Kibice zdziwieni, jak często pada "Łukasz Kruczek". Dostał bardzo trudne zadanie na prośbę Thurnbichlera

Piotr Majchrzak
Wielu kibiców było zaskoczonych rolą Łukasza Kruczka w czwartkowym konkursie mistrzostw Polski. Były trener kadry skoczków i skoczkiń wcielił się w rolę, którą w Pucharze Świata pełni często krytykowany Borek Sedlak. Okazuje się, że był to nietypowy, ale bardzo trafiony pomysł Thomasa Thurnbichlera - nowego trenera kadry A.

Kibice skoków narciarskich, którzy w czwartkowe popołudnie oglądali zawody mistrzostw Polski w skokach mogli być bardzo zdziwieni, jak często pada nazwisko - Łukasz Kruczek. Były trener kadry A mężczyzn i kobiet dostał bardzo trudne i dość nietypowe dla siebie zadanie. Kruczek, który obecnie pełni w PZN rolę trenera-koordynatora w skokach narciarskich został poproszony o przejęcie roli, którą np. w zawodach Pucharu Świata przez lata pełnił legendarny Miran Tepes, a od kilku lat na tym stanowisku oglądamy Czecha Borka Sedlaka. Łukasz Kruczek był więc odpowiedzialny m.in. za startowanie skoczków i nie był to żaden przypadek. 

Zobacz wideo Slatnar przeprowadził rewolucję w świecie skoków. Kulisy pracy producenta słynnych płaskich nart

Thurnbichler chciał odpowiedzialnej roli dla Łukasza Kruczka

Już po zawodach Pucharu Świata w Engelbergu stało się jasne, że czwartkowe zawody mistrzostw Polski mogą być rozegrane w bardzo trudnych warunkach. Trener kadry A Thomas Thurnbichler nie chciał więc ryzykować i jak słyszymy, chciał, by to właśnie konkretnie Kruczek był odpowiedzialny za prowadzenie zawodów mistrzostw Polski. 

- Zadaniem na tym stanowisku jest dbanie, by zawody zostały przeprowadzone w miarę sprawiedliwych warunkach, ale także dlatego, żeby to było bezpieczne. Taka była sugestia od trenerów, by na tym stanowisku znalazł się ktoś, kto jest na bieżąco ze skokami. Poza tym ja akurat dosyć dobrze znam te skocznie. A tutaj ważna jest kwestia przewidywania tego, co się może wydarzyć. Prowadzenie tych zawodów wymagało cierpliwości, nie było to łatwe zadanie. Ale nie było też skrajnie trudne. To była kwestia kontaktów z telewizją, pilnowania czasu, wiatru. Czyli dokładnie to, co robi Borek - odpowiada nam Łukasz Kruczek. 

Wiadomo było, że czwartkowy konkurs mistrzostw Polski będzie bardzo trudny dla jury z dwóch względów. Po pierwsze, chodzi oczywiście o mocny i kręcący wiatr, a drugą kwestią jest konieczność częstego dobierania belek startowych pod konkretnych zawodników. W MP poziom skoczków jest mocno zróżnicowany, dlatego trzeba odpowiednio wyważyć momenty, w których należy obniżać rozbieg.

W Pucharze Świata by to nie przeszło, ale cel był inny

Chociaż konkurs mistrzostw Polski był niezwykle długi, bo zaczął się o godzinie 17:00, a skończył o 19:17, to trudno powiedzieć, by wielu skoczków było poszkodowanych złymi warunkami. Ba, czasem Łukasz Kruczek czekał bardzo długo na zapalenie zielonego światła, by zawodnicy mieli wyrównane szanse. Gdybyśmy takie prowadzenie odnieśli do warunków Pucharu Świata, to byłoby to mało możliwe, bo tam FIS dba o to, by zawody kończyły się w maksymalnie 2 godziny, a docelowe jest 1,5h.

W przypadku mistrzostw Polski nadrzędnym celem było to, by wszyscy wyjechali z Wisły zdrowi. I to się udało. Z całej stawki o największym pechu może mówić właściwie tylko Andrzej Stękała, który w pierwszej serii musiał skakać przy mocnym wietrze w plecy. I to pewnie wpłynęło na słaby wynik. Na przeciwnym biegunie znalazł się za to Kamil Stoch, któremu w pierwszej serii mocno podwiało już na dole skoczni i tu jedyny raz serce Kruczka mogło nieco zadrżeć. 

Stoch poleciał na 138 metrów (czyli zaledwie 1,5 metra mniej niż wynosi rekord skoczni). Skoczek nie chciał lądować telemarkiem i dla bezpieczeństwa lądował na dwie nogi z lekkim przysiadem. Choć jak sam mówił po konkursie, mógł pociągnąć jeszcze dwa metry, by pobić rekord skoczni. 

- Jak zawodnik jest na tej skoczni nad 70-80 metrem, to można szacować, jak będzie to długi skok. Ja się spodziewałem, że będzie to lot w okolice rozmiaru skoczni, czyli na 134 metry. Natomiast na samym dole zrobiły się jeszcze lepsze warunki, które nie są przewidywalne, bo tam na dole nie ma już żadnych czujników, które mogą nam powiedzieć, jak wygląda wiatr. Trzeba wtedy działać nieco "na nos". Ruchomego powietrza nie widać, chyba że jest akurat mgła. Ale teraz jej nie było. Więc to był trochę zbieg okoliczności, bo skok też był bardzo dobry - tłumaczy Kruczek. 

FIS czai się na Kruczka. Jest deklaracja trenera

Gdy w 2016 roku Miran Tepes żegnał się z funkcją asystenta dyrektora Pucharu Świata na giełdzie następców pojawiło m.in właśnie nazwisko Polaka. W FIS-ie wszyscy doskonale wiedzą, że Kruczek jest olbrzymim fanem analiz, ma bardzo dużą wiedzę techniczną o skoczniach i potrafi argumentować swoje stanowisko. Ba, według naszych informacji to właśnie Łukasz Kruczek odkrył, że gdy w 2018 roku Stefan Hula oddawał kluczowy skok decydujący o medalu na skoczni w Pjongczangu, to system prawdopodobnie policzył Huli podmuch, który zdarzył się kilka sekund... po wylądowaniu. I nie było nic dziwnego w tym, że Hula wiatru pod narty nie czuł. Ostatecznie Polak skończył z dużym minusem punktowym za dobry wiatr, którego de facto nie było. Ale najgorsze, że skończył również bez medalu IO.

Zapytaliśmy Kruczka, czy widziałby się w tej roli w przyszłości w FIS-ie. Odpowiada bez wahania. - Nie, dla mnie to jest kwestia jakiejś okazyjnej pomocy. Przede wszystkim czuje się trenerem i stawiam to na pierwszej linii. 

I dodaje: - Wiadomo, to nie był mój debiut w tej roli, bo prowadziłem już Letni Puchar Kontynentalny w Wiśle Malince dwa lata temu. Miałem też świąteczny konkurs w Zakopanem kilka lat temu. Nie był to mój debiut, ale nie jest to też stanowisko, na którym często pracuje - dodaje Kruczek. 

Łukasz Kruczek od kilku lat ma uprawnienia delegata technicznego FIS-u, co uprawnia go np. do pełnienia tej funkcji w najważniejszych zawodach w skokach. Przed sezonem 2022/2023 FIS sondował również opcje zatrudnienia Łukasza Kruczka w roli kontrolera sprzętu, ale Polak nie zdecydował się na przejęcie trudnej roli po Mice Jukkarze. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.