Reprezentacja Polski w siatkówce zdobyła srebrny medal igrzysk olimpijskich w Paryżu. Dla Polaków to dopiero drugi medal w historii igrzysk i pierwszy od 1976 roku. Wtedy zespół Huberta Wagnera zdobył złoto.
Ważnym "żołnierzem" drużyny prowadzonej przez Serba, Nikolę Grbicia, był Paweł Zatorski. Przy okazji rozmowy z "TVP Sport" libero Biało-Czerwonych wrócił pamięcią do wydarzeń z olimpiady. Przyznał, że czas wolny spędzał m.in. przed projektorem oraz przy innych dyscyplinach sportu.
- Podczas igrzysk mieszka się w mieszkaniach i w nich dzieli się na pokoje. W salonie naszego apartamentu mieliśmy kanapę z projektorem. To tam oglądaliśmy wszystkie potyczki na arenach olimpijskich. Sporo czasu spędzaliśmy więc razem, kibicując innym sportowcom. Kiedy mieliśmy dość siedzenia "w jednym sosie", każdy z nas szukał przestrzeni dla siebie - zaczął Zatorski.
- Czasami wychodziliśmy na dół pograć w ping-ponga czy rzutki. Poza tym do naszej dyspozycji była strefa w centrum wioski olimpijskiej, gdzie były rozstawiane leżaki. Stał w niej telebim, na którym były pokazywane igrzyska. Często samotnie przychodziłem tam ze słuchawkami na uszach. Poza tym miło było posiedzieć wieczorami przy zachodzie słońca i oderwać się od myślenia o tym, co ma się wydarzyć następnego dnia - dodał.
Reprezentacja Polski siatkarzy przegrała w olimpijskim finale z Francją 0:3 (19:25,20:25, 23:25). Mimo poważnych problemów zdrowotnych Zatorski zagrał w tym meczu, a po jego zakończeniu odszedł na bok i płakał samotnie kilka minut. Teraz odniósł się do tej sytuacji. - Przed finałem nie zastanawiałem się, jaką cenę mogę za niego zapłacić. Wiedziałem, że niezależnie od tego, jaka by ona nie była, warto płacić. Do wielu z nas emocje docierały dopiero po meczu. Wtedy świadomość uderzała w nas ze zdwojoną siłą - ile poświęciliśmy i ile z siebie daliśmy. Każdy z nas to przeżył. W samotności reagowałem podobnie już po powrocie do Polski, gdy spędziłem cały dzień w klinice badając się i wsiadając do samochodu z diagnozami kolejnych urazów. Nie wytrzymałem tego emocjonalnie, ale to chyba normalna reakcja sportowca. Nie wstydzę się tego, bo jesteśmy tylko ludźmi - powiedział na łamach "TVP Sport".
Zabrał też głos ws. urazu barku, którego doznał w meczu półfinałowym przeciwko Stanom Zjednoczonym. -Na mocy dokładniejszych badań wyszło, że miałem zmiażdżony nerw. On regeneruje się dosyć długo. Dodatkowo czucie w palcu jeszcze nie wróciło, siła w całej ręce też nie. Trudno mi więc zabrać się w tej chwili za odbijanie piłki niesprawną ręką. Ćwiczę jednak cierpliwie i jakaś minimalna poprawa jest. Nadzieja się więc pojawia - powiedział.