Kubacki komentuje występ w Bischofshofen. "Trzy tygodnie temu pocałowałbym B na buli"

Jakub Balcerski
- Chciałem za dużo poprawić na raz. Skończyło się na tym, że zamiast zrobić jeden mały kroczek do przodu, to zrobiłem trzy do tyłu - mówi Sport.pl Dawid Kubacki o ostatnim konkursie 70. Turnieju Czterech Skoczni, w którym po dobrych kwalifikacjach nie był w stanie powtórzyć skoków na podobnym poziomie w zawodach. Teraz twierdzi, że wyciągnął wnioski z tej sytuacji, ale w sobotnim konkursie Pucharu Świata wystarczyło to tylko na 27. miejsce po skokach na 124 i 129,5 metra.

Dawid Kubacki był drugim z polskich skoczków, który zapunktował w niedzielnym konkursie indywidualnym w Bischofshofen. Jeszcze po pierwszej serii zawodnik żalił się nam na trudne warunki, w jakich musiał skoczyć, ale po finałowej rundzie mówił już więcej o własnych błędach i drodze do tego, żeby je wyeliminować. 

Zobacz wideo

Jakub Balcerski: Co w tych skokach było, czego nie było? Jak byś je ocenił?

Dawid Kubacki: Ciężko mi będzie ocenić te dzisiejsze skoki. Pierwsza seria? Ten skok był całkiem fajny z progu, ale tyły nart się założyły na siebie zaraz za progiem i te narty po prostu nie wyszły. Był świderek, musiałem to korygować i znowu tak, jak w ostatnim konkursie Turnieju Czterech Skoczni, straciłem na tym parę metrów. W drugiej serii wydaje mi się, że te narty trochę bardziej udało mi się opanować. One się znów stuknęły o siebie, ale już równolegle, a nie jedna na drugą. Lepiej podeszły, lepiej to chciało lecieć i odległość też już była lepsza. Był to taki przeskok jakościowy, jakiego bym sobie w tym skoku życzył.

Tego spokoju w piątek było na tyle, żeby złapać trochę świeżości? Jesteś zadowolony z tego, jak to dzisiaj funkcjonowało?

Wyciągnę z tego plusy. W seriach konkursowych te skoki były po prostu równiejsze. Nie było tego, co w czwartek w ostatnich zawodach TCS. Tam chciałem za dużo poprawić na raz. Skończyło się na tym, że zamiast zrobić jeden mały kroczek do przodu, to zrobiłem trzy do tyłu. Chociaż i tak patrząc na to, że udało mi się dolecieć wtedy prawie pod tą czerwoną, to jeszcze trzy tygodnie temu przy tak spóźnionym skoku pocałowałbym "B" na początku buli. Jakieś plusy zatem są, ale jak mi się wydaje, to potrzeba jeszcze takiej cierpliwości, spokojnej pracy. Wiem sam z siebie, że wtedy skoki będą wymagały mniej kontroli, koncentracji i potrzeby takiej samoświadomości. To przyjdzie automatycznie dla ciała i to idzie wtedy płynniej. 

Nastroje macie w kadrze pewnie słodkogorzkie: z jednej strony Piotrek wysoko, na siódmym miejscu, a ty punktujesz, ale reszta poza drugą serią i ze słabym występem. Jak to opiszesz, chyba nie jest za wesoło?

Wiadomo, to, że Piotrek jest wysoko, daje trochę radości i uśmiechu. Tak samo było na Turnieju, gdy dawał sobie radę i zajmował niezłe pozycje. Zrobił spory postęp. Pokazuje nam, reszcie, że się da. Że to nie jest zupełnie przegrana pozycja, tylko da się walczyć i tego się będę trzymał. 

Taki postęp, jak u Piotrka, to ten, który też chciałbyś osiągnąć? Do czegoś takiego dążysz?

Tak, na razie on się pojawiał w pojedynczych skokach. W kwalifikacjach do ostatniego konkursu Turnieju Czterech Skoczni skończyłem dziesiąty i z tego mogłem być zadowolony, tam skok też był naprawdę dobry. Przeglądając ten dzień dzisiejszy, to jest trochę inaczej z warunkami, bo wieje z tyłu skoczni. Nie jest może zbyt wiele punktów dodawanych, ale jestem sobie w stanie wyobrazić, że gdy ten skok nie jest jeszcze na jakimś wielkim poziomie, to nawet taka niższa wartość wiatru w plecy przeszkadza bardziej, niż gdyby forma była na tym światowym poziomie. Zamiast metra, czy dwóch ucina nawet pięć-sześć. To możliwe. Ale trzeba cierpliwie pracować. 

Michał Chmielewski z TVP Sport poinformował na Twitterze, że poszliście całą grupą na steki w ten wolny dzień w Bischofshofen, a rozmowa była taka spokojniejsza, luźniejsza. Opiszesz atmosferę, jaką tam wytworzyliście?

To była taka luźniejsza kolacja, tak to trzeba nazwać. Nie było tam nie wiadomo jakich rozmów i poruszanych tematów. Po prostu chwila rozmowy pomiędzy sobą. To też jest przydatne, kiedy można mimo wszystko trochę odsunąć te skoki na jakiś krótki okres i pogadać o czymś innym. 

Jak podchodzicie do konkursu drużynowego w niedzielę? Pewnie trochę inaczej ze względu na sytuację?

Nie, jako faworyci (śmiech). Tutaj tak naprawdę nie ma różnicy, czy podejdziemy do konkursu właśnie jako kandydaci do najlepszych miejsc, czy nie. Robić trzeba to samo. To, co jest właściwe dla naszych skoków. Nic więcej i nic mniej. Tak do tego podejdziemy. Wiem, nad czym mam się koncentrować, to będzie dla mnie kolejny dzień pracy w sytuacji zawodów. Boleśnie mi tamten moment w końcówce Turnieju pokazał, że nie można czasem czegoś przyspieszyć. Wtedy jest tylko gorzej, więc trzeba się trzymać tego, co jest wypracowane i kontynuować taki rozwój. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.