Gimnastyką artystyczną w Polsce zarządza Maria Mrozińska. Jest wiceprezesem Polskiego Związku Gimnastycznego, ds. gimnastyki artystycznej, kiedyś była trenerką kadry. Gimnastyka artystyczna w Polsce to sprawa rodzinna. Maria Mrozińska jako trenerka kadry prowadziła m.in. swoją córkę, Annę Mrozińską. A teraz kadrę prowadzi Anna. O trudnej współpracy i relacji z panią trener opowiedziała Sport.pl była reprezentantka kraju, Weronika Berniak.
Berniak, a także Katarzyna Zbroja i wiele innych gimnastyczek, które jeszcze boją się podawać swoje nazwiska, formułują bardzo podobne zarzuty wobec trenerek z głównych polskich klubów. Najczęściej chodzi o kluby z Gdyni, gdzie działa jedyna w kraju Szkoła Mistrzostwa Sportowego w gimnastyce artystycznej.
W każdej rozmowie powtarzają się następujące zarzuty:
Na obozach jadłyśmy garściami granulowaną herbatę, bo tylko ją pozwalano nam mieć.
Musiałam podkradać jedzenie. Chowałyśmy je z koleżankami po kieszeniach.
Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy słyszałam, że jestem ślepa, głucha, durna, gruba, głupia, nienormalna i tak dalej.
Kiedyś prawie dostałam płytą CD. Trenerka rzuciła we mnie. Nie trafiła.
Miała zaciśnięte pięści i zaciśnięte zęby. Przestraszyłam się. Zapytała czy przyjdę do niej na rozmowę, do jej pokoju. Poszłam. "Co ja ci takiego zrobiłam?", "Czy ja jestem taka zła?" - pytała zdenerwowana. Nigdy się aż tak nie bałam. Wtedy naprawdę myślałam, że coś mi zrobi.
To tylko kilka cytatów z rozmów opublikowanych na Sport.pl. Ale na takim traktowaniu dzieci i nastolatek problemy polskiej gimnastyki artystycznej się nie kończą. Mamy relacje prezesów i trenerów z kilkunastu klubów. Zgłosili się do nas, by pomóc zmienić system. Wyłania się z ich opowieści obraz środowiska, w którym szanse na sportowy sukces nierzadko zależą od tego, jak kto żyje z panią prezes i jej stronnikami. Środowiska, które boi się zagranicznej weryfikacji. Wyjazdy na zawody poza Polskę bywają niemile widziane, bo podczas takich imprez okazuje się czasami, że zawodniczki marginalizowane w kraju, za granicą zbierają pochwały, a to stawia pod znakiem zapytania autorytet polskiej szkoły gimnastyki. Podpaść można też zapraszając do Polski największe gwiazdy gimnastyki z zagranicy.
Cytujemy tylko tych działaczy, którzy nie poprosili o anonimowość. Trener i pedagog Zbigniew Zając założył w Warszawie na Żoliborzu klub UKS Ronin Team Warszawa, specjalizujący się w judo i gimnastyce. Elwir Świętochowski to finansista i prezes RG Legia Warszawa - największego w Polsce klubu gimnastyki artystycznej. Konrad Pogoda jest współwłaścicielem Akademii Gimnastyki Artystycznej z Sosnowca. Działa w tym sporcie od trzech lat, wcześniej jako adwokat był zaangażowany w procesy ludzi ze środowiska piłkarskiego.
Każdego roku w RG Legia Warszawa gimnastykę artystyczną trenuje 600-700 dziewczynek w wieku 4-15 lat. Klub nie dostaje od związku ani złotówki. Ze składek rodzicielskich, od sponsorów i dotacji od miasta zbiera przeszło milion złotych rocznego budżetu. - Robimy dużo, żeby zachęcić dzieci do poznania tej dyscypliny sportu. Jeździmy na zgrupowania na Białoruś, do Gruzji i do Rosji. Uczymy się od najlepszych. Zatrudniamy trenerów z bogatym dorobkiem i stażem w najlepszych ośrodkach gimnastyki artystycznej na świecie. Zatrudniamy też instruktorki, byłe gimnastyczki, z Białorusi, Ukrainy, często z mistrzowskimi tytułami. Staramy się angażować najlepszych trenerów, łącznie z medalistką mistrzostw świata z Białorusi - mówi Świętochowski.
