Nikola Grbić: To było mniej więcej w czasie półfinałów PlusLigi z PGE Skrą Bełchatów. Dostałem wtedy telefon z klubu Sir Safety Perugia, ale na początku nie byłem nawet pewien, czy z nimi porozmawiam. Piętnaście dni zajęło mi, żeby zastanowić się, czy powinienem w ogóle zaczynać negocjacje. Jeśli zacząłbym zbyt szybko, istniało ryzyko, że zrobią wszystko, by mnie ściągnąć. Najpierw musiałem zrozumieć, czy chcę z nimi rozmawiać.
Nie ma dobrego czasu, żeby przekazywać takie wieści. Decyzja zapadła na jakiś czas przed meczem, Perugia potrzebowała odpowiedzi dużo wcześniej. Czekaliśmy z ogłoszeniem tego, że przechodzę do Serie A, ale dogadaliśmy się już wcześniej. Naprawdę nie chciałem, żeby sprawa mojego kontraktu i odejścia tworzyła problem dla drużyny przed finałem Ligi Mistrzów, a nawet PlusLigi. Nie chciałem, żeby w tym momencie mieli jakieś myśli niezwiązane z meczami. Jeszcze przed rozpoczęciem rozmów z Perugią powiedziałem im: "Chłopaki, chcę tu być w 100 procentach. Wygrać mistrzostwo i Ligę Mistrzów, a potem zobaczymy, co się stanie". Nadal nie wiedziałem, czy zostanę. Oczywiście wybuch emocji po finale był również spowodowany tym, że wiedziałem, że to mój ostatni mecz w ZAKSIE.
Oczywiście nie podpisujesz umowy, jeśli nie chcesz kontynuować pracy w klubie. W tamtym czasie trwały negocjacje niektórych zawodników na temat ich przyszłości w następnym sezonie. W Polsce to zawsze zaczyna się wcześniej niż w innych ligach, bo we Włoszech czy Rosji zawodnicy i kluby czekają prawie do końca sezonu. Tutaj jest trochę inaczej, bo budżet na kolejny sezon ustalany jest w styczniu. Tym razem zaczęło się jeszcze wcześniej, bo około półtora miesiąca wcześniej, kiedy niektóre kluby zaczęły kontaktować się z zawodnikami i próbować zbudować drużynę na kolejny sezon. Gdyby tak nie było i to wszystko nie nastąpiłoby jeszcze przed połową sezonu ligowego, może nie zgodziłbym się na to przedłużenie umowy. W tamtym czasie, kiedy musiałem zdecydować, czy zgadzam się na nową umowę, nie miałem nic innego. Nikt z Rosji czy Włoch nie szukał trenera i nie kontaktował się ze mną, bo było po prostu za wcześnie. A potem z ZAKSĄ zaczęliśmy grać świetnie w Lidze Mistrzów, wygraliśmy z Cucine Lube Civitanova i Zenitem Kazań. Z tymi wynikami przyszło zainteresowanie z silniejszych klubów, pojawił się telefon i oferta z Perugii, które wszystko zmieniły.
