Otwarta wojna w skokach. FIS-owi grozi kompromitacja. "Protesty będą się sypać"

Piotr Majchrzak
Po dyskwalifikacji Polaków w Willingen aż huczy w świecie skoków narciarskich. FIS sam zapędził się w kozi róg, a na igrzyskach może dojść do kompromitacji skoków narciarskich, o jakiej świat nie słyszał. W skokach rozpoczęła się otwarta wojna związana ze sprzętem. Kadry zbierają na siebie haki, kolekcjonują zdjęcia i nie zawahają się ich użyć. A władze skoków musi zacząć myśleć samodzielnie, zanim będzie za późno. I to nie chodzi już nawet o Polaków, a o całą dyscyplinę.

Cały świat skoków narciarskich zawrzał po sobotniej dyskwalifikacji Piotra Żyły i Stefana Huli w Willingen. Dyskwalifikacji, która pojawia się niezwykle rzadko, bo chodzi o buty. Polska firma, która dostarcza buty skokowe naszym skoczkom, pracowała nad pewnymi zmianami od dłuższego czasu. Choć jak sama podkreśla, nie są to nowe modele butów, a usprawnienia. Zmiany wyglądają na duże (patrząc gołym okiem), ale ich największą zaleta jest to, że skoczkowie bardzo dobrze się w nich czują i zaufali temu sprzętowi. Buty testowano już na treningach w Zakopanem i kilku skoczków było nimi zachwyconych. Między innymi Piotr Żyła, choć de facto jemu najtrudniej jest się na nie przestawić. 

Zobacz wideo

Polacy doprowadzili rywali do białej-gorączki

W Pucharze Świata biało-czerwoni pokazali je w Willingen i od razu doprowadzili rywali do białej gorączki. Dołujący w tym sezonie Polacy nagle zaczęli wygrywać treningi, a w prologu skakaliśmy rewelacyjnie. Choć powiedzmy sobie szczerze, bez poprawy techniki i powrotu świeżości tak dalekich skoków by nie było. Rywale to jednak zauważyli i sprzęt Polaków był głównym tematem piątkowego wieczoru. Mówili o tym Niemcy, mówili Norwegowie, mówili też Austriacy. Zaczęło się szukanie słabego punktu, w który będzie można uderzyć. Tak by zgasić zapędy odradzającej się polskiej kadry. I taki punkt znaleziono. - Stefan Horngacher się wściekł, że wyciągnęliśmy nowy sprzęt tuż przed igrzyskami. Wpłacił odpowiednio dużo franków i złożył oficjalny protest na buty naszych skoczków. Uznał, że są nowe. Chyba poskarżył się też na nasze narty i kombinezony - mówił w rozmowie ze Sport.pl Jan Winkiel, sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego. I trudno się dziwić, bo pierwszy raz w tym sezonie to Polacy wyznaczyli trend. Również ich nowe, limonkowe kombinezony były obiektem zazdrości. I jak znamy świat skoków, to jesteśmy pewni, że już po drugim piątkowym treningu inne ekipy dzwoniły po producentach kombinezonów, by zamówić takie same. Ale czy im się uda? Często nawet podobna belka materiału ma zupełnie inne właściwości. 

O co chodzi z butami Polaków? 

Czy nasze nowe buty są nieprzepisowe? Otóż są przepisowe. - Zostały zrobione zgodnie ze wszystkimi przepisami FIS-u - słyszymy z kadry. Jaki jest więc problem zgłoszony przez Niemców? Niemcy zauważają, że "tak duża zmiana" powinna być zgłoszona przed majem. Mówi o tym przepis 222.4 z "the International Ski Competition Rules". Mówi o tym, że nowe rozwiązania powinny zostać zatwierdzone do 1 maja. Czyli w tym przypadku do maja 2021 roku. Mamy tutaj jednak potężny interpretacyjny pat.

