Robert Karaś wygrał rywalizację w 10-krotnym Ironmanie w ramach Brasil Ultra Tri. Pokonanie 38 kilometrów w pływaniu, 1800 km w jeździe na rowerze oraz 420 km biegiem zajęło mu 164 godziny, 14 minut i dwie sekundy. W ten sposób ustanowił nowy rekord świata, bijąc o blisko 19 godzin osiągnięcie Belga Kennetha Vanthuyne'a.
W środę 7 czerwca na Stadionie Narodowym odbyła się konferencja prasowa, podczas której Karaś odpowiedział na pytania mediów. Przyznał, że słyszał różne opinie na temat swojej osoby. - Zdaję sobie sprawę z tego, jakie emocje wywołuję. Wiem, że są generalnie trzy obozy. Pierwszy trzyma za mnie kciuki i potrafi obudzić się w nocy, żeby sprawdzić moje postępy na trasie. Drugi obóz zastanawia się, po co to wszystko robię. Trzeci liczy z kolei na to, że nie powiedzie mi się i nie ukończę zawodów - powiedział PAP, cytowany przez Meczyki.
Zawodnik zaapelował do trzeciego ze wspomnianych obozów. Zapewnił, że jest w świetnej dyspozycji i będzie chciał dalej startować. - Chciałbym zwrócić się do tej ostatniej grupy. Mam 34 lata, czuję się świetnie. Sport uprawiam od najmłodszych lat. Poza mikrourazami po wyścigach nic mi nie jest. Niektórzy mówią, że cenę zapłacę na starość. Zobaczymy - rzucił.
Podczas rywalizacji w Brazylii Karaś ponownie odczuwał dolegliwości urologiczne. Pojawiły się one u niego już w zeszłym roku podczas startu Szwajcarii, wówczas zmusiło go to go wycofania się. Tym razem miał też kłopot z piszczelem. - Myślałem, że to problem mięśniowy, ale powiedziano mi, że piszczel pęka. Czułem w głowie, że nie chcę się tak niszczyć. Palce u stóp miałem zdarte do mięśni, a do mety było jeszcze prawie 400 kilometrów. To zaczęło się już w 16. godzinie zmagań - zdradził.
34-latek nie ukrywał, że niektórych kłopotów na trasie mógłby uniknąć, gdyby tylko odpowiednio się przygotował. Być może wtedy zakończyłby rywalizację w lepszym nastroju. - Średnio jem i bardzo źle zabezpieczyłem się na wyścig. Nie posmarowałem stóp kremem, pobiegłem w butach, które przeznaczone są tylko do maratonu, ale myślałem, że jakoś sobie poradzę. Przeciążeniowe złamanie piszczeli może wystąpiło dlatego, że pojawiły się odciski i źle stawiałem stopy. Gdyby tego nie było, to przekroczyłbym metę z uśmiechem na ustach - zakończył.
Więcej podobnych treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Karaś zdążył już wrócić do treningów, co wyszło na jaw za sprawą influencera Marcina Dubiela. Ten na Instagramie zamieścił między innymi zdjęcie stopy 34-latka, po której nadal widać skutki rywalizacji w Brazylii.