W grudniu, gdy przedłużyłem umowę z ZAKSĄ zdecydowaliśmy, że wrócą do Serbii. Żeby zrozumieć moją decyzję, należy najpierw znać kolejność zdarzeń i jak wpływały na moją rodzinę. Sytuacja z transferami w ZAKSIE wyjaśniała się bardzo szybko, więc jak wcześniej wyjaśniłem, musiałem podjąć decyzję o pozostaniu w klubie dużo wcześniej niż zwykle. Sytuacja nie była łatwa dla moich synów, bo przechodzenie przez zmianę środowiska, szkoły czy przyjaciół co rok lub dwa lata nigdy nie jest łatwa. Mają dziesięć i czternaście lat, więc zdecydowaliśmy: OK, ja zostaję tutaj, a oni jadą do Serbii. Plan był taki, że wrócę i ewentualnie obejmę jakąś reprezentację - może nawet Polskę, jeśli nadarzy się okazja. Podczas pierwszego roku w ZAKSIE moja rodzina została w Weronie. Żyliśmy osobno i każdemu było naprawdę ciężko, więc na drugi rok przyjechali tutaj, bo nie chcieliśmy już być sami. Ale wciąż było nam trudno, bo żeby być razem, musieliśmy mieszkać w Katowicach. Tu była jedyna szkoła w regionie, w której dzieci mogły uczyć się po angielsku. Moja żona nie mówi po polsku, więc dla nich zwykłe funkcjonowanie sprawiało już trochę problemów. A ja prawie codziennie jeździłem dwie godziny do Kędzierzyna i z powrotem do Katowic. Wszystko się nawarstwiało i powiedzieliśmy sobie, że zostanę tu jeszcze rok, a potem wrócę do nich do Serbii. Ale kilka miesięcy później otrzymałem ofertę z Perugii i zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak będzie najlepiej dla naszej rodziny, to był mój priorytet. Doszliśmy do wniosku, że powinniśmy wrócić do Włoch, bo tam możemy być razem, że to najlepsze rozwiązanie.
Po pierwsze, klub rozważał zmniejszenie budżetu, ale po tym, jak niektórzy zawodnicy podpisali kontrakty z innymi klubami, powiedzieli, że mogą przywrócić ten, który mieliśmy w tym roku. Dla mnie w przypadku opuszczenia ZAKSY pieniądze nie były jednak problemem. Opinie wielu osób brzmią tak, jakbym zarabiał tutaj 30 tysięcy euro, a w Perugii miałbym mieć 100 tysięcy. Zależy mi, żeby to było jasne: moje odejście nie wiąże się z żadną obecną sytuacją w ZAKSIE. Nie z sytuacją finansową, nie ze składem - oba kluby mają według mnie bardzo dobrych zawodników - i nie z żadnym innym czynnikiem. Niczym. Moja decyzja jest związana tylko z potrzebami rodziny. Praca w Kędzierzynie pozostanie dla mnie wyjątkowym doświadczeniem. Mogłem liczyć na każdego, a warunki w klubie były optymalne, nie działo się nic złego. Powtarzam sobie, że to były moje najlepsze lata pracy w karierze trenerskiej. Powiedziałem Sebastianowi Świderskiemu, żeby dał mi odejść, bo muszę być z rodziną, ale nawet dodałem: "Nie chcę stąd wyjeżdżać jako zdrajca, czy wróg. Następnym razem, gdy cię zobaczę, chcę, żebyśmy oboje byli szczęśliwi na swój widok". Byłbym gotowy, żeby kiedyś tu wrócić, bo jestem naprawdę dumny z tego, co udało się tu osiągnąć. Zwycięstwo w Lidze Mistrzów było historyczne i nikt nie może nam tego odebrać. Chcę wyjechać stąd jako przyjaciel, bo być może kiedyś nadejdzie okazja, aby ponownie to wszystko tu przeżyć.
Oczywiście był taki moment, kiedy sytuacja finansowa miała dość duży wpływ na klub: kiedy władze myślały o zmniejszeniu budżetu, a my musieliśmy spróbować przekonać zawodników, że to mimo wszystko dobry moment na pozostanie w klubie. Nie chcę mówić, że to nieprawda, bo to były trudne chwile. Ale to był też właściwie krótki okres, ponieważ działacze wrócili do budżetu na ten rok, a my wciąż mogliśmy szukać najlepszych opcji na poszczególne i zastępować tych, którzy odchodzą najlepszymi zawodnikami z rynku.
