Tak jak Florentino Perez kojarzy się z Realem, tak przez 30 lat Silvio Berlusconi uosabiał potęgę Milanu. Były premier Włoch i autor licznych skandali kupił drużynę pod koniec lat 80., zbudował z niej giganta, by potem go zrujnować i w 2017 r. sprzedać swoje dziecko Yonghongowi Li. Chiński hochsztapler po zaledwie roku zawinął manatki, a Milan przejął fundusz inwestycyjny Elliott. Amerykanie mieli jeden cel: wyprowadzić Milan na prostą, a następnie go sprzedać. Na dniach nowym właścicielem mediolańskiego klubu ma zostać fundusz Investcorp, który wywodzi się z Bahrajnu. Investcorp może liczyć także na wsparcie Mubadali, funduszu ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, który zagwarantuje sobie jedną piątą akcji Milanu.
- Pojawił się entuzjazm wśród kibiców i pracowników Milanu. Taki zdrowy, stonowany entuzjazm, bez jakiegoś szału radości. Nowi inwestorzy są znani na całym świecie, więc nie ma powodu, by się czegoś bać i porównywać ich do Chińczyków. A entuzjazm jest kontrolowany, bo drużyna walczy o scudetto i na tym skupia się teraz cały Milan - mówi Sport.pl Manuel Del Vechcio, dziennikarz Milannews.it.
Nowi inwestorzy nie są anonimowi. To właśnie fundusz Investcorp w 1990 r. kupił markę Gucci, znaną i legendarną, ale zadłużoną po uszy, wymęczoną skandalami. Nowi właściciele postawili ją na nogi. Wystarczy powiedzieć, że ich inwestycja zwróciła się dziesięciokrotnie, a niektórzy twierdzą, że firma Gucci została wręcz uratowana przed katastrofą.
Teraz biznesmeni z Bahrajnu zapłacą za Milan nieco ponad miliard euro, czyli niemal trzy razy więcej, niż szejkowie z Arabii Saudyjskiej, którzy kilka miesięcy temu kupili Newcastle United.
- To rozsądna cena. Dzięki Elliottowi Milan jest zdrowo funkcjonującym biznesem. Klub jest bliski osiągnięcia progu rentowności i nie potrzebuje podwyższenia kapitału, bo w ostatnich latach podpisano wiele korzystnych umów partnerskich i sponsorskich. Marka Milanu jest silna nie tylko we Włoszech, ale także na rynku amerykańskim i chińskim. A przecież wyniki sportowe też wreszcie idą do przodu. Milan wrócił do Ligi Mistrzów i bije się o scudetto. Mało jest klubów o takiej renomie i w tak korzystnej sytuacji ekonomicznej - analizuje włoski dziennikarz.
A właśnie, sport. Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku Milan był jednym z najsilniejszych klubów świata. Jednak po mistrzostwie Włoch z 2011 roku budżet się kurczył z roku na rok, starzy mistrzowie powoli odchodzili na emerytury (m.in. Alessandro Nesta, Gennaro Gattuso, Clarence Seedorf czy Filippo Inzaghi), a największe gwiazdy czmychnęły do PSG (Zlatan Ibrahimović i Thiago Silva).
Milan długo nie mógł dojść do siebie. Pod koniec 2019 r. wydawało się, że trzeba zacząć wszystko od nowa. Nie dość, że klub tkwił w chaosie zmian właścicielskich, to jeszcze wyniki miał słabe. Przez kilka lat nie potrafił się zakwalifikować do Ligi Mistrzów. Powszechnie krytykowano Paolo Maldiniego, świeżo upieczonego dyrektora, za pomyłki - i te na rynku transferowym (m.in. nieudane transfery Lucasa Paquety i Krzysztofa Piątka), i te związane z ławką trenerską (przedwczesne zwolnienie Gennaro Gattuso i zatrudnienie Marco Giampaolo, który nie miał żadnego sukcesu w CV. Były szkoleniowiec Sampdorii ostatecznie wytrwał ledwie siedem kolejek rozgrywek 2019/20). Trzeba jednak pamiętać, że od lipca 2018 do maja 2019 rolę dyrektora sportowego pełnił Leonardo, więc skargi należało kierować także do niego.
Jesienią 2019 r. władze Milanu myślały, że lekiem na całe zło okaże się Ralf Rangnick, wielki umysł futbolu, przez lata pracujący dla Red Bulla. Niemiec miał trafić na San Siro i uzdrawiać Milan. I jako trener, i jako dyrektor sportowy.
