Początek roku rozpoczął się kapitalnie dla Magdaleny Fręch (52. WTA). Dotarła aż do IV rundy Australian Open, co było jej najlepszym wynikiem w karierze w turnieju wielkoszlemowym. Tam zatrzymała ją dopiero Coco Gauff (3. WTA). Później jednak Polka fatalnie zaprezentowała się w Linz i poległa już w pierwszym meczu kwalifikacji z Ellą Seidel (158. WTA).
Po niespełna dwóch tygodniach wróciła na kort i rozpoczęła zmagania w kwalifikacjach do turnieju w Dosze. Najpierw po trudnym boju pokonała Rosjankę Marię Timofiejewą (100. WTA) 2:6, 6:0, 7:6(5), a następnego dnia rozbiła Kamillę Rachmiową (86. WTA) 6:2, 6:2. Tym samym wywalczyła kwalifikację, ale losowanie nie potoczyło się dla niej szczęśliwie, ponieważ w I rundzie trafiła na Wiktorię Azarenkę (33. WTA).
Poniedziałkowe spotkanie rozpoczęło się doskonale dla naszej zawodniczki, która prowadziła w pierwszym gemie już 40:15 i miała dwa break pointy. Nie udało jej się jednak przełamać rywalki, ale po błyskawicznej obronie własnego podania znów miała na to okazję. I to aż czterokrotnie. Tyle tylko, że po wymagającym gemie na przewagi Azarenka ponownie uratowała się przed przełamaniem.
Co nie udało się Fręch, to zrobiła jej rywalka. Ta wykorzystała drugiego break pointa i wyszła na prowadzenie 3:1. Następny gem i kolejny break point Polki, ale po raz siódmy w tym meczu Białorusinka wyszła obronną ręką z opałów. "Z żalem opuszczam kort centralny, bo dobrze się dziś ogląda mecz Magdy Fręch z Wiktorią Azarenką. Szkoda tych 7 break pointów, ale podobała mi się gra Polki" - pisał na Twitterze Żelisław Żyżyński.
Potrzebne było aż osiem prób, aby Fręch przełamała Białorusinkę, ale finalnie udało się to w siódmym gemie. Radość nie trwała zbyt długo, ponieważ w kolejnej odsłonie to nasza zawodniczka straciła podanie. "Białorusinka poczuła krew" - relacjonowali komentatorzy Canal+ Sport. I tak było, ponieważ w ostatnim gemie nie dość, że posłała as serwisowy, to wygrała go do 0 i całą partię 6:3.
Początek drugiej odsłony należał do Białorusinki, która wykorzystała słabszy moment Fręch i przełamała ją w pierwszym gemie. Niespodziewanie nasza zawodniczka bardzo szybko wróciła jednak do gry i po chwili w kapitalnym stylu doprowadziła do wyrównania. Tyle tylko, że nie była w stanie pójść za ciosem.
Co więcej, w trzecim gemie znów popełniła sporo błędów, co z łatwością wykorzystała Azarenka i przełamała naszą zawodniczkę. Mimo wszystko Polka się nie poddała i starała się przeciwstawić silniejszej tego dnia Białorusince. I to z sukcesem.
W szóstym gemie doprowadziła do przełamania powrotnego, dzięki czemu na tablicy wyników pojawił się remis 3:3. To rozzłościło rywalkę - nie potrafiła utrzymać nerwów na wodzy i cisnęła rakietą o kort. Czuła, że set powoli wymyka się z jej rąk. I miała rację. W siódmym gemie Polka wygrała przy własnym podaniu, choć nie bez problemów - musiała bronić break pointa. Mimo to po raz pierwszy w tym meczu wyszła na prowadzenie (4:3) i zaczęła prezentować zdecydowanie ładniejszy dla oka tenis.
Chwilę później prowadziła 40:0 i to przy serwisie Azarenki. Nie wykorzystała dwóch break pointów, ale za trzecim razem nie dała już szans przeciwniczce, dzięki czemu była o krok od wygrania seta (5:3). Dzieła dopełniła chwilę później i triumfowała 6:3. Tym samym w kapitalnym stylu wróciła ze stanu 1:3, wygrywając pięć gemów z rzędu.
Do rozstrzygnięcia losów meczu potrzebny był trzeci set. Ten zaczął się od wyrównanej i zaciętej walki. W trzecim gemie Fręch miała aż cztery szanse na przełamanie rywalki, ale podobnie, jak w pierwszej partii, tak i teraz miała spore problemy z wykorzystywaniem okazji. Po chwili sama musiała bronić się przed utratą serwisu, ale wyszła z opresji obronną ręką. Podobnie było w szóstym gemie, ale ponownie nasza zawodniczka nie pozwoliła rywalce na zyskanie przewagi (3:3).
W końcu jednak skapitulowała. Doszło do tego w gemie numer osiem. Tym samym Azarenka prowadziła już 5:3. I finalnie takiej przewagi z rąk już nie wypuściła, wygrywając 6:3 i w całym meczu 2:1.
Tym samym Polka pożegnała się z turniejem, z kolei Białorusinka awansowała do II rundy. W niej zmierzy się ze zwyciężczynią starcia Beatriz Haddad Maia (14. WTA) - Xinyu Wang (41. WTA).