To normalne. Mam na myśli to, że pieniądze, które Perugia, Modena czy Lube wydają na zbudowanie drużyny, która ma jednych z najlepszych zawodników na świecie, pokazują, że każdy z tych klubów będzie oczekiwał od ciebie zdobycia wielu trofeów. Nauczyłem się tego 25 lat temu, gdy byłem zawodnikiem i nie chowam się za tym jako trener, a wręcz jestem gotów się z tym zmierzyć. Wiem, że to będzie jeszcze trudniejsze, bardziej stresujące i będę miał ciężar o wiele większej presji niż wszędzie, gdzie byłem do tej pory, ale odbieram to jako wyzwanie. Nie jestem trenerem, którym byłem sześć lat temu. Z Perugią chcę spróbować wygrać w Serie A lub Lidze Mistrzów, mieć najlepszych zawodników na świecie. Z ZAKSĄ zdobyłem cztery trofea. Nie wygraliśmy mistrzostwa, a to było dla mnie niezwykle ważne i po porażce w finale z Jastrzębskim Węglem byłem naprawdę rozczarowany. Żałuję, że po całym sezonie dominacji nie udało nam się zdobyć tytułu. Jak wiadomo w tamtym czasie kontuzjowany był Paweł Zatorski, graliśmy połowę półfinału bez niego na boisku, a w dwóch meczach finału nadal nie grał bez żadnych ograniczeń. A bez niego na boisku byliśmy jednak zupełnie inną drużyną. Nie chodzi o to, że Adrian Staszewski nie zagrał dobrze, bo byłem zaskoczony tym, jak dobrze się prezentował, ale Paweł był niezwykle ważny dla naszego zespołu. Nie tylko z powodu tego, co robił na boisku, czy dlatego, że ma doskonałą technikę. On i Ben Toniutti są liderami tej drużyny na boisku i poza nim. Byli jak "super glue" dla wszystkich w ZAKSIE. Jest też jednym z najlepszych libero na świecie, ale jego forma sportowa to jedno, a obecność w drużynie i pomaganie jej to coś więcej. Po przegranym finale PlusLigi nie spałem przez trzy dni. Teraz po wygraniu Ligi Mistrzów, trochę łatwiej z tym żyć i oczywiście odchodzę nie aż tak rozczarowany, jak byłem wtedy, ale z poczuciem, że nie osiągnąłem wszystkiego.
To kolejne wyzwanie: jako trener drużyny takiej jak Perugia musisz sprawić, by najlepsi zawodnicy na świecie grali najlepiej, jak potrafią. Samo posiadanie ich w drużynie nic nie znaczy, bo nazwiska nie grają. To coś, czego udało nam się dokonać z ZAKSĄ. A sprawa trenowania Leona jest jednocześnie pobudzająca jak i kreująca kolejną szansę na rozwój i fascynujące doświadczenie w następnym sezonie.
Szczerze? Nie. To są rzeczy, które każdy widział i obserwował. Wszyscy wiedzą, że zbudowali drużynę, żeby wygrać wszystko i że w zeszłym sezonie mieli wiele kłopotów. Nie wiem, co stoi za tym, że Aleksandar Atanasijević nie grał przez prawie cały zeszły sezon, ale za to wiem, że teraz będzie trochę inaczej. Podpisaliśmy kontrakt z Matthew Andersonem i Simone Gianellim, więc w zespole zaszło kilka ważnych zmian. Oczywiście postaramy się zrobić wszystko najlepiej, jak potrafimy, i wiemy, że każdy postawi przed nami oczekiwania wygrania wszystkiego, co jest do wygrania w kolejnym sezonie. Ale z ZAKSĄ było tak samo - graliśmy w każdych rozgrywkach, tylko po to, żeby je wygrać i nie czuliśmy presji, bo cały czas wygrywaliśmy (śmiech). Jeśli będziemy wygrywać cały czas w Perugii, będzie dokładnie tak samo. Ale wiemy, że inne kluby we Włoszech są bardzo mocne, a konkurencja będzie na najwyższym poziomie. Jestem jednak pewny, że razem dokonamy czegoś wspaniałego.
