"Gorączka szczytowa to wszechwładne uczucie. Niektórzy, gdy szczyt znajdzie się w zasięgu, nie potrafią mu się oprzeć. To pragnienie jest tak potężne, że nie liczy się żadna inna myśl, która powinna wpłynąć na decyzję o kontynuowaniu wspinaczki. Warunki pogodowe, przygotowanie fizyczne, bezpieczeństwo pozostałych członków zespołu, trudność terenu – nic nie oderwie owładniętego gorączką wspinacza od realizacji jego najważniejszego celu. Zahipnotyzowany szczytem potrafi zignorować innych w sytuacjach zagrożenia, przejść obojętnie obok rannych, a nawet umierających".
Tak w "Morderczej górze" magnetyzm szczytu opisywał Pemba Gyalje, nepalski himalaista, instruktor wspinaczkowy znany też jako "Tiger of the Death Zone". Pewnie tego opisu można by użyć też do innych ośmiotysięczników, ale do K2, góry określanej jako dzika i mordercza, pasuje on znakomicie.
Unosząca się do nieba diamentowa piramida czymś sobie na te określenia zasłużyła. Do tej pory na każdych czterech próbujących ją zdobyć śmiałków, jednego zatrzymywała u siebie na zawsze. Gyalie swą książkę napisał po tym, jak w sierpniu 2008 r. zginęło tam jedenastu alpinistów, a on był świadkiem dramatu. Choć to Mont Everest jest najwyższy, to K2 bywa określany "najpiękniejszym spośród najwyższych szczytów". Tak ocenił go pierwszy zdobywca wszystkich czternastu ośmiotysięczników Reinhold Messner. To jedyny ośmiotysięcznik, który nie dał się jeszcze zimą ujarzmić człowiekowi. Tym którzy wspięli się na niego najwyżej, do końca drogi i tak zabrakło kilometra (Marcin Kaczkan, Denis Urubko w 2003 r. - 7650 m, a nieoficjalnie ich wyczyn poprawiła w piątek grupa nepalskich himalaistów, która miała osiągnąć obóz 4 na wysokości 7800 m). Również uczestnicy czterech tegorocznych zimowych wypraw mają na razie na górze więcej kłopotów niż sukcesów, a jest ich tam w sumie kilkudziesięciu, najwięcej w historii. Góra niedawno ze sporej ich części zadrwiła, zdmuchując im obozowiska i sprzęt. Dwóch himalaistów (Luis Carlos Garranzo i Waldemar Kowalski) ze względu na zły stan zdrowia musiało zostać ewakuowanych helikopterem. A to i tak były dość niewinne kaprysy K2.
Jak zaznaczają znawcy tematu, nie ma jednego czynnika, który nie pozwala wejść zimą na K2. Jest za to kilka nakładających się na siebie. Po pierwsze, zimą dzień jest krótki, więc na działanie nie ma się tak, jak latem - kilkunastu godzin. A po drugie jest wiatr.
- Wieje praktycznie bez przerwy i bez problemów porywa ekipom pozostawione w obozach powyżej bazy i namioty - mówi Sport.pl Rafał Fronia, uczestnik wypraw m.in. na Broad Peak, Dhualagiri, Nanga Parbat i członek Narodowej Zimowej Wyprawy na K2 sprzed dwóch lat.
- Myślę, że na K2 nie można sobie przygotować obozu i depozytów i zostawić ich na dłuższy czas. To dodatkowy kłopot, kiedy jest się zmęczonym i wychłodzonym, a w obozie czeka tylko depozyt, namiot trzeba rozbić, a wieje mocno. Jeśli na wyprawę można przygotować się na -50 stopni, to na wiatr wiejący z prędkością 120-140 km/h nie ma co poradzić. Ta góra wystaje pół kilometra ponad inne i tam naprawdę mocno i często wieje jet stream, czyli prąd strumieniowy. W bazie przez dwa miesiące permanentnie słychać specyficzne dudnienie - opisuje himalaista.I przyznaje, że był świadkiem huraganu wiejącego ponad 200 km/h.
- Wiatr sprawia, że temperatura odczuwalna może wynosić tam nawet -60 stopni Celsjusza. To powoduje taką penetrację zimna do organizmu, że trudno się przed tym bronić i nie bardzo pomagają nawet najlepsze ubrania - dodaje Piotr Pustelnik, prezes Polskiego Związku Alpinizmu i zdobywca Korony Himalajów i Karakorum. - W takich warunkach trzeba się jeszcze poruszać, wykonywać wszystkie czynności techniczne i to jest wtedy szczególne utrudnienie - wyjaśnia.