Mimo tych starań przez siedem lat istnienia klubu legionistki ze wszystkich kategorii wiekowych zdobyły w sumie tylko jeden medal mistrzostw Polski. - Zawodniczki z roczników 2007-2008 wywalczyły brąz na ubiegłorocznych mistrzostwach Polski w układach zbiorowych. Z nierzetelnym sędziowaniem można spotkać się wszędzie, to kwestia, która od wielu lat przewija się w każdej dyskusji na temat gimnastyki. Ale w żadnym ze znanych mi krajów ta sytuacja nie jest tak karykaturalna jak w Polsce. U nas zbyt często sędziowanie jest wręcz absurdalne z uwagi na skalę zawyżania punktacji gimnastyczkom z określonych klubów. Szczególnie aktywne i twórcze w windowaniu wyników, niekiedy aż do poziomu olimpijskiego, są niektóre z warszawskich klubów. My jednak cały czas robimy swoje, przestałem już nawet pisać do PZG w tej sprawie, szczególnie że główna trenerka jednego z tych klubów jest w zarządzie sekcji gimnastyki artystycznej PZG - mówi Świętochowski. - Co ciekawe, w reprezentacji tego klubu ciężko znaleźć zawodniczki, które nauczyły się gimnastyki właśnie w tym klubie. Prawie wszystkie z nich wyszkoliły inne warszawskie kluby, w tym nasz - dodaje prezes, dając do zrozumienia, że rodzice przenoszą dzieci tam, gdzie będą one oceniane lepiej i gdzie łatwiej będzie im zrobić karierę.
- My to dziwne sędziowanie w Polsce rekompensujemy sobie, i to z nawiązką, na prestiżowych zawodach w krajach, gdzie gimnastyka artystyczna jest na dużo wyższym poziomie. Nasze zawodniczki stają na podium w Rosji, Gruzji, Izraelu, Białorusi. Sami też organizujemy profesjonalne zawody na światowym poziomie. W ubiegłym roku na Mazovia Cup gościliśmy blisko 300 zawodniczek z 12 krajów - mówi Świętochowski.
Nie tylko prezes RG Legia zwraca uwagę na nieuczciwe sędziowanie.
- Pamiętam, jak przegraliśmy brązowy medal mistrzostw Polski w układach zbiorowych o pół punktu. Jednej z dziewcząt z drużyny sklasyfikowanej przed nami któryś z przyborów wypadł za planszę, a punkty nie zostały odjęte. Myśmy pokazywali nagrania, a oceny nie zmieniono. Później inna drużyna też miała w programie błąd, którego sędziowie nie chcieli zauważyć. I też wobec naszego protestu nie zmienili punktacji. Skończyło się naszym czwartym miejscem ze stratą 0,5 pkt do brązowego medalu - opowiada prezes Zając.
- Brak profesjonalnych sędziów, którzy zajmowaliby się tylko sędziowaniem, to pierwszy problem polskiej gimnastyki. Chodzi o kogoś, kto byłby profesjonalnym sędzią, otrzymywałby za to gratyfikacje finansowe, ale także byłby klasyfikowany, weryfikowany, oceniany i zmuszony do podnoszenia swoich umiejętności. Wpływałoby to pozytywnie na dyscyplinę - szef UKS Ronin Team mówi, jak jego zdaniem być powinno. A jak jest? - Trenerki przechodzą kursy sędziowskie i niczego nie chcę im ujmować, sam od wielu lat jestem trenerem i sędzią ogólnopolskim w ju-jitsu. Ja jednak nie sędziuję na zawodach swoim zawodnikom, jest to zabronione. Natomiast w gimnastyce nagminne jest sędziowanie trenerek z klubów, które startują - słyszymy. - W Warszawie jest dużo więcej klubów niż kilka lat temu, co oczywiście jest dobre dla rynku. Ale ten wzrost liczby nowych stowarzyszeń często był spowodowany jakimiś konfliktami w macierzystych klubach. A to jednak wpływa na atmosferę, a także często na sędziowanie. To jest destrukcyjne. Często bardzo fajne dziewczynki są słabiej oceniane dlatego, że są z klubu, z którym sędziom nie po drodze - wyjaśnia Zając.