Myślę, że zabrałbym ich wszystkich, gdybym mógł! (śmiech) Gdybym nie miał Leona i Andersona, prawdopodobnie zabrałbym od razu Olka Śliwkę i Kamila Semeniuka, ale na boisku mogę wystawić tylko sześciu zawodników. Nie mogę ich wszystkich zabrać ze sobą. Przed wyjazdem powiedziałem Sebastianowi, że jestem zainteresowany niektórymi zawodnikami, ale nie chcę ich zabierać stąd na siłę - oferując im duże sumy w kontraktach, albo płacąc ogromne kwoty wykupu dla ZAKSY tylko po to, aby ich mieć już teraz. Zniszczyłbym przecież ich skład na następny sezon. Ale jeśli pojawi się szansa, że ??ZAKSA będzie chciała ich po prostu sprzedać, albo oni będą chcieli odejść, jako pierwszy stanę w kolejce do zakontraktowania tych gości. Po dwóch sezonach poznałem ich prawdziwą wartość - najpierw jako ludzi, teraz także jako zawodników. Byłbym bardzo szczęśliwy, mogąc z nimi ponownie współpracować, czy to w Perugii, czy może kiedyś w reprezentacji lub znów w ZAKSIE. Są na moim radarze, więc gdziekolwiek nie pójdę, będę starał się mieć ich przy sobie.
Ze względu na to, że Serbia nie gra, naprawdę mam nadzieję, że ci goście z Polski, Ben Toniutti z Francją lub David Smith z USA wygrają albo chocieaż wylecą z Japonii z medalem. To będzie całkiem ciekawy turniej. Wszyscy myślą, że Polska ma w swoim składzie coś więcej i jedzie do Tokio jako wielki faworyt, ale myślę, że tu akurat nigdy nic nie wiadomo. Z ZAKSĄ nie byliśmy faworytami, kiedy pokonaliśmy Lube, Kazań czy Trento w Lidze Mistrzów. Na papierze Polska jest chyba najsilniejsza, ale sam papier nie gra. Musisz wyjść na boisko i poradzić sobie z tą presją i dużymi oczekiwaniami, ale chłopaki o tym wiedzą. Będzie to jednak trudne zadanie, zobaczymy, czy Polska da sobie z nim radę.
Nie, myślę, że Zati pojedzie na igrzyska olimpijskie i będzie w dobrej formie, bez problemów zdrowotnych. Nie sądzę, żeby cokolwiek mogło go zatrzymać. Naprawdę mam nadzieję, że każdy z ZAKSY pojedzie do Tokio. Myślę, że zasługują na to po takim sezonie. Zwykle, gdy musisz wziąć dwunastu graczy, bierzesz jednego libero, ale jedziesz też z pięcioma przyjmującymi i trzema środkowymi. Możesz jednego z nich przestawić na pozycję libero, ale kluczem jest to, żeby mieć dwóch atakujących i dwóch rozgrywających. To konieczność. Naprawdę nie wiem, jak Vital to zorganizuje, ale wiem tylko, że na 100 procent zabrałbym swoich ludzi z ZAKSY! Mógłbym wziąć nawet trzech libero, ale zabrałbym swoich chłopców i poszedł z nimi walczyć gdziekolwiek (śmiech).
Absolutnie tak! Śliwka, Semen i Kaczmarek jako atakujący! On może świetnie atakować, potrafi blokować, możesz go wykorzystać przy podwójnej zmianie - gdziekolwiek go potrzebujesz! Semeniuk to ten, który przyda się zwłaszcza przy zagrywce, Olek, poza grą jako przyjmujący, może wejść na atak. Z tymi facetami możesz zrobić wszystko! Kiedy pracujesz z zawodnikami, którzy są odpowiednio zmotywowani i skoncentrowani, za każdym razem będą starać się poprawić. Moje relacje i praca z nimi były przez to tak dobre, że nie mam wątpliwości, że wziąłbym ich do swojego zespołu. Pokazali swoją jakość, wygrywali z najlepszymi drużynami na świecie. Może jestem subiektywny ze względu na dwa lata pracy spędzone z nimi, ale po prostu czuję, że jeśli chcesz wygrać igrzyska, mają wszystko w zakresie techniki, taktyki i mentalności, czego potrzebujesz, aby wykonać to zadanie. Oddaliby wszystko, żeby tam pojechać, doskonale to wiem. Jestem ich wielkim kibicem, ale nie dlatego, że razem pracowaliśmy. Przede wszystkim dlatego, że udowodnili swoją wartość na boisku. Chciałbym zobaczyć ich ze złotymi medalami na szyi w sierpniu.