Na 28. rocznicę jednego z największych skandali w historii sportu przypominamy tekst Pawła Wilkowicza.
Nancy Kerrigan skończyła właśnie trening przed mistrzostwami Stanów Zjednoczonych i zjeżdżała z lodu. Miała na sobie biały koronkowy kostium, jeden z tych, które mocno ośmielały sędziów przy wystawianiu not i mocno peszyły konkurentki. Było czwartkowe popołudnie, 6 stycznia 1994. Rywalizacja solistek w hali w Detroit zaczynała się w piątek i była też walką o igrzyska w Lillehammer. Tym razem Amerykanie mogli wystawić w olimpijskiej rywalizacji dwie zawodniczki, nie trzy.
Raczej nie było wątpliwości, kto zajmie te dwa miejsca. Nancy Kerrigan, księżniczka lodu ze Wschodniego Wybrzeża, brązowa medalistka poprzednich igrzysk, gwiazda reklam, łyżwiarka w sukienkach od znanych projektantek. Oraz Tonya Harding, rzucające mięsem brzydkie kaczątko z Zachodniego Wybrzeża. Bardzo skoczne, atletyczne i wiecznie zbuntowane. Wychowane w rozbitej rodzinie, w przyczepie na ubogich przedmieściach Portland. Astmatyczka z papierosem w ręku, z fatalnymi blond fryzurami. Bita przez nadużywającą alkoholu matkę, od której się potem wyrwała prosto w objęcia patologicznego męża.
W 2018 Allison Janney dostała Oscara i Złoty Glob za zagranie matki Tonyi w filmie "I, Tonya" ("Jestem najlepsza. Ja, Tonya" – taki był polski tytuł). – Gram w tym filmie brutalną sukę – opisywała Janney rolę LaVony Golden, okularnicy z papugą na ramieniu, groteskowo wulgarnej. Aktorka nie przeszarżowała, dokładnie taka jest LaVona Golden z filmu dokumentalnego o Tonyi, nakręconego w 1986, gdy Harding była piętnastoletnim łyżwiarskim cudem. W wielkich okularach, z papugą na ramieniu, bez emocji opowiada o tresowaniu Tonyi. – Co za suka – mówi córka w tym filmie, odkładając słuchawkę po rozmowie z matką.
Filmowa scena z "I, Tonya", w której wściekła matka rzuca nożem i trafia córkę w rękę, też jest prawdziwa. – Wiem, że się starała, ale nie była dobrą matką – mówiła niedawno Harding, która nie utrzymuje kontaktu z LaVoną Golden. – To matka nie ma żadnych zasług?- dopytywała dziennikarka ABC. – No ma zasługi. Jeśli ja bywam szmatą, to przynajmniej ludzie wiedzą po kim – odpowiedziała Harding.
Tak dorastała pierwsza Amerykanka, która ustała w zawodach potrójnego aksla. Maszyna do skoków, ulubienica dorastających amerykańskich dziewczyn, ale sponsorów i sędziów - już niekoniecznie. Oni chcieli kobiecości, a Tonya na prośby swojej trenerki o więcej kobiecości odpowiadała, żeby trenerka się waliła. Na mistrzostwa w 1994 w Detroit przyjechała, jak zapowiedziała, skopać parę dupsk. "Nienawidziłam słowa: kobiecość. Kojarzyło mi się z tamponem i podpaską" - wspominała po latach.
Od przełomu lat 80. i 90. rywalizowały z Kerrigan o to, kto będzie przyszłością amerykańskiego łyżwiarstwa figurowego. Nazwano to później rywalizacją Pięknej z Bestią, ale między nimi nie było otwartej wojny. Tylko dużo chłodu i zazdrości. W 1991 r., gdy Tonya jako pierwsza Amerykanka skoczyła z powodzeniem potrójnego aksla i w mistrzostwach USA (zdobyła złoto), i w mistrzostwach świata (srebro, Kerrigan brąz), wydawało się, że to ona ma świat u stóp.