- Wiele klubów w Polsce m.in kluby warszawskie, małopolskie, dolnośląskie, to są kluby, które mają świetne dziewczynki i świetnych trenerów. Ale panie Mrozińskie i koleżanki pań Mrozińskich to towarzystwo wzajemnej adoracji. Jak trzy lata temu zaczynaliśmy starty jako klub, to mało kto zwracał na mnie uwagę. Mężczyźni w tej dyscyplinie nie istnieją, więc myślano, że jestem ojcem zawodniczki, który się zabłąkał pośród trenerek na zawodach. A ja po prostu obserwowałem i słuchałem. Jako były sportowiec muszę powiedzieć, że związek jeśli chodzi o gimnastykę artystyczną, jest skostniały jak kiedyś Polski Związek Piłki Nożnej - mówi Konrad Pogoda z sosnowieckiej Akademii Gimnastyki Artystycznej.
Nasz rozmówca twierdzi, że najlepiej widać to w kadrze narodowej. - Tam się odbywa upychanie swoich. Dla przykładu: jest zawodniczka, która dostała się na Ogólnopolską Olimpiadę Młodzieży tylko jako rezerwowa. Żadna z dziewczynek startujących w tej olimpiadzie nie została powołana do kadry, a ta zawodniczka tak. Jest podopieczną przyjaciółki pani Mrozińskiej. Jak to działa na pozostałe gimnastyczki? Gdzie tu profesjonalizm? - pyta Pogoda. - Efekt jest taki, że do Rumi, czyli do ośrodka kadry, mało kto chce iść. Bo dzieci się zniechęcają. Naprawdę dobre zawodniczki widzą, że do kadry przychodzi się nie z uwagi na wyniki, tylko przez znajomości. Teraz jest powołana córka trenerki klubu Diament Bobrowniki, od nas, ze Śląska. Ta zawodniczka nigdy nie zajęła żadnego wysokiego miejsca - denerwuje się Pogoda.
Prezesi, którzy odważyli się mówić, podkreślają, że lęk w polskiej gimnastyce dotyczy nie tylko trenujących dzieci. - Wszyscy się boją. Maria Mrozińska jest osobą bezwzględną. Ona na zebraniach sędziowskich i na szkoleniach potrafi powiedzieć trenerom, którzy zgłaszają nieprawidłowości: "Póki ja rządzę, jest po mojemu". No, niestety dla niej, związek nie jest jej własnością - mówi Pogoda.
- "Nie należy jeździć na zawody zagraniczne, bo dzieci wracają z pucharami i z błędnym przekonaniem, że są dobre". Tak kiedyś tłumaczyła Maria Mrozińska na szkoleniu - dodaje Pogoda. - Opór pani Mrozińskiej przed startami zawodniczek poza Polską jest zastanawiający. Skąd się bierze? Na zawodach zagranicznych nagle się okazuje, że dziewczyny, które w Polsce były klasyfikowane na końcu, są uznawane za naprawdę zdolne. Zawody zagraniczne to zupełnie inna liga, dużo wyższa niż liga pani Mrozińskiej. W Polsce dzieci są oceniane nie przez pryzmat poziomu sportowego. Nasza trenerka mówi, że gdy przebywa z dziewczynkami na obozie w Rosji czy na zawodach na Ukrainie, to tamtejsze trenerki o naszych dziewczynkach mówią ze zdziwieniem. Pytają, skąd takie są w Polsce, bo przecież w reprezentacji takich dzieci nie mamy - opowiada współwłaściciel AGA Sosnowiec.