- Ta góra w pewien sposób broni się też jej geografią. Miejscem rozmieszczenia swoich trudnych punktów - kontynuuje Pustelnik. - Jak na Mount Evereście jest uskok Hillary’ego, na którym zawsze powstawały zatory, bo ludzie musieli się tam trochę powspinać, tak K2 ma Komin Hause’a. Oprócz niego następnym trudnym i stromym miejscem jest też Czarna Piramida. Ale ja bym tych trudności nie demonizował. Przypominam tylko, że wszystkie ośmiotysięczniki były zdobyte między rokiem 1950 a 1961, kiedy poziom technicznych umiejętności wspinaczy i sprzętu był dużo gorszy. Myślę, że każdy obecny profesjonalny himalaista z takim K2 od strony technicznej spokojnie sobie poradzi - zaznacza. Ale do wspinaczki dochodzą jeszcze warunki i okoliczności, w których się działa. Trudne latem, arcytrudne zimą.
- W lecie to jest stromy stok śnieżny z elementami skał, zimą wszystko pokrywa szary lód. Dodatkowo w zimę trzeba iść po lodzie na przednich zębach raków, więc po 8 godzinach łydki płoną. Do tego wszędzie muszą być liny, bo z góry nie da się bezpiecznie zejść. Jeśli cokolwiek się wydarzy, bez lin nie ma szans na ratunek – dodaje Fronia.
Z wyższym (8849 m n.p.m) Everestem ludzie poradzili sobie zimą już dawno, dokładnie 41 lat temu. W 1981 r. zdobyli go Polacy, Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy. K2 jest jednak najbardziej wysuniętym na północ ośmiotysięcznikiem i obowiązuje na nim unikatowy mikroklimat.
Zmarłego w grudniu 2020 r. Michała Pykę, który był Jet Stream Managerem narodowej wyprawy na K2, pochłaniał temat warunków atmosferycznych. Pyka na blogu zastanawiał się, czy ludzki organizm jest w stanie przez kilka godzin funkcjonować zimą w strefie szczytowej K2 bez butli tlenowej? Analizując szerokość geograficzną, lokalne stany fizyczne atmosfery, bliskość tropopauzy, zdolności osmotyczne organizmu wyszło mu, że może być z tym problem. Stąd zresztą wzięła się jego teoria "szklanego sufitu". Niewidzialnej bariery, którą trudno jest przekroczyć.
"Myślę, że zimą nad szklanym sufitem radykalnie rośnie znaczenie dysproporcji tego, co jest nad głową (biodostępność tlenu z powietrza), w relacji do tego, co tradycyjnie mierzymy jako n.p.m. Wydaje mi się, że zimowa ostrość tej dysproporcji jest na K2 największa na całym globie, i że nikt nie wie, jak to zjawisko zadziała w rzeczywistości, kiedy wreszcie komuś uda się przebić zimą ponad ów "szklany sufit" - opisywał. To oznacza, że np. na wysokości 8000 metrów człowiek będzie zachowywał się zupełnie inaczej i będzie mógł przyswoić mniej tlenu na K2 niż np. na Evereście. Jak tłumaczył Pyka w rozmowie z portalem Wspinanie.pl, na K2 "jest więcej utrudnień naturalnych, niż do tej pory sądzono. Najpoważniejszym z tych niedocenianych jest właśnie zimno i związane z tym dodatkowo obniżone ciśnienie parcjalne tlenu na dużej wysokości". Jego zdaniem właśnie to może tłumaczyć też sporą liczbę przypadków choroby wysokościowej, która zdarzała się zimą u zaaklimatyzowanych, doświadczonych wspinaczy. A mówimy tu często o problemach na 6,7 tys. metrów, a nie strefie śmierci, za jaką uważana jest wysokość powyżej 8 tys.
Temperatura, wiatry, ciśnienie i deficyt tlenu to nie jedyne problemy, z jakimi muszą na K2 mierzyć się himalaiści. Kolejnym jest nieprzewidywalność tego rejonu.
- Zima w Karakorum to w sumie sucha pora roku. Nie powinien wtedy padać śnieg - mówi nam Fronia. - Rok temu pod Baturą spadło go kilka metrów. Była to w północnym Pakistanie najgorsza pod względem opadów zima od 26 lat. Zablokowane drogi, żołnierze odkopujący wioski. Klimat Karakorum jest trudny do przewidzenia, bo ostatnio mocno i bardzo szybko się zmienia – obrazuje i wraca do swojej ostatniej wyprawy na "morderczą górę". Polska ekipa wspinała się wtedy drogą Basków, a nie Żebrem Abruzzi, bo tak miało być szybciej.
- Okazało się jednak, że cały czas coś spadało nam na głowę, a do tego schodziły lawiny. Lawiny? Skoro nie powinno być tam śniegu, to też nie powinno być lawin. Ale był i śnieg, i lawiny, a na głowę leciały nam kamienie. Jednym zresztą oberwałem, co zakończyło mój pobyt na wyprawie. Po dwóch lawinach i kamieniu, który przetrącił mi ramię, powiedziałem do Piotra Tomali, że ja na tę drogę już więcej zimą nie wejdę - opisuje Fronia. Złamana ręka ocaliła mu życie, bo przez wypadek razem z Tomalą nie weszli wyżej. Jakby weszli, zmiotłaby ich lawina. Na tej wyprawie spadający kamień zmasakrował też twarz Adama Bieleckiego, a kask Darka Załuskiego wyglądał jak trafiony serią z karabinu. Tych, których góra w swej historii uszkodziła, nikt nie liczy. Głośno jest o tych, którzy tam zginęli. Do poprzedniego roku było to ponad 80 osób. Jak zauważa Pustelnik, tragedie na K2 przytrafiają się głównie przy wejściach letnich, nie zimowych.
