko sponsorów, ale też społeczeństwa.

Poruszyłeś temat dodatkowego tlenu, który po sukcesie Nepalczyków, podzielił środowisko. Słusznie?

- To jest dyskusja, do której my dołączyliśmy ostatnio. Ale ona w himalaizmie trwa od kilkudziesięciu lat. Mam wrażenie, że wielu himalaistów pospieszyło się pisząc lub mówiąc, że to wejście Nepalczyków na K2 nie jest w pełni wartościowe, bo odbyło się z pomocą tlenu. W ten sposób chcieli chyba zdeprecjonować ich osiągnięcie i pokazać, że aspekt sportowy tego wejścia mógł być większy. I pewnie, mógł być większy, zawsze coś można poprawić. Ale z drugiej strony to jest wejście pionierskie, a pionierów o styl nikt nie powinien pytać. A następcy - jeśli tylko chcą - mogą go poprawić.

Adam Bielecki wyszedł przed szereg?

W przypadku Adama jest trochę tak, jak z tą dyskusją o tlenie. On nie mówi o tym od kilku dni, a od przynajmniej kilku lat. Dlatego dyskusja, że on nagle zaczął podważać sukces Nepalczyków, nie jest trafiona. Bo gdyby takiego wejścia dokonał Amerykanin, Rosjanin, czy ktokolwiek inny, nawet Polak, to myślę, że Adam zareagowałby tak samo. On jest sportowcem i dla niego tylko wejścia bez dodatkowego tlenu mają pełną wartość.

A jakie były twoje odczucia po sukcesie Nepalczyków?

W tym przypadku wiele osób mówiło o pięknej historii, że ten szczyt po prostu im się należał: historycznie, kulturowo. Ale ja nie lubię takich stwierdzeń, że coś komuś się należało. Lekki zgrzyt czułem też kiedy popularność zyskiwało hasło: "K2 DLA POLAKÓW", bo dlaczego niby góry mają być dla kogoś? Ale z sukcesu Nepalczyków bardzo się ucieszyłem. W 2016 roku pierwszym człowiekiem, który wszedł zimą na Nanga Parbat był Muhammad Ali "Sadpara", czyli skromny człowiek z małej pakistańskiej wioski. Dopiero za nim weszli Simone Moro i Alex Txikon, czyli gwiazdy światowego himalaizmu. I choć byli jednym zespołem, to Ali okazał się szybszy. Piękna historia, podobna do tej na K2, gdzie szczyt został zdobyty przez ludzi, którzy w najwyższych górach są na co dzień, i którzy pomagają innym wchodzić na ośmiotysięczniki. Coś wspaniałego.

Tym bardziej, że na szczyt weszli razem - nucąc pod nosem hymn Nepalu.

I to jest bardzo ciekawe, bo kiedyś te stare himalajskie wyprawy były złożone nawet z kilkudziesięciu uczestników, a na szczyt wchodziły dwie, czasem trzy osoby jednocześnie. Tak było choćby na Evereście, gdzie w 1980 wspinało się kilkunastu Polaków, a na szczyt weszli tylko Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki. Wtedy mówiło się o sukcesie Polaków, że szczyt został zdobyty wspólnymi siłami, ale historia pokazała, że gdy organizowane są jakieś benefisy, to zapraszani są na nie głównie Cichy i Wielicki. Tak już jest z historią, szybko zaczyna się skomplikowane historie upraszczać. Nic na to nie poradzimy. I być może dlatego Nepalczycy weszli wszyscy razem. Nikt nie chciał być lepszy, gorszy. Każdy chciał zostać zapamiętany i przejść do historii.

A czy po sukcesie Nepalczyków Polacy będą chcieli jeszcze zdobyć zimą K2?

Nie spodziewałbym się wielkiej narodowej wyprawy. Bardziej widzę tu szansę dla mniejszych zespołów, które znajdą sponsora i spróbują wejść na szczyt inaczej niż Nepalczycy. Bo jeżeli ktoś nie zgadza się ze sposobem w jakim oni weszli na szczyt, to naturalną odpowiedzią byłoby zdobycie K2 bez pomocy dodatkowego tlenu, bez korzystania z pomocy tragarzy wysokogórskich, najlepiej w stylu alpejskim lub zbliżonym do niego. Tak to sobie wyobrażam. Myślę, że Polski Himalaizm Zimowy musi teraz wymyślić się na nowo.

Dominik Szczepański to autor książek o himalaizmie i podróżach: "Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia", "Na oceanie nie ma ciszy" - biografia Aleksandra Doby, "Spod zamarzniętych powiek" - biografia Adama Bieleckiego, "Czapkins" - historia Tomasza Mackiewicza i "Szlak Wisły" - historia pieszej wędrówki wzdłuż jednej z ostatnich dzikich rzek w Europie.

Więcej o:
Copyright © Agora SA