Widzew Łódź już w niedzielę mógł zapewnić sobie awans na zaplecze ekstraklasy. Podstawowym warunkiem było jednak zwycięstwo z Resovią, a później liczenie na potknięcie co najmniej jednego z dwóch rywali, czyli porażkę Górnika Łęczna ze Stalą Rzeszów (godz. 17.40). Albo porażkę GKS Katowice ze Stalą Stalowa Wola (17). Ale wyniki tych meczów i tak już nie mają znaczenia, bo Widzew znowu się skompromitował i nie wygrał spotkania.
Wygrała za to Resovia - po golu Maksymiliana Hebela z 64. minuty - dla której było to pierwsze ligowe zwycięstwo w lidze od 29 lutego, kiedy pokonała 6:0 Gryfa Wejherowo. Przełamała się po 11 meczach, czterech porażkach i siedmiu remisach. Ale jeśli miała się z kimś przełamać, to właśnie z Widzewem.
Bo zespół Marcina Kaczmarka, który w niedzielę ostatni kwadrans musiał grać w osłabieniu po czerwonej kartce dla bramkarza Wojciecha Pawłowskiego, od wznowienia rozgrywek robi wszystko, by tak jak przed rokiem - kiedy pod koniec sezonu zaliczył serię przedziwnych 10. remisów z rzędu - nie awansować do pierwszej ligi.
Łodzianie wciąż są liderem tabeli. Ale zaraz mogą spaść na trzecie miejsce, które nie jest premiowane awansem (zapewnia grę w barażach), bo jeśli piłkarze Górnika Łęczna i GKS-u Katowice wygrają swoje spotkania, wyprzedzą ich w tabeli.
Przeczytaj też:
Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a
Sport.pl Live .