Historią Biles żyje cała Ameryka. Coś tak mocnego, jakby Lewandowski nie dał rady

Kacper Sosnowski
W Ameryce to temat numer jeden. Coś tak mocnego, jak gdyby Robert Lewandowski nagle ogłosił, że przez sprawy mentalne nie da rady wystąpić na Euro. Po tym jak z olimpijskiej sceny zeszli Usain Bolt czy Michael Phelps, Tokio miało jedną gwiazdę. Ale nadludzka w łamaniu praw grawitacji gimnastyczka Simone Biles powiedziała, że na razie bić się o medale nie da rady i zrezygnowała z dwóch finałów.

Lęk nie jest dla Simone Biles czymś nowym. "Awarie" miała już kiedyś. Choćby na początku 2020 roku przyznawała w rozmowie z Olympics.com, że kilkanaście miesięcy temu nagle "zapomniała, jak się robi przewrót w powietrzu". Podobne stany miała podczas przygotowań do igrzysk w roku 2016. Tyle że wtedy jakoś przezwyciężyła demony w głowie, a do kraju wróciła z 2 kilogramami olimpijskich medali: czterema złotymi i jednym brązowym. Nic dziwnego, że teraz mówiono, że przywiezie ich kolejny wór. 

Zobacz wideo Deresz: Nie przemieniajcie niedosytu medalowego w hejt

Ofiara molestowania w strukturach związku

Przed Tokio, które miało być dla niej jeszcze przyjemniejsze, wszystko szło jednak jak po grudzie. Z przygotowań fizycznych i mentalnych najpierw wytrąciła ją pandemia i przełożenie igrzysk. Mówiła, że to dla niej trudne psychicznie. "Znów musiałam zdjąć nogę z gazu i powoli napełniać bak" - tłumaczyła w wywiadzie dla USA Today, konieczność powtarzania całego procesu przygotowawczego. Ale to była też konieczność ponownego mierzenia się z federacją, która ją zawiodła. Ze swym życiowym dramatem, który przy okazji wyjazdów na turnieje co jakiś czas powraca. Biles jest ofiarą molestowania seksualnego, jedną z 250 dziewcząt i młodych kobiet maltretowanych przez wieloletniego lekarza USA Gymnastics Larry'ego Nassara. Gdy zawodniczki cierpiały, związek chciał raczej wyciszać sprawę, nie zajął się nią tak, jak tego oczekiwały. Biles cały czas ma o to żal, kontakt z działaczami i funkcjonuje w strukturze, która może wyzwalać złe wspomnienia. Zresztą pandemiczne igrzyska traumie tylko sprzyjają. Gimnastyczki są same, tylko z wąskim sztabem kadry. Przez sanitarne obostrzenia nie mogą spotykać się z bliskimi, którzy zostali w Ameryce. W dodatku nie mieszkają we wiosce olimpijskiej, ale w wynajętym hotelu blisko sali treningowej. Związek uznał, że tak będzie bezpiecznej w kwestii COVID-u. Różnica czasu między Tokio a rodzinnym miastem Biles też nie pomaga. Wynosi 14 godzin. Gdy Biles wrzucała niedawno post na Instagram pisząc, że "czasem czuje, jakby nosiła na barkach ciężar całego świata", a dzień później ogłaszała, że oprócz konkursu drużynowego nie wystartuje też w czwartek w wieloboju indywidualnym, spora część jej rodaków spała, ale po przebudzeniu, o tym co dzieje się wokół Biles mówili już wszyscy.

"Ta wiadomość tłumaczona tym, że zmaga się z problemami psychicznymi, mogła być dla niektórych szokująca. Zostaliśmy tak rozpieszczeni przez jej przeczące grawitacji umiejętności, że stała się dla nas nadludzka. Ale ona tak jak my wszyscy ma emocje i swoje słabości" - pisała o gimnastyczce w USA Today, Nancy Armour. Sugerowała, że to, co początkowo było opisywane jako zły dzień, odpuszczenie sobie jednej z rywalizacji (konkursu drużynowego) były tylko sygnałem ostrzegawczym, a intensywny blask reflektorów Tokio, w których się cały czas znajdowała, zaostrzył problem.

"Z całego serca wspieramy decyzję Simone i podkreślamy jej odwagę w traktowaniu priorytetowo jej dobrego samopoczucia. Jej odwaga pokazuje, że jest wzorem dla wielu sportowców" - napisało w swym oświadczeniu USA Gymnastics. Amerykanie już bez Biles na bieżni zdobyli w drużynie tylko srebro, oddając wygraną zawodniczkom z Rosji. Biles zdawała sobie sprawę, że w obecnym stanie drużynie mogłaby bardziej zaszkodzić niż pomóc. Tych sygnałów, że nie jest z nią dobrze, było kilka.

"Proszę wszystkich o modlitwę za moją siostrę. Naprawdę jej teraz potrzebuje i przeżywa ciężkie chwile" – napisał jej starszy brat Ron w poście na Instagramie.

 

Produkcja medali na rozkaz? "To tylko człowiek"?

Biles w Tokio awansowała do czterech indywidualnych finałów i jednego zespołowego. Wygrywając 5 złotych medali mogła ustanowić rekord zdobytych na igrzyskach najcenniejszych krążków u kobiet (ma już takie cztery). Z dwóch rywalizacji już się wycofała. Tłumaczyła, że nie czuła swego ciała i przestrzeni, w drużynowej rywalizacji wykonała zresztą prostszą akrobację, niż zamierzała, a przy lądowaniu widać było, że nie trzyma równowagi. - Blokada psychiczna nie jest rzadkością w gimnastyce - komentował trener koleżanki Biles, Jess Graba. - Zwykle zdarza się to jednak na treningach, a nie na zawodach. Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że gimnastyka to bardzo mentalny sport – dodał w rozmowie z "New York Times".

Co będzie dalej z Biles na igrzyskach? Tego nie wie nikt. Następne finały indywidualne, w których miała startować dopiero po weekendzie.

Na razie w mediach społecznościowych i nie tylko tam pojawiają się słowa wsparcia dla Amerykanki, od sportowców, którzy ją znają osobiście i z mediów.

- Oczekiwanie, że Biles wyprodukuje medale na rozkaz jest bezduszne. Podobnie jak patrzenie na nią tylko jako sportowca, a nie człowieka - mówił amerykańskim mediom kolega z męskiej drużyny gimnastyków, Samuel Mikulak. - Jestem z niej naprawdę dumny, że priorytetowo traktuje swoje zdrowie psychiczne i upewnia się, że wszyscy rozumieją, że nie jesteśmy tylko sportowcami. Jesteśmy ludźmi - podkreślił Mikulak.

Więcej o:
Copyright © Agora SA