W miniony weekend miliony fanów profesjonalnego League of Legends zasiadło przed ekranami, aby śledzić finał Worlds 2021. Ponad cztery miliony osób zebrały się na transmisjach, a to nie licząc publiki z Chin. Trudno się jednak dziwić ogromnej popularności, wszak pojedynek EDward Gaming z DWG KIA był niezwykle emocjonujący.
Finał tegorocznych mistrzostw świata w LoL-u był idealnym zwieńczeniem tego sezonu profesjonalnych zmagań w produkcji Riot Games. Na przestrzeni całego turnieju, który trwał około miesiąca czasu, mogliśmy obserwować rozgrywkę na naprawdę wysokim poziomie. W oczach wielu pod tym względem były to jedne z najlepszych MŚ w historii gry.
Niemniej śledząc najlepsze 22 zespoły na całym świecie rywalizujące o Puchar Przywoływacza, trudno było być usatysfakcjonowanym poziomem produkcji wydarzenia. Transmisje z dnia na dzień wyglądały tak samo, a materiały promocyjne nie porywały.
Wielu widzów zapewne wyczekiwało czegoś, co nas zaskoczy przed finałem. Jakiegoś świetnego otwarcia, występu, niezwykle przygotowanego wideo przed startem, które wyniesie nasze emocje do zenitu. Okazało się, że w ramach ceremonii otwarcia dostaliśmy kilkunastominutowy teledysk osadzony w świecie Arcane.
Jasne, wystąpiło w nim paru popularnych osób, jak chociażby grupa muzyczna Imagine Dragons, a sam serial dzieje się w uniwersum LoL-a, aczkolwiek co ma piernik do wiatraka? Po jego zakończeniu dostaliśmy obraz z kamery na scenie, na której to gracze siedzieli już na swoich stanowiskach, a parę minut później po prostu zaczęła się faza picków i banów przed pierwszą mapą. Wyglądało to, jakby ceremonia otwarcia Worlds 2021 służyła za kolejne miejsce do promowania hitu stworzonego z Netflixem. Niby fajnie, ale nie tego oczekiwaliśmy przed najważniejszym starciem w roku.
Kiedyś ceremonie otwarcia mistrzostw świata w LoL-u miały miejsca na ogromnych stadionach, wypełnionych po brzegi publiką, z koncertami na żywo, świetnymi choreografiami i nawet popisami animacji. W 2017 roku nad stadionem w Beijingu pojawił się przecież komputerowo wygenerowany smok. To robiło efekt "wow" i sprawiało, że esport w League of Legends był parę poziomów wyżej od innych tytułów.
I nie zrozumcie mnie źle. Ja rozumiem, że mistrzostwa świata zostały w awaryjnym trybie przeniesione z Chin do Islandii na miesiąc przed startem ze względu na restrykcję związane z COVID-19. Rozumiem też, że z powodów pandemii nie może być też na miejscu publiki czy nawet mediów, które mogłyby relacjonować wydarzenie na żywo dla swoich odbiorców. Ale tym razem jednak trudno było nie odnieść wrażenia, że organizatorzy poszli po najmniejszej linii oporu, co przy wydarzeniu tej rangi nie powinno mieć miejsca. Zresztą sama scena i oprawa wyglądały niemalże identycznie, jak te na tegorocznym Mid-Season Invitational czy na zeszłorocznych mistrzostwach świata.
A nie zapominajmy w końcu, że finał Worlds 2021 odbywał się w ten sam weekend co play-offy PGL Major Stockholm w CS:GO. Tak, mowa tutaj o tej samej fazie pucharowej, która miała miejsce w wypełnionej Avicii Arena w stolicy Szwecji, gdzie tysiące fanów Counter-Strike'a z całego świata przyjechali celebrować powrót esportu do wypełnionych aren. PGL i Valve udowodnili, że publika może powracać na najważniejsze wydarzenia w esporcie. Chociaż, jakby tego było mało, podczas finału Worlds 2020 w Szanghaju również pojawiła się widownia na żywo.
A skoro już wspomnieliśmy przed chwilą o obecności mediów, to trudno pominąć traktowanie redakcji i twórców przez Riot Games. Parę dni temu światło dzienne ujrzało ogłoszenie Jacoba Wolfa i Ashley Kang kolejno z Dot Esports oraz Korizon Esports.
W nim dwójka informuje, że próbowała współpracować z organizatorami w celu pojawienia się w Rejkiawiku i relacjonowania wydarzenia na żywo dla swoich odbiorców. Byli oni w stanie przejść przez testy na koronawirusa w celu udowodnienia, że nie są zakażeni, jak i poddać się ewentualnej kwarantannie po przylocie do Islandii. Riot odmówił jednak możliwości udziału przez dziennikarzy m.in. Korizonu czy Dot, tłumacząc, że pod żadnym pozorem media nie mają wstępu na miejsce wydarzenia.
Ale okazało się to po prostu kłamstwem. Jak ujawniła bowiem wspomniana dwójka dziennikarzy, Riot potajemnie zaprosił chińskie media i content creatorów, którzy mieli możliwość tworzenia ekskluzywnych materiałów dla chińskich odbiorców. Czyżby Riot po raz kolejny faworyzował Chiny?
Po wygraniu finału przez EDward Gaming, reprezentanci chińskiej drużyny wśród latających konfetti unieśli w ramach celebracji Puchar Przywoływacza, a następnie stanęli wokół niego. W krótkiej przerwie na transmisji pokazano jakąś animację, po czym kamera wróciła na scenę. John Needham, Global Head of Esports w Riot Games, sztywnym tonem z kartki pogratulował zwycięzcom, zbił z nimi żółwika szepcząc pod nosem "dobra robota" i zszedł ze sceny. Następnie rozdano triumfatorom pierścienie i zadano im parę pytań, które zajęły zdecydowanie za długo i każdy rozszedł się w swoją stronę.
Jeżeli mielibyśmy oceniać oprawę Riotu wokół tegorocznych mistrzostw świata, to również zbilibyśmy dosyć niezręcznie żółwika, powiedzielibyśmy "well done" i wrócili do własnych spraw. Bo tak właśnie było. Organizatorzy wykorzystali sprawdzone, nudne rozwiązania, faworyzowali jedne media ponad drugimi i wykorzystali swoje największe wydarzenie w roku na promocje nowego serialu. Dobrze, że chociaż gra była na poziomie.