Mecz towarzyski z Mołdawią miał być niemalże w pełni poświęcony Kamilowi Grosickiemu. Skrzydłowy po siedemnastu latach gry dla reprezentacji pożegnał się z narodowymi barwami, zamykając swój licznik rozegranych meczów na 95-ciu. Niestety cała otoczka tego wielkiego wydarzenia została zakłócona przez zamieszanie z Robertem Lewandowskim. Kapitan naszej kadry zrezygnował z gry z Mołdawią oraz we wtorek 10 czerwca z Finlandią z uwagi na zmęczenie sezonem. Problem w tym, że przez długi czas wydawało się, iż nie pojawi się nawet w Chorzowie na pożegnaniu Grosickiego.
Potężna fala krytyki spadła na Lewandowskiego za taką postawę. Kariery reprezentacyjne jego oraz zawodnika Pogoni Szczecin to praktycznie ten sam okres czasu. Poza tym jest kapitanem. Napastnik FC Barcelony ostatecznie przybył jednak do Chorzowa w dniu meczowym. Tłumaczył potem w wywiadach, że taki był plan od początku. Nie wszyscy mu w to uwierzyli, a krytyka tylko trochę ustała. Nie ze strony Marka Koźmińskiego. W rozmowie z Kanałem Sportowym były wiceprezes PZPN stwierdził wprost, że Lewandowski sam to wszystko sprowokował, a próba ratowania sytuacji wcale mu na dobre nie wyszła.
- Roberta bardzo szanuję. Być może to najlepszy piłkarz w historii polskiej piłki. Natomiast jeśli mówimy o kapitanie kadry czy przywódcy, to ocena musi być inna. Przykro mi to mówić, ale to trochę na żądanie Roberta. To wszystko jest niepotrzebne. Ten przyjazd na reprezentację był sztuczny. Nie wiem, czy ci doradcy od kariery Roberta prowadzą ją dobrze od strony pozaboiskowej. Poszedł w złą stronę. Nigdy nie będzie umiłowany przez naród właśnie przez takie zachowania - stwierdził Koźmiński.
Nigdy się zapewne nie dowiemy, jak miało być naprawdę. Fakty są jednak takie, że wokół reprezentacji Polski pojawiło się kolejne zupełnie niepotrzebne zamieszanie, które, co gorsza, przyćmiło tak naprawdę pożegnanie wielkiej legendy naszej kadry. Przed Polakami teraz kluczowy mecz eliminacji do mistrzostw świata. We wtorek 10 czerwca o 20:45 zmierzą się w Helsinkach z Finlandią.