"Dziewczyny słyszą: "Następnym razem nie pojedziesz do domu, skoro przywiozłaś tak dużo kilogramów". Albo: "I jak ty się ludziom w stroju pokażesz?". Nie mam nagrań, żeby udowodnić, że trenerzy krzyczą na kogoś per świnia czy hipopotam, ale to się dzieje. Jeśli rodzic nie ma wstępu na salę, to znaczy, że zazwyczaj dzieje się tam coś, co jest do ukrycia" - opowiedział w rozmowie ze Sport.pl gimnastyk, który nie zdecydował się na ujawnienie swojego nazwiska.
Nasz rozmówca namalował przerażający obraz polskiej gimnastyki. O komentarz do jego słów poprosiliśmy więc Barbarę Stanisławiszyn, prezes Polskiego Związku Gimnastycznego.
"Trudno mi zachować spokój [...] Totalną bzdurą jest stwierdzenie, cyt. „U nas gimnastyka zaczyna się od strachu. Dzieciaki przestraszone są już tym, że trenują [...] Chciałam tylko Pana udzielającego wywiadu zapytać, gdzie pracują trenerzy ze wschodu, bo wedle mojej aktualnej wiedzy, tacy trenerzy od kilkunastu lat zatrudnieni są w jedynie szkole i klubie w Szczecinie, Olsztynie oraz w Zabrzu. I kłamstwem jest to, że większość trenerów pochodzących ze wschodu mają problemy alkoholowe. Opisywany w mediach fakt trenera przyszłej olimpijki rzeczywiście miał miejsce, jednak każdy zasługuje na druga szansę i w każdym środowisku, nawet najbardziej szacownym zdarzają się takie sytuacje. Środowisko zabrzańskie temu trenerowi o ogromnej wiedzy i doświadczeniu dało drugą szansę i trener z tej szansy skorzystał. Oczywiście sytuacja jest cały czas monitorowana i kontrolowana - napisała pani prezes (zachowaliśmy oryginalną pisownię).
Ten fragment był odpowiedzią na zarzut, że trener, który przez alkohol stoczył się tak bardzo, że mieszkał w samochodzie, nadal pracuje z dziećmi.
"Nie będę odnosić się do zarzutów, które postawił udzielający wywiad, powołując się na żonę, ponieważ byłam bezpośrednio związana z ośrodkiem szkolenia centralnego i wiem od kuchni, jak to wyglądało. Niestety trener, który pracował w tym czasie w ośrodku, nie może się obronić, gdyż zmarł" - napisała też prezes Stanisławiszyn. To jej odpowiedź na następujący fragment wypowiedzi olimpijczyka: "A jak ostro bywa? To zostawia piętno na całe życie. Żona, będąc w ciąży i doskonale wiedząc, że ciało w takim stanie przybiera na wadze, i tak wypraszała mnie z pokoju, kiedy się ważyła. Jej postrzeganie ważenia się zostało wypaczone aż do tego stopnia. To nie jest normalne [...] Do 2008 roku moja żona była w centralnym szkoleniu, w ośrodku w Zabrzu. Do tego czasu codziennie była ważona po kilka razy. To się działo przez kilkanaście lat. To wypacza psychikę".
Rozmówca Sport.pl po przeczytaniu oświadczenia prezes PZG poprosił nas o opublikowanie poniższego tekstu:
Oświadczenie p. Prezes jest idealnym przykładem stosowania polityki strachu na każdym szczeblu działań. Organizacje w Niemczech czy Wielkiej Brytanii po pierwszych wypowiedziach zawodniczek już nietrenujących powołały anonimowe centra zgłoszeń dotyczące polityki strachu. W Polsce spotykamy się z zastraszeniem, cytując „Za słowa jednak nawet w wolnym kraju trzeba brać odpowiedzialność. Treść wywiadu, oraz moje stanowisko, zostanie przesłane do wiadomości Zarządowi PZG.”
Aby kłamstwo powtórzone setny raz nie stało się prawdą – prostuję:
Zmarły trener, o którym wspomina p. Prezes był rzeczywiście jednym ze wschodnich specjalistów, którzy pomogli rozbudować system szkolenia gimnastycznego w Polsce w latach dziewięćdziesiątych oraz na początku lat dwutysięcznych. Prawdą jest również to, że zmarł. Przytaczane w artykule „techniki” stosowane w szkoleniu zawodniczek dotyczą innych osób, które po zakończeniu swojej kariery w Polsce, pracowały i nadal pracują w zagranicznych klubach i reprezentacjach.
Pani Prezes nie wie, co dzieję się w jej ogródku. Wschodnich trenerów w wykazie kadry trenerskiej (źródło: pzg.pl) ma również w Bydgoszczy, Wrocławiu czy Katowicach, a piszemy tutaj tylko o jednej z dyscyplin pod patronatem PZG.
Jeśli chodzi o drugie szanse dla wschodnich trenerów to najlepiej popytać u rodziców zawodniczek, których kariery się zakończyły, a takich dzieci w każdej szkole, każdego roku są duże liczby (szkolenie rozpoczyna około 20 dzieciaków, do klasy 6-8 docierają statystycznie 2 jednostki). Proszę mi uwierzyć, że to już któraś szansa z kolei.
Ilość dzieci chętnych do uprawiania tej dyscypliny oraz świadomych rodziców, którzy wiedzą, że jest to matka wszystkich sportów, jest ogromna i boli fakt, że te dzieci nigdy już więcej nie będą dobrze kojarzyły aktywności fizycznej. Kocham ten sport i wiem, że każdy powinien go trenować! Nawet jeśli wyczynowo trenuje jeszcze coś innego. Boli mnie fakt, że większość przygód z gimnastyką kończy się tak szybko.
Przyglądając się przyszłości tej dyscypliny, jestem tym bardziej przerażony, gdyż po raz kolejny przytoczony ”Wieloletni Program Szkolenia w klasach sportowych i klasach mistrzostwa sportowego…” nie jest żadnym programem szkolenia a zbiorem przepisów i zasad, które trzeba wdrożyć, oceniając często ośmioletnie dzieci…
Chciałbym podkreślić, że wywiad nie miał na celu atakowania Polskiego Związku Gimnastycznego, a otworzenie oczu ludziom na problem, który jest. To jest informacja, że potrzebne są zmiany systemowe, a w szkoleniu najmłodszych dzieci najważniejszy powinien być szacunek do drugiego człowieka. Gdy uda nam się zaszczepić w dziecku pasję do sportu ono odda to z nawiązką poprzez swoją pracę na treningach i szacunek do trenera.