Po sobotnich zawodach w Willingen wszyscy liczyli na nieco bardziej sprawiedliwe warunki. Nic jednak bardziej mylnego - ze względu na silny wiatr odwołano prolog, aby można było przeprowadzić zawody kobiet. Zawody udało się jednak rozpocząć punktualnie o 15:15, choć z rozmowy Sandro Pertille i Borka Sedlaka (dyrektora Pucharu Świata i jego asystenta) przed zawodami wynikało, że wiatr może znacząco wpływać na przebieg rywalizacji.
I nie da się ukryć, że wiatr miał znaczący wpływ na końcowe wyniki zawodów. Wystarczy podkreślić, że po pierwszej serii sensacyjnym liderem był Cene Prevc, który do tej pory nigdy nie stał nawet na podium konkursu Pucharu Świata. Wyprzedzał Daikiego Ito i Markusa Eisenbichlera, którzy trafili na świetne warunki w pierwszej serii i znakomicie je wykorzystali.
W drugiej serii czołówka trafiła na znacznie trudniejsze warunki. Przez to Niemiec i Japończyk znacząco spadli w klasyfikacji zawodów. Znacznie więcej szczęścia miał Cene Prevc, który po skoku na 133,5 metra nadal mógł liczyć na miejsce w czołówce. Ostatecznie zajął 3. miejsce, wyprzedzając zaledwie o 0,9 punktu Ryoyu Kobayashiego.
Niewiele jednak brakowało, aby norweski sędzia wpłynął na końcowy rezultat Słoweńca. Geir Steinar Loeng ocenił drugi skok Prevca na 16,5, choć nie popełnił on żadnego drastycznego błędu w locie i przy lądowaniu. Pozostali sędziowie ocenili jego próbę jednak na 17,5 i 18 punktów, więc nie miała ona wpływu na końcowy wynik. Dlaczego Norweg ocenił tak nisko Słoweńca? Można się tylko domyślać, choć warto zwrócić uwagę, że Cene był jedynym skoczkiem, który mógł jeszcze odebrać zwycięstwo... Mariusowi Lindvikowi, czyli Norwegowi.
Tym samym Cene Prevc stanął w swojej karierze po raz pierwszy na podium Pucharu Świata. I jest to podium szczególne - Cene został tym samym trzecim z braci Prevc, który stanął na podium zawodów, po Peterze i Domenie.