Adam Małysz wygrał aż 39 konkursów Pucharu Świata, co przełożyło się na wiele cennych medali. Zgarnął aż cztery Kryształowe Kule, raz udało mu się triumfować w Turnieju Czterech Skoczni (sezon 2000/01), a dodatkowo wywalczył aż sześć krążków na mistrzostwach świata. W jego dorobku brakuje tylko jednego - złota igrzysk olimpijskich, mimo że na tej imprezie wywalczył cztery inne medale.
Dzięki takim wynikom 46-latek zarobił sporo pieniędzy - media donosiły, że zainkasował około 30 mln złotych jako skoczek. Do tego należy jeszcze doliczyć sumę ze współprac reklamowych i innych biznesów, a także z posady prezesa Polskiego Związku Narciarskiego, co rzekomo daje łącznie około 68 mln złotych. Dodatkowo co miesiąc pobiera też emeryturę olimpijską, która od stycznia 2024 roku wzrosła.
Teraz do tych rewelacji odniósł się sam zainteresowany. Małysz udzielił wywiadu dla Interii, w którym wprost stwierdził, że wyliczenia dziennikarzy mijają się z prawdą. - Czytałem, że w ciągu kariery zarobiłem prawie 70 milionów. I znowu się uśmiałem. Naprawdę chciałbym tyle zarobić. Wtedy nie musiałbym już nic robić w życiu - podkreślił były skoczek narciarski.
Spore zdziwienie zarówno kibiców jak i mediów wywołał oświadczenie majątkowe byłego prezesa PZN, a obecnie posła na Sejm X kadencji, Apoloniusza Tajnera. Okazało się, że zainkasował blisko 450 tys. złotych za pół roku pracy w federacji. Tym samym eksperci wyliczyli, że Małysz otrzymuje około 900 tys. złotych za rok pracy jako prezes PZN, którym jest od czerwca 2022 roku. Tym informacjom Małysz także zaprzeczył.
- Na pewno chciałbym zarabiać takie pieniądze. Jednak niezbyt fajnie, by to brzmiało, gdyby prezes pobierał milion złotych rocznie, a nie byłoby wyników. To bardzo mocno uderzałoby nie tylko w związek, ale przede wszystkim we mnie. Jesteśmy w związku przede wszystkim po to, by pomagać. Oczywiście. Za dobrze wykonaną pracę powinna być nagroda, ale jednak są pewne granice - zakończył.
Jak na razie reprezentacja Polski słabo spisuje się w Pucharze Świata. Obecnie rywalizuje w Turnieju Czterech Skoczni, a po dwóch konkursach nie miała powodów do radości. Najwyżej sklasyfikowany był wówczas Kamil Stoch - 20. lokata. Prezes PZN stwierdził nawet, że skoczkowie powinni zdecydować się na mały odpoczynek, co może pomóc im znaleźć formę. - Gdybym był zawodnikiem, odpuściłbym i potrenował spokojnie. Rozumiem jednak Thomasa Thurnbichlera, że na siłę zawodników nie przekona - mówił.
Finalnie jednak Polakom udało się dokonać małego przełomu. W Innsbrucku aż czterech z nich awansowało do drugiej serii konkursu. Dobrze wypadli też w kwalifikacjach do sobotnich zmagań w Bischofshofen. Dość powiedzieć, że wszyscy zaprezentują się w konkursie. Najlepiej spisał się Kamil Stoch - 10. lokata.
Ostatni konkurs TCS rozpocznie się o godzinie 16:30. Zapraszamy do śledzenia relacji na stronie głównej Sport.pl i w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.