Ale to Nancy okazała się bardziej wytrwała i zaczęła zgarniać Tonyi wszystko sprzed nosa. Medal igrzysk w 1992 roku (brązowy, Tonya zajęła czwarte miejsce), umowy sponsorskie, sławę. – Co będę ukrywać, stają mi te dolary przed oczami. Nancy już ich trochę widziała - mówiła Harding niedługo przed feralnymi mistrzostwami USA. Nancy to była Little Miss Perfect, momentami aż zbyt doskonała, irytowała tym Amerykanów. Ale nie dzieliła ludzi tak jak Harding, w której jedni widzieli biedną dziewczynę, krzywdzoną notami sędziów za atletyczny styl jazdy, brzydsze kostiumy i niedostatki urody, a inni wulgarną prostaczkę, która dawała dzieciom zły przykład, nie umiała przegrywać i sama ściągała na siebie kłopoty.
Tonya Harding była w mistrzostwach w Detroit w innej grupie treningowej i odpoczywała w hotelu, gdy w tamto popołudnie 6 stycznia Nancy Kerrigan zjeżdżała z lodu. Kerrigan zniknęła za ciemną kotarą, za nią zszedł do szatni operator, ale szybko wyłączył kamerę. I stracił szansę na najważniejsze ujęcie. Gdy kilkanaście sekund później swoją kamerę włączył operator lokalnej stacji Intersport z Chicago, Nancy Kerrigan leżała już na wykładzinie w korytarzu i wyła z bólu. – Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? …nie wiem czym... Jakimś twardym, czarnym kijem... Coś bardzo twardego. Pomóżcie mi! – te słowa i ujęcia Kerrigan ze łzami w oczach będą potem powtarzane w telewizjach całego świata.
Za chwilę ktoś wyniesie łyżwiarkę na rękach, a ochrona rzuci się w pościg za wysokim białym mężczyzną w skórzanej kurtce. To on po sesji treningowej wskoczył nagle między operatora kamery a Kerrigan i uderzył łyżwiarkę pałką w nogę. Miał bić tak, żeby Kerrigan wykluczyć nie tylko z mistrzostw USA, ale i z igrzysk w Lillehammer, do których zostało sześć tygodni. Potem uciekł wybijając szybę w hali, wskoczył do czekającego na niego samochodu i odjechał.
Wszystko działo się ledwie osiem miesięcy po ataku nożownika na tenisistkę Monikę Seles podczas turnieju w Niemczech, ale ochrona w hali w Detroit przepuściła w pobliże zawodniczek mężczyznę, który nie miał żadnej akredytacji. To były inne czasy w zabezpieczaniu wielkich imprez, a poza tym: kto się spodziewał brutalnego ataku podczas mistrzostw w łyżwiarstwie figurowym? To było tak prawdopodobne jak sceny seksu w "Domku na prerii".
Łyżwiarstwo figurowe to był świat dziecięcych marzeń, reklam Disneya i kakao, świat pluszowych miśków rzucanych na taflę. Próba okaleczenia najlepszej łyżwiarki Ameryki była szokiem. A w ujawnionych po kilku dniach nagraniach z narady spiskowców pojawiała się nawet wzmianka o morderstwie. Był też pomysł, żeby Kerrigan przeciąć nożem ścięgno Achillesa. Ale wynajęty do skrzywdzenia łyżwiarki Shane Stant, ledwie 22-letni chłopak, powiedział, że Achillesa nie przetnie, bo po tym Kerrigan już nigdy nie wróci do pełnej sprawności. Obiecał, że porządnie trafi w kolano. Dostał za to 6800 dolarów.
Na szczęście dla Kerrigan, Stant był tak samo nieudolny jak ochroniarze w hali. Nie trafił w rzepkę, mocno zbił mięsień ponad kolanem. Wykluczył Kerrigan z mistrzostw, ale po dziesięciu dniach mogła już wrócić do treningów. A gdy niedługo po ataku okazało się, że jej życiu i zdrowiu nic nie zagraża, zaczęły się oczywiste żarty: lepiej sprawdźcie, co wtedy robiła Tonya.
