Rzuca jak Bielecki i Tkaczyk, radzi mu Lijewski. Szymon Sićko bał się, że ma nowotwór. Wyzdrowiał i jest liderem kadry

- Było nam przykro, że telewizja nie kupiła naszych meczów - mówi Szymon Sićko. 23-latek ekspertom przypomina Karola Bieleckiego i Grzegorza Tkaczyka. - Nie porównywałbym się z tymi wielkimi zawodnikami - mówi. I zdradza, że po udanych meczach na MŚ 2021 odbiera sms-y od Marcina Lijewskiego. Z krytyką. Konstruktywną. W czwartek o 15.30 mecz z Urugwajem. Relacja na żywo na Sport.pl

Po zwycięstwie nad Tunezją 30:28, porażce z Hiszpanią 26:27 i wygranej z Brazylią 33:23 polscy szczypiorniści awansowali do drugiej fazy MŚ w Egipcie. Teraz zagrają z Urugwajem (czwartek, godz. 15.30), Węgrami (sobota, 18) i Niemcami (poniedziałek, godz. 20.30). Nasz zespół prezentuje się bardzo dobrze i ma szanse awansować do ćwierćfinału.

Jednym z liderów kadry jest Sićko. W dwóch ostatnich meczach lewy rozgrywający był naszym najskuteczniejszym zawodnikiem - rzucił po sześć bramek.

Zobacz wideo "Mało osób w nas wierzyło przed mistrzostwami. Nie tylko w telewizjach, ale ogólnie"

Łukasz Jachimiak: Gratulacje za to, co już było. I od razu pytanie przed tym, co będzie - grasz teraz na 100 procent swoich możliwości czy jeszcze coś możesz dorzucić?

Szymon Sićko: W mojej grze są jeszcze spore rezerwy. I w grze całego zespołu tak samo. To chyba cieszy?

No pewnie! A co konkretnie możesz jeszcze zrobić? Skuteczność masz dobrą, eksperci zauważają, że rzucasz z siłą Karola Bieleckiego, a bywa że w stylu Grzegorza Tkaczyka.

- Nie porównywałbym się z tymi wielkimi zawodnikami. Gram w troszkę innym stylu. A co mam do poprawy, to zostawię dla siebie.

Wiesz, skąd się biorą te porównania? Na ubiegłorocznych ME zmierzono, że po jednym z Twoich rzutów piłka pędziła z prędkością 139 km/h, a Karolowi zmierzono najwięcej bodaj 130 km/h. Z kolei Tkaczyk słynął z rzutu po wybiciu z dwóch nóg, co Ty też świetnie robisz.

- Ja do siły rzutu nie przywiązuję zbyt wielkiej wagi.

Ale wiesz chociaż czy 139 km/h to Twój rekord?

- Chyba tak. Raczej większej prędkości mi nie zmierzono. Generalnie myślę, że te pomiary zależą od aparatury. Na pewno na tamtych mistrzostwach były wyniki lepszego od mojego. A Karolowi Bieleckiemu pewnie mierzono prędkości mniej zaawansowanym sprzętem. Myślę, że on na pewno rzucał mocniej niż ja. Generalnie to fajne, że się ludziom coś kojarzy z najlepszymi czasami polskiej kadry, ale mam nadzieję, że my teraz zaczęliśmy tworzyć historię nowej reprezentacji. Chcemy budować swoją markę. Wiadomo, że dopiero się budujemy jako mocna drużyna. Ale idzie nam dobrze, z meczu na mecz rośnie nasza pewność siebie, poprawia się nasze zgranie.

Pamiętasz, co robiłeś, gdy kadra Bogdana Wenty zdobywała srebro MŚ w 2007 i brąz MŚ w 2009 roku? Miałeś wtedy 10 i 12 lat, pewnie już trenowałeś piłkę ręczną?

- Jak były mistrzostwa w Niemczech, to jeszcze nawet nie grałem. Ale już wtedy mecze oglądałem. Moja rodzina jest związana z piłką ręczną, dlatego każdego roku w styczniu razem siadaliśmy przed telewizorem i kibicowaliśmy. Dla mnie to był zawsze bardzo fajny miesiąc, bo oglądałem mnóstwo meczów na najwyższym poziomie i widziałem w akcji swoich idoli.

Dotąd kibice mogli Was oglądać tylko na kanale IHF na Youtube.