O nikłym zainteresowaniu PZG wprowadzaniem systemowych zmian długo mógłby opowiadać prezes Świętochowski.
- Związek niczym się nie przejmuje. Próbowałem coś zmienić, wszedłem w skład mazowieckiego oddziału PZG. Niestety, na większość pism nie dostawałem odpowiedzi i wiem, że w federacji ciągle tematem żartów było, czy Świętochowski znowu coś przysłał - mówi.
- W sumie w podstawowym Zarządzie PZG i tzw. Zarządzie sekcji Gimnastyki Artystycznej zasiada sześć trenerek. To one pilnują żeby zacementowany układ się nie zmieniał. Tworzone przez ten zarząd kolejne regulaminy tylko ograniczają dostęp do tego sportu, zamiast go promować. Co gorsza, wygląda na to, że kolejne pokolenie trenerek nie chce nic zmienić, tylko co najwyżej przejąć kontrolę nad układem i mieć większy wpływ na jego strukturę. To wszystko działa na niekorzyść dyscypliny. Brak masowości, brak widzów na najważniejszych zawodach jak mistrzostwa Polski, brak wyników międzynarodowych – to kilka z wielu czynników, które sprawiają, że w PZG brakuje pieniędzy na gimnastykę. Niestety, zamiast patrzeć do przodu, panie wolą pilnować swoich partykularnych interesów. Coś na zasadzie: "Co z tego, że jest bieda, ważne, że jest nasza i nikomu jej nie oddamy" - opowiada prezes RG Legia.
Świętochowski interweniuje choćby o uproszczenie uznawania kwalifikacji zawodowych trenerek z zagranicy. - Głównym szkoleniowcem w naszym klubie jest trenerka z Uzbekistanu, która szkoliła m.in. reprezentacje Kazachstanu, Uzbekistanu i Korei, pracowała też w słynnym ośrodku przygotowań olimpijskich w Nowogorsku pod Moskwą. Mimo olbrzymiego, udokumentowanego doświadczenia i kierunkowego wykształcenia, kilka lat temu miała problem z uzyskaniem od PZG licencji - mówi.
- Mamy trenerkę z Ukrainy, mieliśmy byłą zawodniczkę kadry Rosji jako trenerkę. To boli niektóre działaczki związku i niektóre polskie trenerki. One się czują zagrożone - dodaje Pogoda.
- Jak już mówiłem, działamy ponad trzy lata, a zanim zapadła decyzja o założeniu klubu, przez kilka lat obserwowaliśmy biernie środowisko gimnastyki artystycznej z perspektywy rodziców zawodniczki. Ja dodatkowo z doświadczeniem zawodowym w zakresie prawa sportowego i zarządzania klubami sportowymi. I dochodziłem do wniosku, że niestety nie obowiązują tu żadne zasady rywalizacji sportowej oraz fair-play. Sekcja gimnastyki artystycznej Polskiego Związku Gimnastycznego kierowana przez panią Marię Mrozińską zauważa nasz klub w zasadzie tylko przez pryzmat tego, jak utrudnić nam życie. Frustrujemy się, jest million różnych problemów. Już na starcie trzeba było interweniować w Zarządzie Głównym PZG, żeby otrzymać licencję. A przecież otrzymanie licencji to kwestia w zasadzie formalna. Wiele klubów robiło wszystko, żeby nas zablokować. Pomogła wiedza prawnicza i - nie bez problemów - licencję otrzymaliśmy - opowiada nasz rozmówca z Sosnowca.
- Kiedy powstaje nowy klub, niezależnie czy to na skutek odłączenia się od innego klubu czy też zupełnie nowy, to jest uważany za wielkiego wroga klubów istniejących od wielu lat i za wielkiego wroga związku. Bo często te stare kluby mają już wszystko poukładane. Ułożone bywa całe podium w zawodach. Oczywiście nie wszystkie kluby tak funkcjonują, ale ewidentnie jest tak, że jeśli jakiś klub chce osiągać wyniki, to musi płacić frycowe i tolerować układy, jakie funkcjonują w otoczeniu prezes Mrozińskiej - mówi Pogoda.