Żarty skończyły się pięć dni po ciosie pałką. Ktoś wysłał donos do lokalnego oddziału telewizji CBS: "Za atakiem stał mąż Tonyi – Jeff Gillooly". Śledczy z Portland dostali nagranie, z którego wynikało, że pośrednikiem w wynajmowaniu zamachowca Stanta był Shawn Eckhardt, kolejne w tej grupie spiskowców duże dziecko. Eckhardt uchodził za ochroniarza Tonyi. – Weźcie mnie nie rozśmieszajcie, on ochroniarzem? To był debil jakich mało – mówiła o nim po latach Harding w jednym ze wspomnieniowych wywiadów. Eckhardt miał ogromną nadwagę, manię prześladowczą, mieszkał jeszcze z mamą i gdy tylko poczuł kłopoty, wydał wszystkich policji.
Cały ten zamach był tak zaplanowany i przeprowadzony, jakby stali za nim "Głupi i głupszy". Przyznała to nawet Nancy Kerrigan. Opowiadała kilka lat temu "USA Today", że śmiała się czytając akta śledztwa, choćby fragment o tym jak zamachowcy realizowali plan A: przyjechali do niej do Massachusetts, by atak przeprowadzić w hali, w której zwykle trenowała. Ale zapomnieli pieniędzy, dokumentów i nie mogli się dostać do hali. Atak w Detroit, wśród dziennikarzy i kamer, to był ich plan B.
Zrobili z siebie pośmiewisko na całe Stany. Niedawny filmowy hit "I, Tonya" o życiu i karierze Harding i o zamachu na Kerrigan też jest zrobiony w śmieszno-strasznej konwencji. Ale wyroki sądowe były na serio. Mąż Tonyi dostał dwa lata więzienia i 100 tysięcy dolarów grzywny. Shawn Eckhardt półtora roku więzienia, wyrok skrócony potem za współpracę z policją. Shane Stant półtora roku więzienia. Derreck B. Smith, który zabrał go samochodem spod hali – półtora roku więzienia.
I wreszcie Tonya: jedyna która uniknęła więzienia. Dostała wyrok w zawieszeniu, 500 godzin prac społecznych, 160 tysięcy dolarów do zapłaty i nakaz zwrotu licencji amerykańskiej federacji łyżwiarskiej. Ona jako jedyna została ukarana nie za planowanie zamachu, ale za to, że nie poinformowała śledczych, gdy dowiedziała się, kto stał za tym atakiem. Nie udowodniono jej, że uczestniczyła w spisku, choć wiele na to wskazywało. Co do tego, że utrudniała prowadzenie śledztwa, nie było już żadnych wątpliwości. – W życiu Tonyi Harding linia dzieląca kłamstwo od prawdy jest zawsze rozmyta – mówił po latach śledczy, który prowadził tę sprawę. Tonya też dopiero po latach przypomni sobie, że może słyszała jakąś rozmowę męża i pozostałych, że "trzeba będzie kogoś wyeliminować z mistrzostw".
Gdy po mistrzostwach w 1994 wyszło na jaw, że za atakiem stali ludzie związani z Harding, rozpętało się medialne piekło. Poszły do kosza przygotowane wcześniej olimpijskie okładki z wracającym do rywalizacji Brianem Boitano. Dzień w dzień aż do igrzysk liczyły się tylko Tonya, Nancy, zamach i nowe szczegóły ze śledztwa.
Nawet dzisiaj, ponad ćwierć wieku po zamachu, ta historia nie przestaje fascynować. Tonya Harding, dziś po mężu Tonya Price, wchodziła do domu Wielkiego Brata w amerykańskiej wersji programu. Cztery temu tańczyła w "Tańcu z Gwiazdami", w edycji dla sportowców. A Nancy Kerrigan była w "Tańcu z Gwiazdami" jeszcze rok wcześniej. Uzbierało się przez te ćwierć wieku kilkanaście książek o sprawie Harding-Kerrigan, kilka filmów dokumentalnych, sztuki teatralne, musicale, rock opery, jedna sekstaśma, którą już po wyroku sprzedał mediom mąż Tonyi. I wspomniany hollywoodzki film z Margot Robbie w roli Tonyi. Powstało morze wywiadów do przeczytania i obejrzenia. Nawet pracownicy restauracji w Portland, w której śmietniku znaleziono zapiski będące dowodem w sprawie, udzielili w tygodniach po zamachu kilkudziesięciu wywiadów.
