Robert Karaś od pewnego czasu jest na ustach wszystkich ze względu na jego niesamowite osiągnięcie. Polak ukończył zawody 10-krotnego Ironmana w Brazylii. Do pokonania miał 38 kilometrów w basenie, 1800 kilometrów na rowerze oraz 422 kilometry w biegu i ukończył wyścig w 164 godziny, 14 minut i 2 sekundy. Dzięki temu pobił też rekord świata, należący do Kennetha Vanthuyne.
Teraz wielu się zastanawia, kiedy Karaś ponownie weźmie udział w jakichś zawodach i czy może tym razem będzie to miało miejsce w naszym kraju. Karaś opowiedział o tym szerzej w rozmowie na kanale Fame MMA. Jego deklaracja jest zaskakująca.
- Nie pojadę na polskie zawody na razie, bo nie jestem jeszcze na tyle dojrzały, żeby nie w***ać komuś w pysk. Tym, co chcieli mi zaszkodzić. Muszę popracować nad sobą jeszcze w środku, żeby utrzymać pięść na wodzy. Zawsze będę łączył i dzielił, jedni lubią, drudzy nienawidzą. Ja to akceptuję i wiem, że zawsze tak będzie. Na początku mnie to drażniło i chciałem reagować jak w szkole. Znam tych, którzy chcieli mi zrobić sporą krzywdę. Jest jeden gość, który próbował kontaktować się z moimi sponsorami, żeby zerwali ze mną umowy. Ktoś chciał pozbawić mnie pracy, bo mnie po prostu nie lubił. Wyobrażam sobie scenariusz, że nie potrafiłbym przejść koło takiej osoby obojętnie. Natomiast uczę się, by ktoś taki dla mnie nie istniał. Będę reagował tylko w momentach zagrożenia mojego i mojej rodziny - powiedział.
Więcej tego rodzaju treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Następnie Karaś ocenił, jaki wpływ będzie miał udział w takich zawodach na jego życie. - Pewnie dowiem się na koniec. Bardziej byłem zmęczony jak piliśmy tydzień, budziłem się zrujnowany, a teraz czuję się silny i zdrowy. Jestem stworzony do długotrwałego wysiłku, bo go kocham. Mnie to nie męczy - wyznał. Podczas zawodów Karaś musiał zmagać się z licznymi kontuzjami. - Męczy mnie walka z bólem. Jeśli pozabezpieczamy ciało, to będę robił to z uśmiechem na twarzy. A przeciążeniowe złamanie piszczela ma w k***ę zawodników - dodał.