Za wyjście z hotelu grozi wyeliminowanie z turnieju. "Jesteśmy cały czas izolowane"

- Jeśli ktokolwiek wyjdzie z hotelu, to cała drużyna będzie wyeliminowana z turnieju - mówi Kinga Grzyb, kapitan reprezentacji Polski piłkarek ręcznych. Nasze szczypiornistki w swoim pierwszym meczu covidowych ME 2020 w Danii zmierzą się z Norweżkami. Relacja na żywo na Sport.pl w czwartek o godz. 20.30. Transmisja w Eurosporcie.

Miało być sześć hal w dwóch krajach, a są tylko dwie lokalizacje w Danii. Euro piłkarek ręcznych odbędzie się w duńskich miastach Herning i Kolding, a nie zawita do Frederikshavn oraz do Oslo, Trondheim i Stavanger w Norwegii. Polki wylosowane do grupy D pierwotnie miały grać w Trondheim. Zagrają w Kolding, gdzie są od wtorku. I gdzie przechodzą testy na covid co 48 godzin.

W czwartek (3 grudnia) o godz. 20.30 Polska prowadzona przez Norwega Arne Senstada zmierzy się z rodaczkami trenera, w sobotę (5 grudnia) o 16 z Rumunią, a w poniedziałek (7 grudnia) z Niemcami. Awans do kolejnej fazy wywalczą trzy zespoły.

Senstad podkreśla, że polska drużyna jest w budowie i gotowa ma być na igrzyska olimpijskie Paryż 2024. Jak rolę dostała kapitan Grzyb, która w kadrze debiutowała 19 lat temu, a za miesiąc skończy 39 lat? Dlaczego wróciła do kadry po tym jak odeszła z niej po nieudanych ME 2018?

Zobacz wideo Romain Grosjean był wielkim przeciwnikiem tej zmiany. Teraz może jej dziękować za życie

Łukasz Jachimiak: Czasy mamy takie, że pytanie o zdrowie jest podstawowe, a nie grzecznościowe. Jak jest u Pani i u pozostałych reprezentantek? Covid jakiś czas temu Wam dokuczał, a teraz wygrywacie?

Kinga Grzyb: Dziękujemy, na dzień dzisiejszy jest super. Zdrowe są wszystkie zawodniczki, które trener sobie zaplanował zabrać do Danii.

Na zgrupowaniu w Koszalinie miałyście robione testy na covid co trzy dni?

- Tak, dokładnie co 72 godziny.

To ile testów Pani już przeszła?

- Przestałam liczyć. Bardzo dużo tego było. Najważniejsze, że ostatnio wszystkie wyniki całej drużyny są negatywne.

Jak covid przechorowały Pani koleżanki [w październiku pozytywne testy miały niemal wszystkie zawodniczki MKS-u Lublin, a w kadrze na ME jest aż sześć piłkarek tego klubu]? Skoro pojechały do Danii, to znaczy, że są w pełni sił?

- Na to wygląda. Wszystkie trenujemy normalnie, żadna dziewczyna się nie skarży. Naprawdę nie zauważyłam żadnych kłopotów.

Pozostańmy jeszcze na chwilę w temacie kłopotów - to dla Was duży problem, że nie mogłyście rozegrać planowanych na końcówkę listopada sparingów z Serbią i Rosją? Na mistrzostwa pojechałyście bez żadnych sprawdzianów.

- Ale staramy się na tym nie skupiać. Trenowałyśmy na 110 procent, miałyśmy wewnętrzne, kontrolne gierki między sobą. Takie są czasy, że wiele drużyn boryka się z kłopotami, nie tylko nasza. My na te małe kłopociki obok nas nie zwracamy uwagi. Nie ma sensu. Najważniejsza jest nasza praca. A na niej się mocno skoncentrowałyśmy.

Była Pani po cztery razy na mistrzostwach Europy i świata, ale pewnie żaden z tych turniejów nie był tak dziwny, jak ten, który się właśnie zaczyna?

- To prawda. Mamy bardzo ciężkie czasy. Trzeba myśleć pozytywnie, pamiętać, że cały świat, a nie tylko sport, boryka się z pandemią. Na dzień dobry każdy w Danii przeszedł test. Zaraz po przylocie. Następnie jesteśmy cały czas izolowane. Mamy tylko hotel, nie możemy z niego wychodzić. Jeśli ktokolwiek wyjdzie, to cała drużyna będzie wyeliminowana z turnieju. Jedyną możliwością opuszczenia hotelu jest wyjazd na trening i na mecz. Zorganizowanym transportem. Założenie jest takie, że na turniej zostały wpuszczone tylko czyste, zdrowe reprezentacje. I ma nie być przypadków zakażenia w trakcie mistrzostw. Mają nie istnieć możliwości zarażenia się.