Z reguły zatwierdza się naprawdę duże, przełomowe zmiany w sprzęcie. Żadna reprezentacja nie zatwierdza zaś drobnych zmian i modyfikacji, bo tak naprawdę zakwestionować można by wszystko. Ba, nawet gdy buty Nagaba były wprowadzane na rynek dwa lata temu, to nikt nie wymagał ich rejestracji! Były zrobione zgodnie z przepisami, więc mogły być używane! Przykładowo, sami jesteśmy ciekawi, czy Niemcy zatwierdzali modyfikację kasku z osłonkami na policzki, w których skakał Karl Geiger. Czy Niemcy zatwierdzali modyfikację butów Rass, które w tym sezonie są inaczej wiązane. Czy Norwegowie zatwierdzali modyfikacje w strukturach nart, które pozwalają osiągać kapitalne prędkości przy padającym deszczu? Przykładów można mnożyć i słyszymy, że każda reprezentacja ma w swoim arsenale coś, co nie było zatwierdzone. 

Co przepisy mówią o butach? 

Przepisy dotyczące butów są chyba najmniej rygorystyczne ze wszystkich. FIS mówi, ze rozmiar i kształt buta muszą odpowiadać formie stopy. FIS nie pozwala na przekształcanie butów w celu uzyskania większej i lepszej aerodynamiki. Jasne jest również to, że podeszwa buta nie może przekraczać 45 mm grubości. Ważny jest również rozmiar, bo wewnętrzna podeszwa buta nie może przekraczać długości stopy plus dwa centymetry luzu. Buty muszą mieć tę samą grubość po obu stronach.

Gdyby nie protest, nie byłoby dyskwalifikacji

Najważniejszą informacją po dyskwalifikacjach Polaków jest to, co płynie od kontrolera sprzętu Miki Jukkary. Twierdzi on, że po oficjalnym proteście ze strony Niemców (ci wnieśli go do FIS-u opłacając przepisowe 100 franków - od jednego protestu) kontroler musiał dokładnie zbadać polskie buty i znalazł nieprawidłowości. Początkowo Mika Jukkara był skłonny wyrzucić nawet wszystkich biało-czerwonych, ale chwile potem się zreflektował i dyskwalifikacja spotkała tylko dwóch naszych skoczków. Co już budzi pewien niepokój, bo skoro np. Kamil Stoch też ich używał, to dlaczego jego przywrócono? To jednak nasze buty były legalne, częściowo nielegalne czy nielegalne w takim stopniu, w jakim nie podobały się Horngacherowi?

Coraz więcej kibiców zauważa to, co w środowisku skoków mówi się od dawna. Mianowicie to, że FIS ugina się pod naporem i krzykiem niektórych trenerów. Z kolei kontroler sprzętu dyskwalifikuje często dopiero po jakimś donosie. Tak było z Polakami na początku sezonu - pojawił się donos, że mamy za duże kombinezony. Tak było z Niemcami po Turnieju Czterech Skoczni, gdy cały świat skoków huczał na temat zbyt dużego kombinezonu Markusa Eisenbichlera. Tak jest teraz z butami Polaków. Niestety, to tylko pokazuje, jak śmieszne stają się skoki narciarskie. A jeśli dodamy do tego brak decyzyjności ws. przeprowadzania zawodów w trudnych warunkach, to mamy obraz skoków narciarskich, które kompromitują się na każdym kroku. Bo teraz wygląda to tak, że dyrektorzy skoków boją się podejmowania trudnych decyzji, za które trzeba brać odpowiedzialność. 

FIS-owi grozi PR-owa kompromitacja na igrzyskach

Po sobotnich decyzjach z dyskwalifikacjami Polaków FIS może mieć potężny problem na igrzyskach. Każda reprezentacja używa czegoś nowego, co nie jest zatwierdzone przed majem. Do tego słychać też o innych naciągnięciach regulaminu (plotki o niemieckim sprzęcie aż huczą). Można się spodziewać, że jak ktoś znajdzie się tuż za podium, to nagle zaczną się sypać oficjalne protesty. Poparte dowodami i rozstrzygnięciami z ostatnich tygodni. Bo skoro wymazano wyniki Polaków za niezgłoszony do maja sprzęt, to dlaczego nie można tego zrobić z innymi ekipami. To może oznaczać PR-ową katastrofę dla skoków narciarskich. A już słychać, że atmosfera w gnieździe trenerskim jest bardzo napięta i nikt nie zawaha się walczyć o swoje. Szczególnie na igrzyskach. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.