- W zeszłym roku zrobiliśmy turniej towarzyski Żoliborz Gold Cup. Władze dzielnicy, za co dziękujemy, wsparły nas finansowo, a PZG nic nie dołożył. Turnieju nie było w kalendarzu związkowym, federacja w sumie w niczym nie pomogła. A chciała te zawody kontrolować. Później okazało się, że sprawa ma drugie dno - emocjonalne i personalne. Szkalowana była nasza trenerka. Chodziło o personalne rozgrywki, o dawne kłótnie między paniami. Jak chcesz komuś dokopać, to jako PZG masz możliwość. Tak ten związek działa - uzupełnia prezes Zając. I gorzko puentuje: - W naszej gimnastyce jest dużo emocji, dużo prywatnych rozgrywek, a nie ma myślenia o dyscyplinie, o jej rozwoju, o dzieciakach.
Z myślą o dzieciach tuż przed wybuchem pandemii koronawirusa klub z Sosnowca zdołał sprowadzić największą w tej chwili gwiazdę światowej gimnastyki artystycznej. I - jak słyszymy - mocno naraził się tym Polskiemu Związkowi Gimnastycznemu.
- W marcu zorganizowaliśmy zawody z mistrzynią olimpijską z Rio de Janeiro. Rosjanka Margarita Mamum była w Polsce po raz pierwszy. Prowadziła master class, czyli trening dla wszystkich zawodniczek. To co się działo na sali, przerosło nasze oczekiwania. Mamun jest idolką dla każdej zawodniczki. Przyjechało do nas ponad 700 dziewczynek z aż 30 krajów. Prezes Mrozińska groziła, że zostaną wobec nas wyciągnięte konsekwencje - opowiada Konrad Pogoda.
Za co? - Okazało się, że problemem jest to, że zawody zbyt długo trwały. Całe szczęście, że jestem prawnikiem i wiem, że nie naruszyliśmy żadnych przepisów, a w szczególności regulaminu PZG. To kuriozalne, że pani Mrozińska chciała karać klub za sukces. Przecież PZG ma w swoim statucie propagowanie gimnastyki, a my właśnie świetnie ją propagowaliśmy. Tak naprawdę prezes Mrozińska była niezadowolona, bo jesteśmy młodym klubem, który ma ambicje, a takim w Polsce utrudnia się życie - twierdzi współwłaściciel Akademii Gimnastyki Arstystycznej. - Zdecydowana większość klubów nie otwiera sekcji wyczynowych, tylko zajmuje się rekreacją, aby nie wchodzić w drogę starym klubom i związkowi. To niedorzeczne, ale tak jest. Gdyby nie fakt, że przez pandemię wszystko się trochę rozmyło, to po naszych marcowych zawodach złożylibyśmy skargę do pani prezes PZG na działania pani Mrozińskiej - dodaje Konrad Pogoda.
O skargach, zażaleniach i innych pismach wspominał już Świętochowski. Jedną z toczonych przez niego batalii jest ta, by w Pucharze Polski, jak kiedyś i jak w innych dyscyplinach sportu, mogły startować kluby zarejestrowane w kraju, a nie tylko zawodniczki powołane do kadry narodowej. - PZG z premedytacją działa sprzecznie ze swoim statutem. Mają zapis, że celem jest propagowanie gimnastyki, a w Pucharze Polski mogą uczestniczyć tylko zawodniczki kadry, czyli tylko kilkadziesiąt dziewczyn, a w juniorkach zaledwie 13. To są zawody? - pyta Pogoda. - W kadrze są zawodniczki jednych i tych samych klubów. Co roku przychodzą nowe programy zawodów z coraz liczniejszymi ograniczeniami dla naszych zawodniczek. W żadnym sporcie tak nie jest. Nawet w gimnastyce sportowej, która jest sekcją PZG. Z roku na rok są wymyślane kolejne zapisy, które blokują starty zawodniczek z nowych klubów i ogranicza się w ten sposób rozwój klubów i sportową rywalizację. Prezes Mrozińska tłumaczy, że dziewczyny z kadry muszą czuć się wyróżnione, i temu mają służyć te zapisy. Tyle że teraz to już nie są zawody o Puchar Polski, a co najwyżej o puchar kadry - dodaje przedstawiciel sosnowieckiego klubu.
