Słoweński talent na zakazanych nartach. Wykluczenie przez 2 mm. Polak też zdyskwalifikowany

Jakub Balcerski
Słoweniec Maksim Bartolj zajął czwarte miejsce w konkursie cyklu FIS Cup w skokach narciarskich rozgrywanym we Frensztacie nad Radhostem. Z dobrego wyniku cieszył się jednak tylko chwilę. Ostatecznie zdyskwalifikowano go za nieregulaminowe narty. Okazało się, że wystartował w zakazanym modelu nart Petera Slatnara.

Do nietypowej sytuacji doszło podczas pierwszego w letnim sezonie weekendu zawodów cyklu FIS Cup. Dwa konkursy indywidualne zostały rozegrane na skoczni imienia Jiriego Raski w piątek i sobotę. W pierwszym z nich Maksim Bartolj zajął dziewiąte miejsce. W sobotę poszło mu zdecydowanie lepiej i miał czwarty wynik spośród wszystkich 60 zawodników, ale po zakończeniu konkursu został zdyskwalifikowany. 

Zobacz wideo Iga Świątek oceniła swoją najmocniejszą stronę [Wypowiedź z 2018 roku]

Dyskwalifikacja za płaskie narty. Bartolj stracił czwarte miejsce

W protokole zawodów jako przyczynę pozbawienia Bartolja świetnego wyniku we Frensztacie podano naruszenie zasady SCE1. W przepisach Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) to jednak ogólna zasada dotycząca nart - pomiaru ich szerokości, długości, ale także choćby głębokości zakrzywienia. Ten ostatni przepis to nowość i pokłosie zakazania po zakończeniu zeszłego sezonu rewolucyjnych płaskich nart słoweńskiego producenta Petera Slatnara. I to właśnie w nich w ten weekend skakał Bartolj.

W związku z tym kontroler sprzętu FIS na zawodach Pucharu Świata, Christian Kathol, obecny we Frensztacie, musiał zdyskwalifikować Bartolja. - To nic przyjemnego w przypadku jakiegokolwiek skoczka. Promień narty Maksima był jednak zdecydowanie za duży. Głębokość zakrzywienia, która pomaga nam to zmierzyć, wynosiła 1,38 mm, podczas gdy w przepisach dozwolona wartość to co najmniej 3,5 mm - przekazał nam Kathol. 

Nieco ponad 2 mm - wydaje się, że to niedużo. Jednak tłumaczenie Kathola jasno wskazuje, że Bartolj użył narty, której głębokość zakrzywienia przekładała się na bardzo długi promień. Musiał mieć około 1000 milimetrów. Tyle wynosił on właśnie w "ekstremalnie płaskim" wariancie rewolucyjnego modelu nart Slatnara. Ten dozwolony - "półpłaski" - ma o połowę mniejszy promień, a w przepisach dopuszcza się taki o długości 512 milimetrów. - Całkiem możliwe, że Bartolj do tej pory nie zmienił po prostu nart po zimie. To się może zdarzać w przypadku kilku zawodników korzystających z naszych nart. Staramy się jednak zawsze pilnować, żeby u każdego pojawiał się jedynie ten dopuszczany przez FIS model - przekazał nam Peter Slatnar, twórca płaskich nart.

Bartolj przyznaje się do błędu. "Nie byłem świadomy"

- Cholerne dwa milimetry - mówi w rozmowie ze Sport.pl po konkursie rozczarowany Maksim Bartolj. Ma prawo być wściekły: wynik z Frenstatu byłby dla niego jednym z najlepszych w karierze. Do tej pory trzykrotnie był drugi w zimowej edycji FIS Cupu. Słoweniec to także złoty medalista zimowego olimpijskiego festiwalu młodzieży Europy w Vuokatti i srebrny medalista mistrzostw świata juniorów w Zakopanem. Oba krążki wywalczył w konkursach mikstów. W tym sezonie jest członkiem słoweńskiej kadry B.

