W przeciwieństwie do turnieju w Cincinnati tym razem los był łaskawy dla Igi Świątek (8. ATP) i na sam początek nasza tenisistka zmierzy się z dużo niżej notowaną rywalką. Będzie nią Amerykanka Jamie Loeb (194. WTA), która dostała się do turnieju przez kwalifikacje.
Pierwotnie mecz Igi Świątek miał rozpocząć się po godz. 21. Wiadomo już, że na pewno nie rozpocznie się w zaplanowanym czasie. Starcie to było zaplanowane jako trzecie dnia na korcie Grandstand. Najpierw grali Kei Nishikori (56. ATP) z Włochem Simone Caruso (113. ATP). Niespodziewanie pojedynek trwał nieco dłużej (dwie godziny i 43 minuty), niż pewnie zaplanowali organizatorzy, bo Japończyk stracił jednego seta i wygrał 6:1, 6:1, 5:7, 6:3. Dopiero zatem po godz. 20 rywalizację rozpoczęli finalista Wimbledonu, Włoch Matteo Berrettini (8. ATP) z Francuzem Jeremy Chardy (70. ATP). Na razie mecz jest bardzo wyrównany. Oba sety zakończone zostały w tie-brekach i trwały w sumie prawie dwie godziny. Obie decydujące rozgrywki wygrał Berrettini (7:5 w I partii i 9:7 w drugiej).
Dopiero po zakończeniu tego pojedynku, na kort wyjdzie Iga Świątek. Wydaje się zatem, że jeśli spotkanie Berrettini - Chardy wciąż będzie tak zacięte, to na pewno Polka nie wyjdzie na kort wcześniej niż przed godz. 23.
Iga Świątek nie może zaliczyć ostatnich tygodni do udanych. Polka bardzo szybko pożegnała się z rywalizacją w igrzyskach olimpijskich w Tokio, a następnie w turnieju WTA w Cincinnati. Na igrzyskach 20-latka została wyeliminowana już w swoim drugim spotkaniu przez Paulę Badosę, a w Cincinnati przegrała w I rundzie z Tunezyjką Ons Jabeur, z którą przegrała wcześniej w tegorocznej edycji Wimbledonu.
26-letnia Loeb zajmuje dopiero 194. miejsce w rankingu WTA. Ostatnio Amerykanka jest jednak w bardzo dobrej formie. Na początku sierpnia zagrała w finale turnieju WTA 125 w Charleston. Przegrała jednak w nim ze swoją rodaczką Varvarą Lepchenko. Był to jej pierwszy w karierze finał turnieju WTA. W turniejach wielkoszlemowych nie udało jej się jeszcze przekroczyć III rundy.