- W maju miały się odbyć mistrzostwa Polski juniorek. Złożyliśmy ofertę, bo mamy halę w Sosnowcu, miasto nas wspiera, bez problemu byśmy to byli w stanie zorganizować, zwłaszcza że organizujemy rokrocznie zawody na kilkaset zawodniczek w ramach Winter CUP. PZG nie wskazał konkretnych wymagań technicznych i organizacyjnych. Dowiedziałem się, co pisały inne kluby przed nami i wysłaliśmy ofertę. Potem dotarły do nas głosy, że mistrzostwa dostał Kraków, bo Sosnowiec nie podał wysokości hali - mówi Pogoda. - Ale nie było nawet formalnego ogłoszenia konkursu na organizację mistrzostw, a jedynie jednozdaniowe zapytanie w mailu, kto chce je zorganizować. Pani Mrozińska dała mistrzostwa koleżance. Nas nie poinformowała o odrzuceniu oferty. Dlaczego nam się blokuje organizację? Bo coraz więcej byśmy wiedzieli, jak ten system działa, jak wszystko funkcjonuje od środka. Poza tym nam jako organizatorowi pani Mrozińska nie narzuciłaby tych rzeczy, które narzuca starym klubom - dodaje.
Kluby, które chcą zmian, dziwią się, że natrafiają na aż tak duży opór. I nie mają już nadziei, że ten osłabnie, jeśli u władzy w związku wciąż będzie obecna ekipa. - My reagujemy na uwagi, że coś można robić inaczej, a związek nie. Na przykład ostatnio zrozumieliśmy, że ważenie dziewczynek na treningach nie jest dobrym rozwiązaniem. Niech wagi dzieci pilnują rodzice, niech rodzice jeszcze bardziej będą naszymi partnerami w wychowaniu sportowców - mówi Świętochowski. - Ważenie i szybkie odrzucanie dziewczynek to błąd systemu - zgadza się Zając. - My w klubie tego nie robimy. Regulacja masy ciała w sporcie nie powinna dotyczyć dzieci. Powinniśmy większy nacisk położyć na naukę zdrowego odżywiania - dodaje.
- Gimnastyka to piękna dyscyplina, ale wtedy, gdy jest prowadzona zdroworozsądkowo. Chore jest robienie na siłę ze wszystkich wyczynowców. Tylko trenuj, nie patrz na chłopaków, nie jedz, nie żyj niczym innym - tak się mówi dziewczynkom. Mam takie, które przeszły do mojego klubu z innych i dziwią się, że u nas na obozie jest normalnie, że spędza się czas w dużej grupie, z judokami i judoczkami, że jest fajna atmosfera. Pytam taką 15-latkę co osiągnęła w poprzednim klubie, żyjąc tylko gimnastyką. Okazuje się, że maksymalnie 20. miejsce w Warszawskiej Olimpiadzie Młodzieży. Skórka niewarta wyprawki. Naprawdę nie każdy musi być wyczynowcem, niech się dzieciaki sportem bawią, niech go uprawiają rekreacyjnie, a jeśli poczują, że chcą się mocno zaangażować, niech to robią. Zdrowy rozsądek i patrzenie na dziecko. Ono musi być najważniejsze. Potrzebujemy dobrej pracy i mądrego zarządzania z poziomu PZG i z poziomu okręgowych związków. A tego zupełnie w moim przekonaniu brakuje - podsumowuje prezes UKS Ronin Warszawa.