W tym śmietniku była m.in. koperta, na której pismem Tonyi Harding zanotowano adres hali treningowej Nancy Kerrigan w Massachusets i godziny jej treningów. To była najmocniejsza podpowiedź, że Harding była od początku wtajemniczona w spisek. Jej mąż zeznawał, że wiedziała wszystko. Była wściekła na sędziów za noty w zawodach w Japonii i bała się, czy w Detroit sytuacja się nie powtórzy. Ale nie udało się tego udowodnić w sali sądowej. Ona na jego oskarżenia odpowiadała swoimi oskarżeniami: zastraszał ją, bił, trzymał na muszce, zgwałcił, bała się zrobić cokolwiek. Byli już wtedy rozwiedzeni, on miał nawet sądowy zakaz zbliżania się do niej, ale i tak mieszkali razem. Co więcej, Jeff był menedżerem Tonyi.
Wszystko to było tak pokręcone, że wymykało się śledczym. Nawet w filmie "I, Tonya", ćwierć wieku po tamtych wydarzeniach, reżyser zaznacza w napisach początkowych: to jest opowieść oparta na wykluczających się wzajemnie wywiadach z Tonyą i jej mężem. A w styczniu i lutym 1994 była znana tylko mała część tego, co wiemy teraz. W mediach trwało linczowanie Harding, ale dowody były zbyt słabe nawet na to, by odsunąć ją od igrzysk w Lillehammer. Amerykański Komitet Olimpijski chciał to zrobić, ale prawnicy Harding zagrozili, że jeśli ten werdykt zostanie obalony, pozwą komitet o 25 mln dolarów odszkodowania. Działacze ustąpili, nie mieli pewności, jak skończy się proces zaplanowany na po igrzyskach.
Gdy pierwszy raz Harding i Kerrigan wyszły na trening w olimpijskiej hali w Lillehammer, na trybunach było 700 dziennikarzy. Wysłannik "Sports Illustrated" obliczył, że panie podczas treningu zbliżyły się do siebie na maksymalnie 31 cali. Zanim tydzień później wyjechały na lód do walki o medale, była już w sklepach pierwsza biografia Harding, "Fire on Ice".
Nancy Kerrigan zdobyła w Lillehammer srebrny medal po programie życia. Przegrała tylko z nastoletnią Oksaną Bajul z Ukrainy. Harding zajęła ósme miejsce. W programie dowolnym pękła jej sznurówka, dostała zgodę na rozpoczęcie programu od nowa, ale to były igrzyska jej klęski. Kerrigan mimo srebra chciała uciec z Lillehammer jak najszybciej. wyjechała przed ceremonią zamknięcia. Jedni mówili, że zapłacił jej za to Disney, żeby pojawiła się jak najszybciej na paradzie w Disneylandzie. Ona po latach opowiadała, że do szybkiego wyjazdu namówił ją sam król Norwegii, przekazując jej pogłoski, że może nie być w Lillehammer bezpieczna. Podczas wspomnianej parady w Disneylandzie nagrano, jak rozdrażniona Kerrigan mówi, że to wszystko jest głupie i staromodne. Podczas dekoracji w Lillehammer też została podsłuchana, jak złości się na spóźnioną Bajul ("Makijaż poprawia? I tak się zaraz popłacze, to co za różnica?"). Dopiero po latach Kerrigan opowie o psychicznym piekle, jakim były te miesiące, o stracie wagi, początkach anoreksji. W gazetach pełno było o jej triumfie: Piękna pokonała Bestię. Śnieżka pobiła karła. I tak dalej.
Ale Kerrigan po olimpijskim sezonie zakończy karierę. Harding też, ale ona pod przymusem. Dwa tygodnie po igrzyskach Harding musiała przyznać się do winy w sprawie o utrudnianie śledztwa. Została wycofana z mistrzostw świata, dożywotnio zdyskwalifikowana, do tego doszedł dożywotni zakaz bycia trenerką. Miała być opowieść o zwycięstwie wbrew wszystkim i wszystkiemu. Wyszła opowieść o zmarnowanym talencie i o gwieździe, która stała się zakałą Portland i pośmiewiskiem całej Ameryki.
