Polki zaczęły od bardzo solidnej zmiany Kingi Zbylut, która świetnie strzelała - dobierała tylko raz i wyprowadziła sztafetę na dziewiąte miejsce. Po niej biegła Monika Hojnisz-Staręga, która jest w znakomitej formie i dzięki jej występowi Polkom udało się awansować na czwarte miejsce.
Na trzeciej zmianie Kamila Żuk nie tylko utrzymywała świetne tempo, ale w strefie zmian udało jej się wejść na trzecie miejsce tuż za Norwegię i Ukrainę. Anna Mąka ruszała do walki o medal! Do tego trzeba było być jednak niemalże bezbłędnym na strzelnicy.
Tak w przypadku Mąki nie było, choć Polka i tak strzelała całkiem nieźle. Dwukrotnie musiała dobierać naboje. Przez to pobyt na strzelnicy się przedłużył i Polska spadła na szóste miejsce. Mąka próbowała jeszcze dogonić Szwedki, które biegły na piątej pozycji, ale się nie udało.
To i tak naprawdę dobry występ młodej polskiej biathlonistki, która debiutowała w sztafecie i na mistrzostwach świata. Złoto zdobyły Norweżki, które o 8,8 sekundy wyprzedziły Niemki i o 9,2 sekundy Ukrainki. Polki zostały wyprzedzone przez Białorusinki i Szwedki, a do Norweżek straciły 52,1 sekundy.
- Odkąd pamiętam, to był chyba najrówniejszy występ polskiej sztafety. Nie było żadnej wpadki - mówił w trakcie komentowania sztafety dziennikarz Eurosportu, Tomasz Jaroński. W trzech ostatnich startach na MŚ w biathlonie - rok temu w Anterselvie, dwa lata temu w Oestersunds i w 2017 roku w Hochfilzen udawało się zająć siódme miejsce. To zatem najlepszy start Polek od 2016 roku, gdy w Oslo ukończyły ten start na czwartej pozycji.
Na mistrzostwach świata w Pokljuce biathlonistkom pozostał jeszcze start w biegu masowym, który zaplanowano na godzinę 12:30 w niedzielę, 21 lutego. Tam Polacy mogą liczyć przede wszystkim na dobry wynik Moniki Hojnisz-Staręgi.