Reprezentacja Polski gra mecz o wszystko na ME! "Awans w zasięgu"

- Straty w naszym zespole są wielkie, ale dziewczyny i tak mają awans w zasięgu - przekonuje dawna gwiazda kadry piłkarek ręcznych Sabina Włodek. W poniedziałek Polki zagrają z Niemkami o wyjście z grupy na ME 2020. Potrzebujemy zwycięstwa co najmniej czterema bramkami. Relacja na żywo na Sport.pl o godz. 18.15. Transmisja w Eurosporcie.

Po dwóch z trzech kolejek grupy D Polska zamyka tabelę. W pierwszej kolejce podopieczne Norwega Arne Senstada przegrały z jego rodaczkami 22:35. A Niemki wygrały z Rumunkami 22:19. W drugiej kolejce Polska uległa Rumunii 24:28, a Niemcy - Norwegii aż 23:42.

Tabela przed ostatnimi meczami wygląda tak:

  1. Norwegia 4 pkt, różnica bramek +32
  2. Rumunia 2 pkt, bramki +1
  3. Niemcy 2 pkt, bramki -16
  4. Polska 0 pkt, bramki -17
Zobacz wideo

Do dalszej fazy awansują trzy drużyny. Jeśli Polki wygrają z Niemkami, a Rumunki przegrają z Norweżkami (ten mecz zacznie się o godzinie 20.30), to w końcowej tabeli Norwegia będzie miał sześć punktów, a pozostałe drużyny - po dwa. I wtedy o awansie decydować będzie bilans meczów między trójką Polska, Niemcy, Rumunia.

Wygrana Polek nad Niemkami różnicą czterech bramek sprawiłaby, że w meczach z Niemkami i Rumunkami nasz bilans bramkowy wyszedłby na zero (-4 z Rumunią i +4 z Niemcami). To wystarczołoby do awansu, ponieważ bilans bramkowy Rumunek w meczach z nami i Niemkami wynosi +1 (-3 z Niemkami i +4 z Polkami), a bilans Niemek zamknąłby się na -1 (+3 z Rumunkami i -4 z Polkami).

Gdyby Polki wygrały z Niemkami jedną, dwiema lub trzema bramkami, to do awansu potrzebowałyby jeszcze co najmniej remisu Rumunii z Norwegią. A to raczej mało prawdopodobne.

Łukasz Jachimiak: Czy jest możliwe, że Polki wygrają z Niemkami różnicą co najmniej czterech bramek?

Sabina Włodek, była reprezentantka Polski: Niemki zagrały dobry mecz z Rumunią, natomiast kompletnie się nie popisały w meczu z Norweżkami.

Ale to były Norweżki, główne faworytki.

- To prawda. Dlatego skupmy się na naszych dziewczynach. Ewidentnie stać je na dobrą grę. Pokazały to w obu meczach. Co prawda tylko w pierwszych połowach. No, z Rumunią jeszcze też w drugiej połowie w miarę dobrze wyglądaliśmy do pewnego momentu. Mam nadzieję, że z Niemkami Polki wytrzymają do końca. Wiedzą, że mają awans z grupy w zasięgu. Mają umiejętności, żeby to sobie wywalczyć. Wierzę w pełne 60 minut dobrej gry. Naprawdę wierzę, że będziemy się cieszyć z awansu do następnej rundy.

Nie ma Pani wrażenia, że już byśmy się cieszyli, gdyby trener Arne Senstad miał w kadrze chociaż jedną zawodniczkę z tria Karolina Kudłacz-Gloc, Kinga Achruk, Monika Kobylińska?

- To nasze kluczowe rozgrywające i na pewno z chociaż jedną z nich w składzie łatwiej byłoby zachować spokój w kluczowych momentach meczu z Rumunią.

Polki prowadziły do przerwy 15:11, a jeszcze na sześć minut przed końcem był remis. Porażka czterema bramkami nie powinna nam się przydarzyć.