Musiała się chwytać najróżniejszych prac, by zarobić na życie. Podrzucano jej szczury do skrzynki na listy i ekskrementy na wycieraczkę. Mężczyźni pokazywali jej na światłach przez szybę samochodu, do jakiej czynności seksualnej się ewentualnie nadaje. – Byłam kochana przez minutę. Potem byłam nienawidzona. Byłam szyderstwem. Byłam znów ofiarą, jak w dzieciństwie. Ale tym razem już waszą ofiarą – mówi w filmie "I, Tonya" Margot Robbie w monologu do kamery. Byłam waszą ofiarą. Mediów, kibiców, opinii publicznej.
To jest zmiana, która nastąpiła z czasem w tych wszystkich lepszych i gorszych dziełach poświęconych Harding i jej losom. Im więcej lat minęło od ataku na Kerrigan, tym mniej w historii tych dwóch łyżwiarek było miejsca dla skrzywdzonej Nancy, a więcej dla szukania niuansów w historii Tonyi. Coraz więcej współczucia dla niej. Tu już nie ma dawnego zderzenia dobrej ze złą. Jest Tonya, skrzywdzona przez matkę, przez stosunki społeczne. Twarz wykluczonej części białej Ameryki. "Biały śmieć", jak sama o sobie często mówiła. Z opuszczoną kiedyś Harding zaczęły się utożsamiać i niektóre feministki, i wyborcy Donalda Trumpa (ona sama do nich należała), obrońcy pokrzywdzonych, wykluczonych, obrońcy dawnej Ameryki, wrogowie dawnej Ameryki. Pełen wachlarz.
– To jest historia o klasach w Ameryce. O wykluczonych, o kobiecie, której nie pozwalano być sobą, o postrzeganiu prawdy w mediach – mówiła Allison Janney odbierając Złoty Glob za rolę LaVony Golden. Przed galą Margot Robbie stała na ściankach pod ramię z Tonyą. Zaprzyjaźniły się podczas pracy nad filmem, podobnie jak Janney z Tonyą. Obie aktorki unikają odpowiedzi na pytanie o ocenę roli Tonyi w ataku na Kerrigan. Robbie przyznaje, że zaczęła czytać akta sprawy, ale się w tym pogubiła. A to, czy Tonya była wtajemniczona, czy nie, "nie jest takie interesujące".
Ale dla wielu osób jednak dalej jest. A śledczy, którzy prowadzili tę sprawę, przypominają, że Harding nie jest tu tylko pokrzywdzoną przez los i męża, jak wielu chciałoby dziś wierzyć. Sandra Luckow, koleżanka Tonyi z jednej grupy treningowej, autorka wspomnianego filmu dokumentalnego z 1986 roku, "Sharp Edges", mówi, że historia Tonyi to jest opowieść o szansach zmarnowanych przez nią samą, o odtrąconej pomocy. Było wokół Tonyi od wczesnego dzieciństwa wielu dobrych ludzi – przypomina Luckow – którzy pomagali jak umieli, ale Harding zawsze wcześniej czy później ich odrzucała, bo wiedziała lepiej.
- Film o jej karierze to mógł być łyżwiarski "Rocky", amerykański sen – mówi Luckow. Ich trenerka Diane Rawlinson opowiada w tym starym filmie, że to już jest wielka historia. - Tonya na łyżwach wyjeżdża z rynsztoku, ona mieszka w okropnych warunkach. Nikt i nic jej nie prowadzi przez życie. Gdyby nie łyżwy, to niczego by już w tym życiu nie było – mówi o dziewczynie, która jako piętnastolatka pierwszy raz startowała w seniorskich mistrzostwach USA. Ale nie była jak "Rocky", prędzej jak Mike Tyson, geniusz samorodek, którego napędzała nienawiść do świata. Tonya warczała na wszystkich, odrzucała rady. Jeśli ktoś chciał z niej robić lady na łyżwach, to ona po występach demonstracyjnie wycierała nos dłonią. I dalej szła przez życie przekonana, że wszyscy się na nią uwzięli.