Okazuje się, że skoczek wiedział o problemie ze swoimi nartami, ale zorientował się już po przyjeździe do Frensztatu. - To mój błąd. Do tej pory nie byłem świadomy, że wiosną zmieniły się przepisy i jednocześnie zakazano nart, na których skakałem zimą. FIS nie pozwala już jednak korzystać z "ekstremalnie płaskiego" wariantu nart Slatnara, a ja przekonałem się o tym na własnej skórze. Gdy ze sztabem zorientowaliśmy się, że mam niewłaściwe narty, było już za późno, żeby cokolwiek zrobić. Skakałem w nich przez ten weekend, a w razie kontroli miałem nadzieję, że pomiar wyjdzie zgodny z zasadami, bo wiedziałem tylko, że nie są całkowicie płaskie. Zabrakło jednak tych dwóch milimetrów. W Szczyrku będę już jednak skakał w odpowiednim modelu - zapewnił Bartolj. 

Słoweniec skakał w nieregulaminowym sprzęcie cały weekend. Dlatego przepisy FIS-u nie są idealne

Przypadek młodego Słoweńca pokazuje, że przepisy dotyczące stosowania nieregulaminowego sprzętu nadal nie są idealne. Nie chodzi o samą kontrolę, a fakt, że nastąpiła dopiero po ostatniej serii całego weekendu. Zdyskwalifikowano go tylko z wyników drugiej serii sobotniego konkursu, choć w piątek skakał przecież na tym samym niedozwolonym modelu nart. 

Oczywiście trudno mieć tu pretensje do Christiana Kathola, bo procedura kontroli sprzętu FIS przewiduje wyrywkową kontrolę losowo wybranych zawodników, lub dodatkowe kontrole w przypadku wykrycia nieprzepisowego sprzętu. Zakazany model nart nie tak łatwo jednak zauważyć, a kontrola Bartolja po prostu wypadła na niedzielę. Gdyby FIS zdecydował się na kontrole sprzętu przed całym weekendem zawodów, można byłoby takiej sytuacji uniknąć. Takiej decyzji trudno jednak spodziewać się w najbliższym czasie.

Kathol zdyskwalifikował też Polaka. Przyczyną kombinezon

Sobotni konkurs we Frensztacie wygrał Austriak Janni Reisenauer. Wyprzedził rodaka Mikę Schwanna i Niemca Erika Fuchsa, który wygrał w piątek.

W pierwszym konkursie na skoczni imienia Jiriego Raski punktowało tylko dwóch Polaków (18. Marcin Wróbel i 26. Szymon Jojko), ale o wiele lepszy wynik kadra juniorów trenera Daniela Kwiatkowskiego osiągnęła w sobotę. W najlepszej "30" znalazło się pięciu Polaków, a w tym szósty Klemens Joniak, dla którego to najlepszy wynik w karierze. Poza nim byli to jeszcze dwunasty Marcin Wróbel, czternasty Adam Niżnik, szesnasty Szymon Jojko, i 28. Szymon Zapotoczny.

W sobotę zdyskwalifikowany został nie tylko Maksim Bartolj. Christian Kathol po pierwszej serii dopatrzył się nieregulaminowego sprzętu jeszcze u trzech zawodników, w tym Polaka, Wiktora Szozdy. Austriak przekazał Sport.pl, że w przypadku skoczka z Wisły chodziło o pomiar kombinezonu na wysokości pasa. Okazało się, że strój był nieco za duży.

A skąd w ogóle na zawodach FIS Cupu pojawił się nowy kontroler sprzętu w Pucharze Świata? Kathol zdecydował się wdrożyć do nowej roli swojego następcę, Szwajcara Huberta Mathisa, byłego dyrektora Pucharu Świata w Engelbergu. W "trzeciej lidze" skoków dyrektor cyklu jest jednocześnie kontrolerem sprzętu. Kathol to poprzedni koordynator FIS Cupu. Zdecydował, że jego ostatnimi konkursami w tej roli będą zawody w Szczyrku, które zaplanowano na dni 20-21 sierpnia.

Więcej o:
Copyright © Agora SA