- Zdecydowanie brakuje nam doświadczenia. A i doświadczenie, i umiejętności trzech liderek, które pan wymienił, są ogromne.

Szczególnie cenna w meczu z Niemkami byłaby Kudłacz-Gloc, prawda? Nawet nie dlatego, że rzuciła dla kadry prawie tysiąc bramek, najwięcej w historii naszej piłki ręcznej. Myślę o jej 15 sezonach w Bundeslidze. Dla niej taki mecz byłby wyjątkowy.

- Na pewno. Karolina zna doskonale Bundesligę i miałaby rozpracowane rywalki. King Achruk ze swoim doświadczeniem i koncentracją też byłaby bardzo cenna. A i Monika Kobylińska, która jest młoda [ma 25 lat], ale już ma ogromne doświadczenie z mistrzostw świata, mistrzostw Europy i z wielkich lig [z Niemiec i Francji], też nie miałaby żadnej tremy, byłaby liderką. Strata jest wielka. Ale zauważmy to, co najważniejsze, czyli że mimo tych osłabień pokazujemy, że umiemy grać. Dlatego jestem dobrej myśli i bardzo czekam na mecz z Niemkami.

Słyszę, że jest Pani optymistką. A nie boi się Pani o to, jak nasz atak poradzi sobie z tą obroną, która w meczu z Rumunią straciła tylko 19 bramek?

- W tamtym meczu Niemki rzeczywiście pokazały, że potrafią twardo bronić. One są doświadczone, mocne, w ataku czeka nas trudny mecz. Ale widzę po naszej stronie jakość i wierzę, że możemy ją pokazać przez 60 minut, a nie 30 czy 45.

Gdyby jednak Polki przegrały i odpadły z ME, to chyba nikt nie będzie wzywał do rewolucji? Nie musimy szukać następcy trenera Arne Senstada, prawda?

- Mamy młody zespół, który pokazuje momentami bardzo fajną grę. Tak, jeszcze tylko momentami. Ale gra dziewczynom już się klei. A na więcej trzeba czasu. Podczas któregoś z meczów Norweżek komentator przypomniał, że Islandczyk Thorir Hergeirsson prowadzi tę kadrę od 11 lat. A wcześniej Marit Breivik spędziła na trenerskiej ławce tej reprezentacji 15 lat. U nas wiecznie szukamy zmian, uważamy, że to jedyny sposób, żeby reprezentacja grała lepiej. Jasne, nie porównujmy się z Norwegią, która jest potęgą. To bardzo utytułowany zespół. Ale i ten zespół w pewnym momencie miał problem, nie zdobywał medali. I nikt wtedy nie ścinał głowy trenerowi. Musimy się nauczyć cierpliwości, musimy dać komuś popracować.

Kto u Senstada gra tak, że szczególnie widzi Pani efekty pracy?

- Daga Nocuń gra swoją pierwszą dużą imprezę, a już bardzo mi się podoba. Jest na skrzydle bardzo skuteczna, jeszcze się w żadnym z rzutów nie pomyliła. Podoba mi się Ola Rosiak, szczególnie w meczu z Rumunią dźwigała ciężar gry. Fajnie wystąpiła też Aneta Łabuda. Wyróżnię też Natalkę Nosek. Może skuteczności jej brakuje, ale gra odważnie, a to przecież naprawdę młoda dziewczyna. Dziewczyny mają potencjał, pokazują go, a my musimy być cierpliwi. I docenić, że walczą.

Rzeczywiście, nawet w szybko rozstrzygniętym meczu z Norwegią nie pozwieszały głów.

- I o to chodzi. Widać w nich ikrę. One zostawiają na boisku serducho nawet, gdy gra przestaje się kleić. Za to brawa, o to chodzi, żeby pokazywać charakter. Słabszym można być, ale i tak trzeba walczyć o każdą piłkę. Rośnie nam charakterny zespół, ten zespół mi się podoba i mam nadzieję, że wszyscy będziemy patrzeć, jak się rozwija.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.