- Uważam, że na tym polu możemy tylko coś zyskać, a na pewno nie stracić. Z każdym przeciwnikiem chcemy walczyć o awans do kolejnej rundy. Nie widzę na nas dużej presji - w ten sposób trener Adrian Siemieniec wypowiadał się przed meczem Jagiellonii z Bodo/Glimt w Białymstoku. Mistrzowie Polski są już pewni gry jesienią w pucharach dzięki wyeliminowaniu litewskiego FK Poniewież. Pokonanie mistrza Norwegii w trzeciej rundzie el. Ligi Mistrzów sprawiłoby, ze Jagiellonia ma zapewniony udział w fazie ligowej Ligi Europy.
- W ofensywie jest to zespół być może lepszy od Ajaksu. Pod tym względem będzie to dla nas najcięższe wyzwanie w tym roku - tak mówił Patrick Berg, pomocnik Bodo/Glimt jeszcze przed meczem. - Kibice w Norwegii nie wiedzą zbyt wiele o Jagiellonii i nie zdają sobie sprawy, jak silny to jest zespół. Jeśli Jagiellonia będzie w stanie utrzymywać się przy piłce, piłkarze Bodo będą się frustrować - opowiadał nam Trond Olsen, były piłkarz Bodo/Glimt, a obecnie ekspert telewizji Avisa Nordland.
Jagiellonia weszła w mecz z Bodo z dużym respektem do przeciwnika. Już w drugiej minucie Norwegowie mieli okazję na pierwszego gola, ale strzał Hakona Evjena sprzed pola karnego trafił jeszcze w jednego z graczy Jagiellonii. W grze mistrzów Polski było dużo nerwowości, a goście kontrolowali wydarzenia na boisku i częściej utrzymywali się przy piłce. Bodo oddało siedem strzałów na bramkę Jagiellonii, z czego dwa celne. Sławomir Abramowicz nie miał jednak zbyt wielu momentów, w których musiał wykazać się refleksem.
Co najmniej kilka razy piłkarze Bodo oddawali strzały sprzed około 20 metrów, nieco przed polem karnym Jagiellonii, ale ich próby były niecelne. Po stronie graczy Adriana Siemieńca brakowało jednak dobrego doskoku do przeciwnika.
Z rozwojem meczu Jagiellonia grała coraz śmielej. Zdecydowanie najlepszą okazję miała w 33. minucie, gdy Afimico Pululu zgrał piłkę w stronę Nene przed polem karnym Bodo. Piłka po strzale pomocnika Jagiellonii została odbita do boku przez bramkarza. Pojawiały się też niecelne strzały ze strony Joao Moutinho czy Kristoffera Hansena.
"Bodo ma piłkę, Jaga celne strzały i sytuacje" - pisał Jakub Seweryn ze Sport.pl.
W drugiej połowie Jagiellonia grała odważniej, natomiast wciąż nie była w stanie strzelić gola. W 55. minucie Dominik Marczuk stracił piłkę blisko pola karnego Bodo, a rywale ruszyli z kontratakiem. Jens Petter Hauge przebiegł kilkadziesiąt metrów i znalazł się w polu karnym Jagiellonii. Tam zgrał w środek pola karnego w poszukiwaniu środkowego napastnika, a Adrian Dieguez próbował wybić piłkę na rzut rożny. Zrobił to jednak na tyle niefortunnie, że piłka wpadła do własnej bramki, a Bodo/Glimt objęło prowadzenie.
Dziesięć minut później Bodo cieszyło się z drugiego gola za sprawą uderzenia Kaspera Hogha po rzucie rożnym, ale VAR wychwycił, że napastnik faulował Sacka przy strzale, więc to trafienie finalnie nie zostało uznane. Bodo starało się stwarzać kolejne okazje, ale nie zdobyło drugiej bramki. W końcówce spotkania Jagiellonia straciła piłkę po rzucie rożnym, a Hauge ruszył z kolejnym kontratakiem. Wtedy mistrzów Polski uratował Marczuk, który zablokował piłkę ciałem.
Na domiar złego Jagiellonia przed rewanżem w Norwegii prawdopodobnie straciła Nene, który opuścił boisko z powodu problemów mięśniowych. Portugalczyk wcześniej zmagał się z urazem i nadal nie wrócił do pełnej sprawności. Jagiellonia przegrała 0:1 z Bodo/Glimt, ale mimo negatywnego wyniku nie można powiedzieć, że przyniosła polskiej piłce wstyd. Nadzieje na odwrócenie dwumeczu są zatem uzasadnione.
Rewanż odbędzie się w przyszły wtorek o godz. 19:00 w Norwegii. W związku z tym, że ligowy mecz z Motorem Lublin został przełożony, to Jagiellonia może w pełni skupić się na rewanżowym spotkaniu z mistrzem Norwegii. Relacja tekstowa na żywo z rewanżowego meczu Bodo - Jagiellonia w Sport.pl oraz w aplikacji mobilnej Sport.pl LIVE.