Mówi Pani, że pracowałyście na zgrupowaniu na 110 procent, a co to Wam może dać, jeśli chodzi o wynik? Z powodu kontuzji nie ma w kadrze Karoliny Kudłacz-Gloc i Moniki Kobylińskiej, a przerwę macierzyńską ma Kinga Achruk. Bez nich, mimo największego zaangażowania, chyba trudno będzie wygrać z Norwegią, Rumunią i Niemcami?

- Mistrzostwa Europy to najmocniej obsadzony turniej. Nigdy nie ma w nim łatwych przeciwników. Ale nie będziemy się skupiać na tym, że kogoś u nas nie ma. To szansa dla innych dziewczyn, żeby zaistnieć. Mamy potencjał.

Pytanie czy to potencjał do uwolnienia już teraz, czy jednak trzeba sobie powiedzieć, że z Norwegią jeszcze nie możemy wygrać?

- Na pewno będzie to bardzo trudny mecz. My się dopiero zgrywamy. Rzeczywiście wypadły nam trzy zawodniczki, które wiodły prym. Z Norwegią będzie bardzo ciężko. Nie wiem co tu więcej powiedzieć.

Wydaje mi się, że trzeba się zgodzić z trenerem. Arne Senstad mówi, że celem jest awans na igrzyska olimpijskie Paryż 2024, a teraz drużyna ma zbierać doświadczenie. Nie ma sensu marzyć o medalu ME 2020, bo to niemożliwe.

- Ma pan rację. I zgadzam się z trenerem. Skupiłam się na Norwegii, bo to pierwszy rywal. Ale naszym celem jest wyjście z grupy. Bardzo byśmy chciały to osiągnąć teraz. A główny cel tej kadry to rzeczywiście igrzyska.

I Pani wróciła do kadry z myślą o grze na igrzyskach w 2024 roku?

- Ha, ha, myślę, że są już dziewczyny godne do zastąpienia mnie.

To jaką ma Pani misję? Jako kapitan ma Pani przekazywać doświadczenie, pokazywać, jak sobie radzić z presją? Zawodniczki na Paryż trener na pewno w Pani nie widzi?

- Na pewno, bo będę w takim wieku, że już raczej nie będę myślała o graniu. Jestem w kadrze po to, żeby wspierać dziewczyny, nauczyć je różnych rzeczy, pomóc im się rozwinąć, ośmielić je, żeby pokazały, co potrafią.

Z drugiej strony kończąc reprezentacyjną karierę po ostatnim Euro pewnie Pani nie pomyślała, że wróci do reprezentacji już za 10 miesięcy i zagra na następnych ME?

- No nie, faktycznie. Ale kobieta zmienną jest.

Co się stało, że dwa lata temu Pani zrezygnowała? Były nieporozumienia z trenerem?

- Wolę to przemilczeć. Dobrze?

W takim razie pomówmy o Pani powrocie. Trener Senstad ujął Panią tym, że zaraz po objęciu funkcji skontaktował się z Panią i stwierdził, że jedna z najlepszych skrzydłowych na świecie bardzo by mu się w kadrze przydała?

- Trener skontaktował się ze mną telefonicznie i szczerze mówiąc, nie musiałam się długo zastanawiać. To było dla mnie bardzo miłe, bardzo mnie podbudowało.

Czyli kobieta zmienną jest, ale zawsze lubi czuć się potrzebna?

- Zdecydowanie tak. To jest bardzo ważne nie tylko w sporcie.

Kilka lat temu Polska była dwa razy czwarta na mistrzostwach świata. To wtedy, za kadencji Kima Rasmussena, nasza damska piłka ręczna miała swój najlepszy czas?

- Tak, nie muszę się długo zastanawiać. To był najlepszy czas, to była długo budowana reprezentacja. Miałyśmy cel i porozumienie z trenerem. Na zgrupowania przyjeżdżały ciągle te same zawodniczki, trener poukładał naszą grę. Trochę szczęścia nam zabrakło do medalu. I doświadczenia w grze o najwyższe cele.

Umawiamy się, że z trenerem Senstadem teraz dacie dużo walki i dobrych emocji? Bo o poziom jak za Rasmussena i o wygrywanie z najlepszymi prosić jeszcze nie możemy.

- Zgadzam się. Walka będzie na pewno. I zobaczymy, co nam da.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.