- Nie rozumiem, dlaczego Polski Związek Gimnastyczny wszystkie pomysły i propozycje zmian traktuje jako działanie na swoją szkodę. To się musi zmienić. Dziś dyskusje o zmianach toczą się w wielu federacjach na całym świecie, tego procesu już się nie da zatrzymać - mówi prezes Świętochowski. - Im szybciej to nastąpi również w Polsce, tym lepiej.
O komentarz poprosiliśmy prezes Mrozińską. Szefową polskiej gimnastyki artystycznej poinformowaliśmy, że prezesi klubów zrzeszonych w PZG sformułowali następujące zarzuty:
- w polskiej gimnastyce artystycznej poważnym problemem jest nieuczciwe sędziowanie oraz brak wykwalifikowanych, zawodowych sędziów,
- PZG utrudnia klubom oraz ich trenerom proces zdobywania licencji,
- klubom utrudnia się proces organizacji zawodów i nie docenia się ich sukcesów na tym polu,
- PZG nie przeprowadza formalnych konkursów na organizację mistrzostw Polski,
- PZG z trudnych do zrozumienia przyczyn zawody Pucharu Polski przemienił w zawody tylko dla kadry,
- do kadry narodowej nie trafiają najlepsze zawodniczki,
- PZG nie odpowiada na pisma/wnioski prezesów/trenerów.
Prezes Mrozińska w rozmowie telefonicznej poprosiła o przesłanie jej całego artykułu przed publikacją i o czas na odniesienie się do sprawy do końca października. Wyjaśniła, że wtedy będzie możliwe spotkanie z nią i z całym zarządem, a konieczne jest, by do zarzutów odniósł się cały zarząd.
W odpowiedzi wysłaliśmy do pani prezes następującą wiadomość:
"Szanowna Pani Prezes,
informuję, że redakcja Sport.pl nie udostępni Pani przed publikacją treści artykułu o nieprawidłowościach w polskiej gimnastyce artystycznej wskazanych przez prezesów klubów zrzeszonych w PZG. Dajemy Pani szansę odniesienia się do zarzutów, omawiając, co nasi rozmówcy zasygnalizowali. Przypominam zarzuty przedstawione w poprzednim e-mailu:
- w polskiej gimnastyce artystycznej poważnym problemem jest nieuczciwe sędziowanie oraz brak wykwalifikowanych, zawodowych sędziów,
- PZG utrudnia klubom oraz ich trenerom proces zdobywania licencji,
- klubom utrudnia się proces organizacji zawodów i nie docenia się ich sukcesów na tym polu,
- PZG nie przeprowadza formalnych konkursów na organizację mistrzostw Polski,
- PZG z trudnych do zrozumienia przyczyn zawody Pucharu Polski przemienił w zawody tylko dla kadry,
- do kadry narodowej nie trafiają najlepsze zawodniczki,
- PZG nie odpowiada na pisma/wnioski prezesów/trenerów.
W naszej dzisiejszej (13.10.2020 r.) rozmowie telefonicznej na Pani życzenie omówiłem szerzej zarzuty. Jeśli dostanę Pani zgodę, zacytuję Pani odpowiedzi w tekście. I po zacytowaniu prześlę je Pani do autoryzacji. Zgodnie z prawem prasowym może Pani autoryzować wyłącznie własne wypowiedzi zacytowane w tekście i tylko te fragmenty możemy Pani udostępnić przed publikacją [...] Jednocześnie jeszcze raz potwierdzam, że chętnie spotkam się z Panią i zarządem 29, 30 lub 31 października, jak Pani zaproponowała. Mam nadzieję, że dzięki temu spotkaniu powstanie oddzielny materiał, czyli długa rozmowa, w której omówimy wszystkie problemy polskiej gimnastyki artystycznej.
Z poważaniem,
Łukasz Jachimiak
Ostatecznie prezes Mrozińska przysłała nam komentarz napisany przez Zarząd Sekcji Gimnastyki Artystycznej PZG. Komentarz publikujemy w całości, bez zmian redakcyjnych.