"W pierwszej serii noworocznego konkursu w Ga-Pa doszło do sytuacji, którą śmiało można nazwać skandalem, choć mało brakowało, by ten był jeszcze większy. Działanie sędziów powinno odbić się szerokim echem w środowisku" - pisał o sprawie sędziowania w Garmisch-Partenkirchen dziennikarz Sport.pl Piotr Majchrzak.
Największe kontrowersje wywołał skok Markusa Eisenbichlera z pierwszej serii. Oceniono go bardzo wysoko, choć Niemiec był bliski upadku. Od niemieckiego sędziego Erika Stahlhuta dostał notę 18,5-punktową!
- Gdy polscy skoczkowie są w Zakopanem, czy w Wiśle, też dostają od polskiego sędziego wysokie noty. To normalne. W przypadku "zwykłych" konkursów niemieccy sędziowie wcale nie przyznają nam aż tak świetnych ocen - odpowiedział na nasze pytanie sam Eisenbichler po konkursie. Dodał też sędziowie nie mają łatwej pracy. - 18,5 to trochę wysoko, ale czasem potrzeba nam trochę szczęścia. Dziękuję temu sędziemu - przyznał mimo wszystko Niemiec.
Jeszcze bardziej zaskakujące słowa po skandalu sędziowskim, jak określił to polski arbiter Marek Pilch, wygłosił Stefan Horngacher. - Czasami [noty] są w porządku, a czasami nie. Słyszałem o wczorajszych dyskusjach, ale nie widzę dużego błędu na liście wyników - skomentował trener niemieckich skoczków, cytowany przez Luisa Holucha z portali skispringen.com.
Innego zdania był polski sędzia. - Moim zdaniem za ten skok Eisenbichlera powinno się przyznać 16,5 może 17 punktów. To jeszcze by się dało wytłumaczyć. Niestety, jak tak patrzę, to moim zdaniem noty były skandaliczne. Nawet jeśli sędziowie zaliczyli Eisenbichlerowi telemark, to był to błąd, bo skoczek powinien w telemarku wytrzymać te 10-15 metrów, a on tutaj od razu "siadł" - przyznał w rozmowie ze Sport.pl Marek Pilch, sędzia międzynarodowy.
Ostatecznie w noworocznym konkursie triumfował Ryoyu Kobayashi. Mało jednak brakowało, a wygrałby Markus. Różnica między tymi skoczkami wyniosła ledwie 0,2 pkt. To pokazuje, jak spory wpływ na wyniki może mieć chociaż trochę zawyżona ocena sędziowska.