- W moim odczuciu to wynika ze stanów umysłów czekających na zdobycie szczytu osób. Widać to też dobrze pod Everestem patrząc na ustawiające się tam kolejki osób. Te wszystkie wyprawy mają taki sam rozkład jazdy. Jednego dnia na górę wysypują się wszyscy czekający, nie ma tak, że część z nich idzie jednego dnia, inna część drugiego. Wszyscy od razu korzystają z okna pogodowego, ale jak okno nagle się zamknie, to problem też mają wszyscy. Tak było na K2 przy największych tragediach - mówi prezes PZA. O pomyłki i problemy nietrudno, tym bardziej że w przypadku K2, himalaiści częściej niż "prognoza" używają zwrotu "meteorologiczne wytyczne", bo meteorolodzy też prowadzą z K2 nierówną grę.
Choć zezwolenie na wejście na K2 jeszcze niedawno było kilka razy tańsze niż na Everest, to tłumy szturmowały ten drugi szczyt. Tłumy turystów i komercyjnych wypraw. Możliwość niebezpiecznej przygody w Karakorum przyciągała raczej wytrawnych alpinistów, których zimą i tak było niewielu. Do tej pory odbyło się tylko siedem takich wypraw na K2. Tegoroczne wydarzenia pokazują, że mit K2 zaczyna trafiać też do szerszej świadomości. Na cztery wyprawy, które pojawiły się na K2, jedna jest typowo komercyjna. To do tej pory się nie zdarzało. Na szczyt ma ochotę ponad 60 osób, choć niektórzy już musieli z tego pomysłu zrezygnować.
Ale ten tłum wcale nie oznacza, że wzrastają szansę, że ktoś swój cel zrealizuje. Raczej budzi obawy. W sytuacji, gdy duża grupa osób, musi przez długi czas przebywać w jednym miejscu, nie jest łatwe, o czym zapewniają himalaiści. Co się musi stać, że K2 zostanie zdobyte zimą?
- Dobrym lekarstwem na K2 jest znalezienie okna pogodowego i bycie w tym czasie zaaklimatyzowanym i w dobrej formie w jego pobliżu. Siedzenie w bazie trzy miesiące i czekanie na okno pogodowe, jest jednak gorsze niż pobyt w Alcatraz. Z drugiej strony, bycie dalej jak zbliża się okno pogodowe, też nic nie daje, bo jak człowiek tam przyjedzie, to już będzie po oknie - ocenia Pustelnik.
- Najlepsza chyba jest permanentna aklimatyzacja na wysokości ok. 7200 m i czekanie na sprzyjające warunki. To jest jednak logistycznie i organizacyjnie mocno skomplikowane. Napoleon powiedział kiedyś, że do prowadzenia wojny są potrzebne trzy rzeczy: pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Wydaje mi się, że jak ktoś ma odpowiednie fundusze, a do tego kilku dobrze wytrenowanych ludzi, to można na to okno pogodowe wyczekiwać, a potem trzeba zaatakować szczyt sprawnie i szybko. Można - choć jest to oczywiście jeden z wariantów - się nie bawić w kompleksowe poręczowanie, noszenie rzeczy, "namioting i hoteling", ale ruszyć w małym zespole z minimalnym zestawem sprzętu, wejść i zejść ze szczytu, zanim góra znowu się zamknie. Zresztą, historycznie rzecz biorąc, wszystko już było. I duże oblężnicze wyprawy i małe, a teraz nawet, o zgrozo, komercyjne. K2 jest dla dobrych, szybkich, wydolnych i cierpliwych wspinaczy - dodaje doświadczony himalaista.
- Jeśli np. Broad Peak można zaatakować z 7300 m, robiąc tam ostatni obóz, to na K2 ten obóz trzeba założyć na 8000 m, dokąd już trudno się dostać, nie mówiąc o tym, że trzeba iść dalej na 8611 m, potem zejść i być może znów spędzić noc w okolicach 8 tys m. I muszą być na to dobre warunki. Na atak na Broad Peak potrzeba minimum trzy dni okna pogodowego, a na K2 najmniej cztery lub nawet pięć, a takie sprawdzalne okna występują niezwykle rzadko. Wyjście w niepewnej pogodzie może skończyć się różnie - zauważa Fronia i dodaje: - Żartowaliśmy ostatnio z Krzyśkiem Wielickim, że Szerpom nie będzie zależało, by tę górę za wszelką cenę zdobyć zimą, bo wraz z sukcesem skończy się zimowy biznes, a na razie mają klientów na lata. Mit czegoś, czego nie da się podbić i możliwość bycia pierwszym, przyciąga. Jak ktoś zdobędzie szczyt K2 zimą, to w himalaizmie przez długi czas nie będzie nic tak rozbudzającego wyobraźnię.