Ale Rangnick, obecny szkoleniowiec Manchesteru United, nie zdążył zacząć uzdrawiać San Siro, bo tymczasowy znachor Stefano Pioli dokonał cudów i stworzył silną drużynę, która po latach posuchy zadomowiła się w czołówce Serie A. Wielka w tym także rola Maldiniego i jego współpracownika Frederica Massary, formalnie: dyrektora sportowego.
Nie ma w historii Milanu ważniejszego nazwiska niż Maldini. Najpierw był Cesare, kapitan i trener. Potem jego syn Paolo, który debiutował tu jako szesnastolatek i całe życie był wierny klubowi. Dziś Daniele, syn Paolo, wchodzi do pierwszej drużyny jako trzecie już pokolenie Maldinich. Rodu dżentelmenów calcio. Paolo był wzorem elegancji również na boisku. Poruszał się z gracją, nie tracił nerwów. Obrońca, na którym można było polegać. Odrzucał propozycje z innych klubów, był kapitanem, zdobył pięć Pucharów Europy, siedem mistrzostw Włoch. Dziś - do spółki z Massarą - jest wychwalany za inteligentną przebudowę drużynę. Niewielkimi kosztami zbudowali silny zespół.
Furorę w bramce robi kupiony za niespełna 15 mln euro Mike Maignan, który gładko wszedł w buty oddanego do PSG Gigio Donnarummy. Przed nim dostępu do bramki strzeże kupiony z Chelsea Fikayo Tomori. Furorę na lewej obronie robi odrzut z Realu Madryt Theo Hernández. Gwiazdami Milanu na lata prawdopodobnie zostaną: Sandro Tonali i Rafael Leao. Wyliczankę moglibyśmy ciągnąć dłużej. Tym bardziej że Milan chwalony był także za odkurzenie Zlatana Ibrahimovicia czy Olivera Girouda, którzy - gdy tylko są zdolni do gry - wciąż pokazują klasę.
- Droga obrana przez Milan przynosi efekty na boisku, ale i w excelowych tabelkach. Najważniejszym zadaniem nowych właścicieli będzie sprawienie, by nadać ciągłość tej strategii. W procesie odradzania Milanu kluczowi okazali się: Maldini, Massara i Pioli. Nowi właściciele muszą obdarzyć ich pełnym zaufaniem - zauważa Manuel Del Vechcio.
Marzy o tym wielu fanów. Ale na razie to tylko marzenia, bo pokaźny majątek nowych właścicieli (firma zarządza aktywami o wartości 37,6 mld dol.) nie musi odzwierciedlać opasłości klubowego budżetu.
- Elliott miał nieograniczone fundusze. I co? I nic. Po przyjściu Investcorp Milan nie stanie się nowym PSG. Plan jest taki, aby rozwijać się harmonijnie. Milan chce inwestować w sposób zrównoważony, bez uciekania się do kredytów, obligacji i podwyższania kapitału. A żeby tak było, należy przede wszystkim zwiększyć przychody. Zrównoważony rozwój to nic, czego trzeba się bać. Chodzi o stopniowy postęp. Jeśli Rossoneri będą stale zwiększali przychody, dzięki regularnym występom w Lidze Mistrzów, bonusom za wyniki sportowe czy pieniądzom za transfery, będą mogli więcej wydawać - mówi nam włoski dziennikarz.
Oczywiście, na wyobraźnie kibiców najbardziej działają konkretne nazwiska. Kto może latem zasilić Milan? - Wszystko wskazuje, że bliscy dołączenia są stoper Lille Sven Botman, oraz rezerwowy napastnik Liverpoolu Divock Origi. Milan będzie szukał też dużego wzmocnienia na prawe skrzydło - kończy dziennikarz Milannews.it.
Botman, 22-letni Holender jest czołowym obrońcą w Ligue 1, który wcześniej zbierał szlify w prestiżowej akademii Ajaksu Amsterdam. Z kolei pięć lat starszy Origi od kilku lat jest cennym rezerwowym Liverpoolu. 32-krotny reprezentant Belgii był autorem gola w finale LM przeciwko Tottenhamowi w 2019 r. W tym sezonie spędził na murawie zaledwie 572 minuty, a i tak zdołał wykręcić niezłe statystyki - sześć goli i trzy asysty.
Ale transfery to nie jedyne wyzwanie przed nowymi władzami. Niejasna jest sprawa nowego stadionu, który miałby zastąpić San Siro. A nowoczesny stadion, na którym głównie zarabia klub, a nie miasto, to dzisiaj podstawa.
Ale zanim milaniści będą dywagowali o letnich transferach i o nowym stadionie trzeba skupić się na lidze. Milan jest liderem Serie A i wydaje się być gotowy, by spróbować wrócić do elity europejskiej. Ale calma, calma. To dopiero początek długiej podroży.