- Widziałam, jak ludzie z Portland wspierali ją od samego początku i jak ona im mówiła, żeby się tym wszystkim udławili – mówi Sandra Luckow w wywiadzie dla "Willammette Week". – Odrzucenie w środowisku łyżwiarskim? Raz może widziałam, żeby dostała zaniżone noty. Tonya jest niezdolna do analizowania własnych błędów. Do przyznania się do nich też nie – mówi Luckow. Jej zdaniem Tonya sama zaprzepaściła talent, bo po wielkim roku 1991 przestała ciężko pracować i już nie powtórzyła potrójnego aksla w wielkich zawodach. Zlekceważyła przygotowanie do igrzysk w Albertville w 1992 r., zapłaciła za nieuwagę kontuzją na treningu, została bez medalu. Sama utorowała Kerrigan drogę do sukcesów i sponsorskich umów. Ale oczywiście była przekonana, że w Albertville przegrała przez krzywe płozy.
Zmiana rytmu rozgrywania zimowych igrzysk - MKOl przyspieszył je o dwa lata, wyznaczając następne na 1994 r., by odejść od zasady rozgrywania w jednym roku zimowych i letnich – był dla niej darem od losu. Ale i ten koncertowo zmarnowała. Krzywe płozy, pęknięte sznurówki, źli sędziowie, toksyczna matka. – Mąż idiota – dodaje Harding. - Moim największym problemem życiowym było to, że na pierwszego męża trafił mi się idiota – tłumaczy. Jedyna osoba, która kochała ją bezwarunkowo, czyli ojciec, Al Harding, został pogoniony przez matkę – był jej czwartym mężem – i pozostały im sporadyczne kontakty. Gdzie nie spojrzeć, los się na nią uwziął.
Tak jakby Nancy Kerrigan los dał wszystko na tacy. Była córką spawacza, który tak jak matka Harding, łapał po trzy prace naraz, żeby opłacić lodowisko i trenerkę dla córki. Mama Nancy, Brenda, jest niewidoma. Ojciec zmarł w 2010 roku w dramatycznych okolicznościach: na atak serca, po tym jak syn rzucił się na niego podczas rodzinnej kłótni. Brat Nancy, Mike, trafił za to do więzienia, oskarżony o przyczynienie się do śmierci. Nancy zawsze go broniła, mówiąc że ojciec zmarł na atak serca i oskarżenia są absurdalne.
Nancy ma tego samego od lat męża, swojego byłego menedżera Jerry'ego Salomona. Doczekała się z nim trójki dzieci, choć podczas wieloletnich starań aż sześciokrotnie poroniła. Jest ekspertką TV podczas igrzysk, przyjmuje czasem zaproszenia do różnych show, radziła, jak się mądrze odchudzać i wygląda tak, jakby czas się dla niej zatrzymał dawno temu.
Tonya Harding też w końcu znalazła równowagę w życiu. Jak mówi, Bóg jej zesłał Joe Price'a, za którego wyszła, urodziła mu syna i który nauczył ją, czym jest szczęście w małżeństwie. Zanim go spotkała, była jeszcze dwa razy aresztowana, raz za jazdę po pijanemu. Próbowała popełnić samobójstwo. Próbowała znaleźć jakiś sposób na życie, który da jej spełnienie i pieniądze. Próbowała nawet kariery bokserskiej, zaczynając od "Celebrity Boxing" w telewizji Fox. Pracowała w branży budowlanej i samochodowej. Była komentatorką show o najgłupszych przestępcach. W "Tańcu z Gwiazdami" zaszła o wiele dalej niż Nancy Kerrigan, której widzowie podziękowali już po kilku odcinkach. Kerrigan zawsze była księżniczką, której trudno nawiązać bliższy kontakt z ludem. Ona się nigdy nie spoufalała, nie próbowała przypodobać.
Pytania o Tonyę Harding i jej rolę w przygotowaniu ataku też ucina krótkimi zdaniami. Przypomina, że nigdy nie usłyszała takich naprawdę szczerych przeprosin. Mimo że w 1998 r. telewizja Fox posadziła je naprzeciw siebie w fotelach, żeby je pogodzić. Ale skrucha Harding była mocno nieprzekonująca. Nancy Kerrigan odmówiła współpracy przy filmie "I, Tonya", nie chce wypowiadać się na jego temat. Nie chciała go nawet oglądać. Przypomina tylko na wszelki wypadek tym, którzy mogli zapomnieć:
- To ja byłam ofiarą.
Korzystałem z archiwum m.in. Washington Post, New York Times, USA Today i ABC News.