- Szczerze? Było nam trochę przykro, że telewizja nie kupiła naszych meczów. Pokazała, że w nas nie wierzy. Ale z drugiej strony to dla nas dodatkowa motywacja, żeby pokazać, że jesteśmy dobrą drużyną i że stać nas na sukcesy. Poza tym polscy kibice są tak oddani, że i tak transmisje z naszych spotkań znajdowali. Wiem, że mecz z Brazylią w pewnym momencie oglądało nawet ponad 220 tysięcy ludzi.

W sumie było ich ponad 650 tysięcy.

- Kiedy wiemy, że ludzie chcą nas oglądać, to bardzo się cieszymy, to jest naprawdę bardzo ważne. Ciekawe czy transmisja meczu z Niemcami by wytrzymała, czy by się nie zacinała.

 

Którego z asów kadry Wenty lubiłeś oglądać najbardziej?

- Skład był tak mocny, że naprawdę każdy zawodnik robił na mnie wielkie wrażenie. Ale najbardziej patrzyłem na rozgrywających. Na rozegraniu mieliśmy wtedy wielkie bogactwo.

Bielecki, Tkaczyk, bracia Lijewscy, Jurecki, Wleklak, Jaszka.

- Nie da się wybrać jednego. Każdy był niesamowity. I od każdego z nich można było coś wziąć.

Najbliższy z nich jest Ci pewnie Marcin Lijewski, który prowadził Cię w Zabrzu i dużo nauczył?

- To bardzo ważny człowiek w mojej karierze. Przede wszystkim dał mi pewność siebie. Zaufał mi, pokazał, że bardzo we mnie wierzy. I bardzo dużo mnie nauczył. Pokazał mi, jak wejść na najwyższy poziom. On ma wielką wiedzą i umie ją przekazać. Bardzo dużo rozmawia indywidualnie, ma podejście do każdego zawodnika, wie nad czym z każdym pracować. Cały czas mam z nim kontakt [teraz Sićko gra już w Kielcach]. Bardzo się z tego cieszę, bo naprawdę bardzo go szanuję i cieszę się, że u niego trenowałem.

Czyli sms-y z gratulacjami od trenera przychodzą?

- Nie, nie, trener jest zawsze bardzo krytyczny.

To co Ci pisze?

- Przekazuje swoje uwagi, daje wskazówki. Ale krytyka od takiej osoby mnie bardzo cieszy. A jeżeli są gratulacje, to - wiadomo - cieszą jeszcze bardziej.

Czyli Lijewski w mediach bardzo Cię chwali, a Tobie wytyka błędy?

- Może nie aż wytyka. On to robi w przyjazny sposób. Pokazuje, co mogę robić lepiej. I bardzo fajnie.

Co według niego możesz robić lepiej?

- To osobiste rzeczy. I są to różne uwagi, w zależności od meczu.

Mówiłeś, że Twoja rodzina jest związana z piłką ręczną - za sprawą taty, który w młodości miał ponoć taką siłę rzutu, że łamał drewniane poprzeczki w bramkach?

- Osobiście tego nie widziałem, ale od znajomych taty słyszałem takie legendy. Tata grał do czasów szkoły średniej. Od kilku osób słyszałem, że naprawdę miał potencjał.

Pomówmy o Waszym potencjale. W drugiej fazie mistrzostw zagracie z Urugwajem, Węgrami i Niemcami. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to stawką meczu z Niemcami będzie dla Was ćwierćfinał. Byłeś przez rok na wypożyczeniu w Huettenbergu, gdzie raczej nie dostałeś szansy - będziesz miał szczególną motywację, żeby pokazać Niemcom, że sporo potrafisz?

- Myślę, że niczego nie muszę udowadniać. Ale mecz z Niemcami będzie szczególny, bo to dla nas, Polaków, zawsze wyjątkowy przeciwnik. Na pewno każdy z nas będzie szczególnie zmotywowany.

Tobie pobyt w Niemczech kojarzy się tylko źle? Nie grałeś, miałeś duże problemy zdrowotne, które skończyły się operacją, a podejrzewano nawet nowotwór.

- Jedno z drugim było powiązane. Najpierw nie grałem, bo byłem chory, a później nie grałem, bo wracałem do formy. Klub walczył o utrzymanie w Bundeslidze, więc sytuacja była trudna dla wszystkich. Na szczęście teraz jestem zdrowy, nic złego się nie dzieje. Wiem, że to jest najważniejsze. Bez zdrowia niczego nie ma.

To tarczyca dokuczała Ci tak bardzo, że powodowała szereg problemów?

- Na szczęście jeszcze wielkich kontuzji nie zdążyła spowodować. Choroba została wykryta szybko. Źle się czułem, nie miałem siły, badania pokazały powód i na szczęście szybko sprawa została załatwiona.

Więcej o: