Ogrywali Milan, Real i Barcelonę, ale teraz grają w piekle z Coruxo i Ferrol. A mogą spaść jeszcze niżej!

Jakub Kręcidło
Deportivo powtórzyło los Ikara - wzleciało szybko, zignorowało ostrzeżenia. Na hasło: "A pamiętasz jak..." w La Coruni mają mnóstwo do powiedzenia. Od teraźniejszości uciekają. Klub gra w piekle, tak się tu nazywa trzecią ligę. Przyszłość zespołu, który jeszcze niedawno rywalizował z Milanem, Realem czy Barceloną, rysuje się w ciemnych barwach.

W życiu kibiców Deportivo nie ma miejsca na nudę. A oni już za nudą tęsknią, bo ile można patrzeć, jak klub ulega samodestrukcji? Gdyby wielkość klubu mierzyć zdolnością do ściągania na siebie katastrof, ekipa z Galicji byłaby gigantem. A kiedyś przecież była gigantem tak po prostu, rzucała wyzwanie Barcelonie i Realowi, szalała w Lidze Mistrzów. Do podsumowania jej ostatnich lat najlepiej nadaje się prawo Murphy'ego – jeśli coś może pójść źle, to pójdzie źle. W La Coruni żyją wspomnieniami wielkiej przeszłości i nie chcą się budzić. Bo teraźniejszość jest koszmarem.

Zobacz wideo "Piłkarze reprezentacji Polski odnieśli sukces - zwolnienie Jerzego Brzęczka"

Od ogrywania Milanu, Barcy czy Realu do walki z Coruxo, Ferrol i Zamorą. Ale największy policzek wymierzył lokalny rywal. A właściwie jego rezerwy. 

Niedawny mistrz Hiszpanii (1999/2000), zdobywca Pucharu Króla (2001/02) czy półfinalista Ligi Mistrzów rozbijający ówczesną potęgę AC Milan (2004) dziś gra na półprofesjonalnym poziomie. Spadek do Segunda Division B, trzeciej ligi, jest w Hiszpanii nazywany krokiem do piekła. – Mogłem wyobrazić sobie Depor w Segunda, ale w Segunda B? Nigdy! – rozkładał ręce Javier Irureta, który prowadził drużynę nazywaną SuperDepor z przełomu XX i XXI wieku.

Neymar kontuzjowany "Łzy nie przestają płynąć. Nie wiem, ile tak pociągnę" - Neymar ma już dość

Depor nie rywalizuje dziś z Barceloną czy Realem, a z Coruxo, Pontevedrą, Ferrol czy Zamorą o prawo wzięcia udziału w walce o baraże o awans do Segunda Division – brzmi to absurdalnie, ale tak wygląda w tym sezonie skomplikowana rzeczywistość hiszpańskich trzecioligowców, do której jeszcze wrócimy.

 

Polskie "czy wygrywasz, czy nie, ja i tak kocham cię" w La Coruni zastąpili przyśpiewką, która w oryginale ma więcej rymu niż w dosłownym tłumaczeniu: "Nie opuszczę cię, spadliśmy do Segunda B, kibice dalej są z tobą, a inni będą patrzeć jak wracamy". Początek był dobry. Na trybunach Riazor na trzecioligowych meczach pojawiały się tłumy kibiców. Były hasła, że o wielkości klubu nie świadczy liga, a ludzie, którzy za nim stoją. Drużyna kroczyła od wygranej do wygranej, ale coś pękło przy okazji derbów z Celtą. A właściwie "derbów", bo Deportivo rywalizowało z rezerwami ekipy z Vigo. – Nigdy nie spodziewałam się, że zagramy z Celtą B – mówiła jedna z fanek. A już w ogóle nikt się nie spodziewał, że Depor może to spotkanie przegrać. Skończyło się kompromitującym 1:2.

Na Riazor najczęściej powtarzanym hasłem jest: "Dymisja!". A długi spłacać będą do 2048 roku

Ze 102 drużyn rywalizujących w Segunda Division B, ledwie trzy (!) strzeliły w tym sezonie mniej goli niż Deportivo (7), a zimą odszedł najlepszy strzelec Diego Rolan, autor dwóch bramek. Po porażce w derbach nadeszła kolejna, z Zamorą (0:1). Liczono, że sytuację poprawi zwolnienie trenera, ale dwunasta zmiana szkoleniowca od 2016 roku nie przyniosła pozytywnych efektów. Za kadencji Rubena de la Barrery Depor nie strzeliło gola i przegrało dwa z czterech meczów.

Spain Soccer Copa Del Rey Fenomen! Objawił się nowy najlepszy stoper świata. Oferta za 55 mln euro odrzucona

– Deportivo nie wie, w którą stronę iść. Musisz mieć projekt, pomysł, a mówi się o zewnętrznych konsultacjach czy innych pomysłach... Przecież to brzmi jak żart – narzeka Paco Liano, były bramkarz ekipy z La Coruni. Przyzwyczaili się tam do efektu domina. Właściciel 80 proc. akcji, galicyjski bank Abanca, ogłosił "profesjonalizację" klubu znajdującego się w "dramatycznej sytuacji finansowej i sportowej". Proces zmian rozpoczęło od wywalenia całego zarządu, ale to na Riazor norma. W ciągu niespełna dwóch lat drużyna, która jest symbolem La Coruni obok piwa Estrella Galicia i odzieżowego giganta Inditex (właściciel m.in. sieci ZARA), miała pięciu prezesów. – W takich warunkach trudno jest pracować. Potrzebujesz stabilizacji i spokoju, by realizować długoterminowy plan. Gdy oczekujesz szybkich rezultatów i nie idzie, pojawiają się wątpliwości, zwolnienia i kolejne rewolucje. A to prowadzi donikąd – mówi Santiago Canizares, były bramkarz Realu, Valencii, reprezentacji, dziś komentator. 

 

– Już dawno temu straciliśmy potencjał finansowy. Ale nikt nie spodziewał się, że spadniemy tak mocno.  Kryzys trwa od lat, dlatego nie można oczekiwać, by odbudowa wydarzyła się w chwilę – przekonuje Manuel Pablo, prawy obrońca Depor z lat 1998-2016. Obecne długi klub spłacać będzie aż do 2048 roku. Ale i tak jest lepiej niż jeszcze kilka lat temu. W 2014 roku Deportivo miało dług szesnastokrotnie większy niż przychody. Dziś, dzięki kolosalnym cięciom, jest on tylko półtora raza większy. Ale nawet gdy pojawiali się ludzie, którzy pomagali klubowi wychodzić na prostą, to szybko uciekali. Na Riazor panuje ciągła rewolucja, a najczęściej powtarzanym hasłem jest: "Dymisja!".

Luis Suarez dedykujący Diego Simeone gola z Cadizem Jeden transfer zbłaźnił Barcelonę. Może i biega jak kulawy, ale strzela jak nikt

Na hasło: "A pamiętasz jak..." w La Coruni historii mają mnóstwo. Ale twórca potęgi klubu był jednocześnie tym, który doprowadził go do upadku. 

Prezes z ery SuperDepor, Augusto Cesar Lendoiro, rządził przez 25 lat. Wykorzystał kryzys Barcelony i Realu, by zbudować w 200-tysięcznym mieście potęgę, opierając się na fenomenalnym skautingu w Ameryce Południowej. – Granie na Riazor było przyjemne jak borowanie zęba – wspominał Canizares. Kibice do dziś wspominają fenomenalne drużyny oparte na Bebeto, Mauro, Franie, Rivaldo, Djalminhii czy Miroslavie Djukiciu. Były najważniejsze trofea w Hiszpanii, było ogrywanie największych klubów w Europie, były trudne chwile (zmarnowany karny Djukicia, który przesądził o losach mistrzostwa). Był też szybki upadek.

 

Lendoiro był i twórcą potęgi klubu, i tym, który doprowadził go do upadku. Nieustannie inwestował. Gdy trafiał, szło świetnie. Gdy przestał trafiać, co zbiegło się ze startem ostrzejszych kontroli finansowych ze strony LaLiga i UEFA, zszedł na drogę do katastrofy. – Moim wielkim błędem było, że nie sprzedałem piłkarzy wtedy, gdy mogłem. Ale do tego prowadzi cię nadzieja na sukces – wspominał po latach. Prezes za wszelką cenę starał się podtrzymać konkurencyjność Depor, ale to po 2005 roku okazało się niemożliwe. Odeszli czołowi zawodnicy, a ostateczny dowód kryzysu dostaliśmy w 2008 roku, gdy zakochany w gwiazdach Lendoiro mówił o stawianiu na młodzież.

Zinedine Zidane (fot. Shutterstock) Alarm w Realu Madryt. Hiszpanie apelują do Zidane'a. "Zabijemy piłkarzy"

Niedługo później pojawiły się informacje o kolosalnych długach czy niewypłacalności. Na Riazor żyli snem o wielkości, jednak ich drużyna stała się biednym średniakiem, który rokrocznie dokonywał kadrowej rewolucji i balansował na granicy utrzymania. W 2018 roku spadli do Segunda. Po dwunastu miesiącach mieli na wyciągnięcie ręki awans do LaLiga, ale w decydującym meczu barażowym pozwolili Mallorce na odrobienie strat (2:0 i 0:3). Kolejny sezon Depor rozpoczęło fatalnie i ostatecznie spadło do trzeciej ligi, zostając pierwszym od 1947 roku mistrzem Hiszpanii, który wylądował na półprofesjonalnym poziomie. W La Coruni awanturowali się, chcieli walczyć w sądach o sprawiedliwość i mówili o spadku w atmosferze skandalu, bo kluczowy mecz w ostatniej kolejce trzeba było przekładać ze względu na ognisko zakażeń koronawirusem w drużynie Fuenlabrady. Ale ostatecznie musieli zaakceptować, że czeka ich kolejny krok w dół.

Brutalne opinie legend. "Z Depor trzeba działać jak z noworodkiem"

– Po wszystkim, co udało nam się osiągnąć, trudno jest mi mówić o dzisiejszym Deportivo – przyznał ze smutkiem Donato, który na Riazor grał przez dziesięć lat. – Kryzys wynika z fatalnego zarządzania zespołem i złych transferów, bo ze ściągania gwiazd zrobiono krok ku ściąganiu przeciętniaków – dodał 12-krotny reprezentant Hiszpanii. W podobnym tonie wypowiadają się inne legendy Depor. Irureta: "Przy tylu zmianach w kadrze można było spodziewać się kryzysu, ale nie mam pojęcia, jakim cudem klub spadł tak nisko". Liano: "Przyszłość klubu rysuje się w czarnych barwach". Djukić: "Z Depor trzeba postępować jak z noworodkiem, którego najpierw karmisz mlekiem, a później dajesz mu mięso. Trzeba zachować spokój, bo odbudowa potrwa latami".

Kolejny kompromitujący wyciek w Barcelonie, Ansu Fati jest Kolejny kompromitujący wyciek w Barcelonie, Ansu Fati jest "kolosalnie zły"

Abanca spodziewa się zakończyć ten rok z dużymi stratami. Deportivo miało zdecydowanie najwyższy budżet w lidze, 14 milionów euro, ale nie ma szans, by znaleźć na to pokrycie w dochodach. A i w grze tej dużej kasy nie widać. Właściciele planowali w tym roku dosypać pieniędzy i szybko awansować, ale to wydaje się mało prawdopodobne, więc w kolejnych rozgrywkach pieniędzy będzie mniej. Zapowiedź cięć dostaliśmy już zimą, gdy z klubu odeszli Rolan i Rui Costa, czyli jedni z najlepiej opłacanych piłkarzy zespołu. – Żyję w Santander. Widziałem i widzę jak wielkie kłopoty z powrotem na szczyt ma Racing. Z Depor może być podobnie. Tym bardziej, że jeśli teraz nie awansujesz, to tak, jakbyś spadł – mówi Liano.

Zasady awansu są bez sensu? Cóż – to Hiszpania. Deportivo wybrało sobie najgorszy moment na spadek do trzeciej ligi. 

I trudno się z nim nie zgodzić. W kolejnym sezonie (2021/22) hiszpańskie niższe ligi czeka rewolucja, bo Segunda B zostanie zlikwidowana. Powstaną Primera i Segunda Division RFEF (3. i 4. liga), a Tercera Division stanie się odpowiednikiem piątej ligi. Bez sensu? Cóż – to Hiszpania. W każdym razie, na razie trwa pierwsza faza rozgrywek. 102 drużyny zostały zgodnie z regionami podzielone na pięć grup, a te rozdzielono na dziesięć podgrup (dziesięć dziesięciozespołowych i dwie z jedenastoma ekipami), w których każdy gra z każdym. Komplikacje zaczynają się później, bo druga faza rozgrywek dzieli się na trzy części:

Eden Hazard w Realu Madryt Eden Hazard w piekle. Z supergwiazdy nie zostało nic

* Każda z trzech najlepszych ekip podgrupy rozgrywa dwumecze z trzema najlepszymi zespołami z drugiej podgrupy. Trzy najlepsze drużyny z każdej z grup kwalifikują się do walki o play-offy o awans do Segunda Division, w których udział weźmie jeszcze najlepsza ekipa z czwartych miejsc. Pozostałych czternaście klubów, które znalazły się w walce o awans, ma pewne miejsce w rozgrywkach Primera Division RFEF, czyli w trzeciej lidze.

* Drużyny z miejsc 4-6 (lub 4-7 w przypadku jedenastozespołowych podgrup) zmierzą się z rywalami z przeciwnej podgrupy. Rozegranych zostanie sześć lub osiem spotkań. Po dwa najlepsze kluby z każdej grupy (w sumie dziesięć ekip) zapewni sobie utrzymanie na trzecim poziomie rozgrywkowym, natomiast pozostałe 22 kluby spadną do Segunda Division RFEF (czwarta liga).

* Zespoły z miejsc 7-10 (lub 8-11) zmierzą się z rywalami z przeciwnej podgrupy. Rozegranych zostanie osiem kolejek. Do Tercera Division (piąta liga) spadnie pięć najgorszych drużyn z każdej grupy oraz najsłabsza z trzecich miejsc, czyli w sumie 26 ekip. Pozostałych 14 klubów utrzyma się w Segunda Division RFEF.

W dniu, w którym ujawniono jego zarobki, Leo Messi zagrał wspaniały mecz z Athletic Bilbao Nawet nie ukrywają chęci sprowadzenia Messiego. Barcelona ma już dość

Podsumowując, ze 102 ekip walczących dziś w Segunda Division B cztery wywalczą awans, 36 pozostanie na tym samym poziomie rozgrywkowym, 36 spadnie do czwartej ligi, a 26 do piątej.

Trener ma proste rozwiązanie. Ale to chyba jedyny optymista związany z Deportivo

Gdzie w tym wszystkim jest Deportivo? Na Riazor zamiast marzeń o awansie, pojawia się strach o utrzymanie. Na pięć kolejek przed końcem Depor, zajmuje piąte miejsce w swojej grupie. Ma dwa punkty straty do Composteli, która zajmuje trzecie miejsce dające prawo walki o awans, ale też dwa punkty przewagi nad siódmą Pontevedrą, która zajmuje pozycję spadkową na czwarty poziom rozgrywkowy. – Aby poprawić sytuację, musimy wygrać pięć pozostałych spotkań. Tylko tyle i aż tyle – mówi trener de la Barrera, chyba jedyny optymista związany z Depor. Bo każda inna osoba mówi, że klub czekają kolejne lata w piekle. Najlepiej podsumował to Donato: – Nigdy nie spodziewaliśmy się, że może dojść do takiej zapaści. Obym się mylił, bo ci ludzie zasługują na to co najlepsze, ale na dziś naprawdę nie widzę ani szans na awans, ani światełka w tunelu.

Więcej o: