UEFA chciała tego meczu za wszelką cenę uniknąć. Rosja i Ukraina muszą jednak zagrać

Kacper Sosnowski
O Ukrainie i Rosji mówi się dziś w dwóch kontekstach. Pierwszy, związany z mobilizacją rosyjskich żołnierzy na granicy i widmem konfliktu, budzi strach. Ten drugi - dotyczący półfinału futsalowych mistrzostw Europy - wywołuje braterskie emocje. "To przyjaciele" - mówią Rosjanie o Ukraińcach.

Tego meczu władze futbolu chciały za wszelką cenę uniknąć. UEFA i FIFA dbają, by w futbolowym świecie obie reprezentacje ze sobą nie rywalizowały. W mistrzostwach Europy czy świata Rosja i Ukraina nie mogą być zestawione w jednej grupie eliminacyjnej. Na Euro 2020 obie jedenastki były tak przydzielone do grup, że spotkać mogły się dopiero w finale. Na mundialu przepisy działają podobnie. Coś, co jest sytuacją niebezpieczną dla futbolowych działaczy, w innych dyscyplinach nie budzi takich obaw. Przy koszykarskich turniejach reprezentacji narodowych przepisów o wykluczających się meczach nie było. Stosowane były za to w spotkaniach drużyn klubowych w europejskich pucharach. W świecie siatkówki ewentualną rywalizacją rosyjsko-ukraińską się nie przejmowano. Na ME 2021 te dwa kraje wyszły z grupy i trafiły na siebie w 1/8 finału. To było ich pierwsze spotkanie pod siatką od 15 lat. Dokładnie tyle samo trzeba było czekać na taki mecz wśród futsalowców. Jest on lekkim zaskoczeniem, ale raczej nie powodem do obaw.

Zobacz wideo "Grosicki miał doskonałą ofertę". Dlaczego nie skorzystał? Menedżer podaje powód

Blokowanie ukraińsko-rosyjskiej rywalizacji

Te dwie drużyny zagrają ze sobą, choć organizatorzy futsalowego Euro sprawili, by pierwszej fazie turnieju (rywalizacja grupowa) na siebie nie trafiły. Od momentu play-off wszystkim już jednak sterować się nie da. Ukraina awansowała do tej fazy dość szczęśliwie, dzięki lepszej różnicy bramek od Serbii i Holandii. Potem też poszło dobrze. W ćwierćfinale Ukraina pokonała wyżej notowany Kazachstan (5:3), a Rosja zgodnie z planem uporała się z Gruzją (3:1).

W ten sposób powtórzyła się sytuacja z 2007 r., gdy obie ekipy również zmierzyły się na futsalowym Euro. Wtedy wygrali Rosjanie. Tyle że od tego czasu między krajami sporo działo się w przestrzeni społecznej, politycznej i militarnej. Rosjanie zaanektowali Krym, a walka o strefę Donbasu pochłonęła łącznie kilkanaście tysięcy ofiar. Konflikt trwa do dziś. Ostatnio przez manewry wojsk rosyjskich wzdłuż granicy z Ukrainą sytuacja jeszcze się zaostrzyła. Moskwa od miesięcy wywiera presję i domaga się od USA i Zachodu gwarancji prawnych, że NATO nie będzie rozszerzać się na Wschód. O takich gwarancjach nie ma mowy, więc proces prężenia muskułów, gróźb i pokazywania konsekwencji pewnych czynów trwa w najlepsze.

Trwający od 2014 r. konflikt ma też wpływ na świat sportu. Od ośmiu lat relacje między rosyjskimi i ukraińskimi sportowcami na stadionach i w halach często były chłodne. Manifestacje rozpoczęły się już od igrzysk odbywających się w 2014 r. w Soczi (Rosja). Imprezę przy medialnym szumie opuściła grupka ukraińskich sportowców. Za powód podała krwawe zamieszki w Kijowie, za które obwiniała prorosyjskiego prezydenta Wiktora Janukowycza. Janukowycz niedługo potem został odsunięty od władzy, a kilka lat później skazany przez sąd za zdradę stanu.

Szpilki, manifesty i wojna sportowa

W kolejnych latach sportowe napięcia uwidaczniały się wielokrotnie. Zrezygnowano z piłkarskiego Turnieju Zjednoczenia, w którym grały najlepsze rosyjskie i ukraińskie drużyny. Piłkarzom z Ukrainy działacze i społeczeństwo wybijało z głowy karierę w państwie wroga. Najlepiej przekonał się o tym Jewhen Selezniow. Od kiedy Ukrainiec podpisał kontrakt z Kubanem Krasnodar, przestał być powoływany do reprezentacji, a w internecie pisano o nim jako o zdrajcy. Powołań w czasie gry w rosyjskiej Premier Lidze nie otrzymywali też Aleksandr Ziniczenko czy Bogdan Butko.

Na Euro 2020 ukraiński manifest miał przejawić się za sprawą koszulek reprezentacji, na których przedstawiono kontury kraju wraz z zaanektowanym przez Rosję Krymem. Jako prowokację Rosjanie potraktowali też nadrukowane na nich hasła "Chwała Ukrainie, bohaterom sława", które używane są jako wojskowe pozdrowienie.

UEFA hasła uznała za polityczne i nakazała ich usunięcie. Żądania Rosjan, by zmienić też kontury ukraińskiej mapy, odrzuciła. Argumentowała, że tereny z Krymem i krańcami wschodnimi są powszechnie uznawane za ukraińskie.

Antagonizmy widać było choćby też na paraolimpiadzie, gdy ukraiński sportowiec nie chciał wejść na pierwszy stopień podium do wspólnego zdjęcia z dwoma Rosjanami, którzy zajęli pierwsze i trzecie miejsce w biegu na 100 metrów T35. Igor Cwietow zebrał pochwały ze strony rodaków. Przeciwnie do ukraińskiej skoczkini wzwyż po igrzyskach w Tokio. Jarosławę Mahuczich, brązową medalistkę igrzysk, wezwała do siebie nawet wiceministerka ukraińskiej obrony. Chodziło o zdjęcie zawodniczki z Rosjanką Marią Lasickiene. Sportsmenki były na fotografii w narodowych strojach, obejmowały się i uśmiechały od ucha do ucha. Dla władz państwowych to okazało się niedopuszczalne.

Wbijanie szpilek zaczęło się, gdy rosyjski kanał publicznej telewizji "Rossija 1" nie pokazał przemarszu ukraińskiej kadry podczas ceremonii otwarcia igrzysk. Być może Rosjanie bali się manifestów politycznych. Oficjalnie tłumaczyli się koniecznością nadania reklam. Zeszłoroczny mecz siatkarzy Ukrainy i Rosji na ME był zacięty, ale w Gdańsku do pozasportowych zagrywek nie doszło.

Futsalowa przyjaźń?

Jak będzie podczas pierwszego od 15 lat spotkania futsalistów obu państw? Prezes rosyjskiego Związku Futsalu Emil Alijew uspokaja.

- Oni są naszymi przyjaciółmi. To nie jest zmyślona historyjka o tym, że sport, a w szczególności futsal, jest poza polityką. My od dawna mamy bliskie relacje z ludźmi z Ukraińskiego Związku Futsalu. W tym meczu skupmy się na tym, kto lepiej gra w piłkę - apelował Alijew, cytowany przez rosyjskie media.

Zresztą warto dodać, że obecnie w futsalowej reprezentacji Rosji gra trzech Brazylijczyków: Nando, Paulinho i Robinho. Był też czwarty, ale w trakcie Euro doznał urazu. W ukraińskiej kadrze nie ma Brazylijczyków, a niemal wszyscy zawodnicy grają na co dzień w krajowych rozgrywkach. Wyjątkiem jest Władimir Razuwanow, pochodzący z okolic Doniecka, który od 2014 roku gra... w rosyjskich klubach.

Ukraińcy przed piątkowym meczem nie wypowiadali się wprost o najbliższych rywalach. Według kapitana drużyny Petro Shoturmy zawodnicy będą "grać z takim samym oddaniem, jak z Kazachstanem i oddadzą wszystko za kraj". Turniej rozgrywany jest w Holandii.

Pary półfinałowe mistrzostw Europy w futsalu:

  • Ukraina - Rosja (4.02 godz. 17)
  • Portugalia - Hiszpania (4.02 godz. 20)
Więcej o:
Copyright © Agora SA