ME 2020 w Danii rozpoczęły się w czwartek. W pierwszej kolejce grupy D Niemki wygrały z Rumunkami 22:19, a Norweżki z Polkami 35:22. Mieszkająca w Norwegii Luberecka nie wie czy nasz młody zespół stać na wyjście z grupy (awans wywalczą trzy zespoły). Ale wie, że nasz norweski trener Arne Senstad to dobry szkoleniowiec i ma nadzieję, że szybko zobaczymy efekty jego pracy.
Wioletta Luberecka: Tak. I mogę powiedzieć tyle, że jedno z nas było zadowolone.
- Oczywiście! Dziewczyny zagrały bardzo przyzwoitą pierwszą połowę. Dzielnie się trzymały. Grały mądrze, konsekwentnie w ataku. Dopóki drużyna realizowała zadania wyznaczone przez trenera, to wyglądała nieźle. Podoba mi się też to, że nasze młode zawodniczki wyszły z szatni bez kompleksów, że się nie przestraszyły wielkich mistrzyń. Pierwszą połowę oglądało się całkiem fajnie.
- Nasze błędy Norweżki rzeczywiście wykorzystywały niemiłosiernie. Kontrowały, szybko załatwiły sprawę [po 10 minutach drugiej połowy było już 23:13].
- Powiem szczerze: mecz z Norweżkami oglądałam w norweskiej telewizji i jak słuchałam, że w polskiej drużynie nie ma trzech liderek [Karoliny Kudłacz-Gloc, Kingi Achruk i Moniki Kobylińskiej], które razem zdobyły 1500 bramek, a więc, że bez względu na różne swoje problemy i tak Norweżki łatwo wygrają, to po pierwszej połowie narobiłam sobie nadziei, że może aż taka pewność siebie zostanie ukarana. Jeśli nasze dziewczyny będą potrafiły zagrać całe następne mecze tak jak pierwszą połowę z Norwegią, to może być dobrze. My musimy grać szybko. Musimy nie tylko biegać, biegać i biegać, ale prędkością podań robić przewagi na różnych pozycjach. Norweżki to robiły znakomicie. Dały nam materiał do nauki.
- Trzeba też liczyć, że rywalki będą miały słabszy dzień. Rumunia to nie jest zespół aż tak klasowy jak Norwegia, ale bardzo dobry. Nasze młode dziewczyny znów muszą wyjść bez kompleksów. I muszą mieć nadzieję na zwycięstwo. Bez niej nie ma sensu wychodzić na boisko. Trzeba powalczyć o dobry wynik. A czy dobrym wynikiem będzie wygrana, czy przegrana kilkoma bramkami, a nie kilkunastoma - to kwestia oceny możliwości naszego zespołu. On jest taki, a nie inny.
- Jak dostał żółtą kartkę w meczu z Norwegią, to mąż skomentował, że to nic dziwnego, że on zawsze dostaje. Senstad jest waleczny. Ale pozytywny. Spontanicznie krzyknie, zdenerwuje się, ale później motywuje, konstruktywnie wyciąga wnioski, pokazuje pozytywne rzeczy. Przekazuję teraz słowa męża. Oni się z Senstadem znają, bo prowadzili drużyny z sąsiednich miast.
- Na pewno bardzo by się przydało, żeby i z nami się tak myliła.
- Chyba można powiedzieć, że to mecz o awans. I dlatego to będzie trudny mecz. Rumunki zdają sobie sprawę z sytuacji. Zobaczymy, jak one to wytrzymają. Mam nadzieję, że nasze dziewczyny nie będą się niepotrzebnie denerwowały, że naszych młodych zawodniczek stawka nie sparaliżuje.